tag:blogger.com,1999:blog-30548594901292802372024-03-05T18:27:09.185-08:00zielkeo książkach i pisaniu...manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.comBlogger23125tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-68361544532903052432012-06-01T15:46:00.000-07:002012-06-02T04:50:42.418-07:00"Księga kłamców" - moja nowa książka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKGAYQxMFRqs6BwTpjN1o_Lzq4Aa1LHbyx6n7zEy5yjnKOSHtGTmwd4hom9UUzxBjbwr0SuKlMuJelE64s9ekWl-iARb77qbEflB4d_0fzw0JmS347aeyTB4og-skc4K524_3r8lKCW3EH/s1600/ksiegaklamcow-naj.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKGAYQxMFRqs6BwTpjN1o_Lzq4Aa1LHbyx6n7zEy5yjnKOSHtGTmwd4hom9UUzxBjbwr0SuKlMuJelE64s9ekWl-iARb77qbEflB4d_0fzw0JmS347aeyTB4og-skc4K524_3r8lKCW3EH/s320/ksiegaklamcow-naj.jpg" width="205" /></a></div>
W dzień zwycięstwa (9 maja), do księgarń trafiła moja najnowsza powieść "Księga kłamców" - którą wydawca reklamuje - nie bez powodu - jako najbardziej śmiałą książkę roku. Pierwsze opinie recenzentów są znakomite, a oceny wysokie, choć zdarza się też ostra krytyka. Większość czytelników docenia oryginalność i unikatowość powieści, a nawet krytycy mówią o ciekawej ironii, zabawnych fragmentach i poczuciu obcowania z naprawdę niesamowitą książką. Uważają jednak przy tym, że przesłanie książki jest nieczytelne, a ja przesadziłem z "wygłupami, przewrotnością i szokiem" (bo z pewnych rzeczy nie wypada żartować, nie można przekraczać granicy dobrego smaku), przez co sam się oszukuję, że napisałem dobrą książkę.<br />
<br />
Cóż, ta powieść nie jest dla wszystkich, lojalnie więc ostrzegam: jeśli lubisz książki przewidywalne, liniowe, politycznie poprawne, nie pozwalające ci na wyciąganie własnych wniosków i narzucające słuszną linię, napisane bez pazura i polotu, powieści takie jakich wiele lub ciągle o tym samym, wypracowane dla zysku a nie popełnione z przyjemności i chęci pokazania czytelnikowi innego (istniejącego a niby nierealnego) świata, to "Księga kłamców" nie jest dla ciebie.<br />
<br />
Jeśli jednak jesteś otwarty na nowości, eksperymenty i doznania, jeśli kiedyś orbitowałeś w kosmosie albo zaliczałeś nura w <i>blue hole</i>, jeśli trafiony narkozą azotową zakochałeś się w <i>Bellsach</i> i kamiennych podwodnych ogrodach, jeśli po nocnych przygodach z panem Jimem Beamem patrzyłeś w pysk wielkiemu gruberowi, a na 40 metrach pod wodą przyjaciel zwymiotował ci na głowę, jeśli spałeś w zapomnianym mieście hipisów w szałasie za 1 dolara razem z robalami wielkości kciuka i zardzewiałym prysznicem tuż nad kiblem, jeśli autobus arabów zamiast dobrać się do twojej dziewczyny wywiózł cię na środek pustyni (a dopiero potem wziął się za dziewczynę, której nie miałeś :), jeśli nie znając ani słowa po niemiecku spędzałeś noc w obozie komunistycznych niemieckich pionierów, jeśli mieszkałeś w akademiku z rosyjskimi degeneratami i murzyńskim wojownikiem, który nawijał tylko po francusku, a w nocy sprowadzał przyjaciół by siedząc na podłodze w kółeczko se pograć na bębnach (a ty miałeś sny o ludożercach), jeśli w pokoju obok habibi o szalonych oczach uczył się produkcji bomb z proszku do pieczenia, a w domu z szyldem "Zmęczeni sukcesem" czterech czubków grało nago w brydża zapisując roberki na "Grze w klasy", jeśli wiesz, co to są wyścigi rydwanów na korytarzach Żwirki i Wigury, jeśli z tego wszystkiego wyszedłeś cało... i masz ochotę przeżyć książkową przygodę życia... no to zapraszam :)<br />
<br />
Ta książka łatwo się czyta, ale wcale nie jest łatwa. Nie wszyscy zrozumieją jej sens i "nieczytelne" przesłanie (ale może chociaż będą się dobrze bawić). To wcale nie jest tylko zgrywa i szokujące zagrania, to nie tylko kpina i wygłup. Ci mądrzejsi ode mnie, a głupsi od krytyków, dostrzegą w tej książce krytykę współczesnego porządku świata, świata zgubionej w seksie miłości, świata
zdominowanego przez elektroniczne media, przeżartego gangreną rynków finansów i giełd, spleśniałej demokracji, zagubionego kapitalizmu, brudnej polityki, zakłamanych służb specjalnych - WIELKIEGO KŁAMSTWA w
jakim żyjemy, na jakie się godzimy i jakie budują nam politycy i
media. Nie kochani, ja nie chcę z tym walczyć, ja byłem częścią tego świata i mogę teraz tylko się z niego śmiać (a wy jak chcecie to walczcie albo też się śmiejcie - może armia roześmianych oburzonych będzie skuteczniejsza niż armia samobójców czy terrorystów).<br />
<br />
Daleko mi do rewolucjonisty, ale staram się być uważnym obserwatorem. Lubię też samodzielnie myśleć i nie kierować się jedynie rekomendacjami innych. Dlatego chcę, żeby czytelnik sam sobie interpretował
treści z "Księgi kłamców", zadał sobie pytania o to wszystko, o
czym ta książka jest. By sam stwierdził, czym dla niego jest miłość, religia i Bóg, by rozmawiał (albo chociaż rozmyślał) o swoich wątpliwościach (czy wątpliwości od razu oznaczają wyrzeczenie się wiary?), by nie bał się zadawać pytań prostych i trudnych, banalnych i fundamentalnych. By odpowiedział sobie na pytanie, co wie o eksterminacji Żydów i co czuje (jeśli cokolwiek), gdy o tym mowa i mowa o "polskich" obozach śmierci lub "barakach Obamy". Sami musimy się osądzić: czy wierzymy, kochamy czy jesteśmy rasistami, antysemitami, kretynami, czy też mamy ochotę walczyć z demonami. "Księga kłamców" wam w tej ocenie nie pomoże. Szukajcie więc sami prawdy w "Księdze kłamców" i przyjmujcie ją, jak tylko chcecie.<br />
<br />
<a name='more'></a>"Księgę kłamców" możecie kupić m.in. tutaj:<br />
<a href="http://www.wydawnictwoprincipium.pl/">www.wydawnictwoprincipium.pl</a><br />
<a href="http://ksiegarniaatena.osdw.pl/ksiazka/Zielke-Mariusz/Ksiega-klamcow,56862802062KS">http://ksiegarniaatena.osdw.pl/ksiazka/Zielke-Mariusz/Ksiega-klamcow,56862802062KS</a><br />
<a href="http://merlin.pl/Ksiega-klamcow_Mariusz-Zielke/browse/product/1,1006990.html">http://merlin.pl/Ksiega-klamcow_Mariusz-Zielke/browse/product/1,1006990.html</a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-2303819624977719142011-12-19T04:36:00.000-08:002011-12-19T04:36:25.742-08:00Wyspa dla dwojga! - moja kolejna książka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj41sUKDv_soGwmNtJneHBIzHrdV7nei0clJlfB9KMJLTI8jwOZ742uc2TxNmTB-XPKvcZxAkrd9cwLQnghXlVwZHt2n-o3bFEF8H260qnPu8VIpsgUZcFFODVFmlKWTlWbSemetUWJfWTB/s1600/wyspa-na-ngi.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj41sUKDv_soGwmNtJneHBIzHrdV7nei0clJlfB9KMJLTI8jwOZ742uc2TxNmTB-XPKvcZxAkrd9cwLQnghXlVwZHt2n-o3bFEF8H260qnPu8VIpsgUZcFFODVFmlKWTlWbSemetUWJfWTB/s320/wyspa-na-ngi.jpg" width="320" /></a></div>„Szokujące, onieśmielające, uwodzące”; „Zaskakujące połączenie brutalizmu z delikatnością”; „Łamie konwenanse literackie”; „Nie byłam w stanie przewidzieć co się za chwilę stanie” - tak o moich opowiadaniach o miłości i zbrodni piszą pierwsi czytelnicy. Zachęcam do lektury książki. Poniżej fragment.<br />
<br />
<br />
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Serge w grudniu miał skończyć czterdziestkę. </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Wcale nie czuł się czterdziestolatkiem, lecz z faktami się nie dyskutuje. Miał dwójkę dzieci – chłopca i dziewczynkę – i wspaniałą żonę Rosalię, którą poznał dwadzieścia lat temu na Ibizie. </span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL"></span></span></span></span></div><a name='more'></a><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> </span></span></span> <br />
<div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Rosalia nie była zachwycająco piękna. Za to miała w sobie coś przyciągającego, cechował ją zimny intelekt i zdolność do wszczynania awantur. Wylądowali w łóżku po tym, jak rozzuchwaleni burżuazyjną wolnością dla zabawy biegali po dachach aut zaparkowanych pomiędzy kipiącymi zabawą ulicami Nicolau i San Cristobal. Nosiła okrągłe okulary, była mało seksowną chudziną, pozbawioną bioder i piersi. W łóżku najbardziej lubiła rozmawiać o polityce.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">–</span><span style="color: black;"> <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Jestem komunistką – powiedziała mu tej nocy. </span></span></span></span><span style="color: black;">–</span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL"> Kocham Che Guevarę. </span></span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">–</span><span style="color: black;"> <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Będę twoim Granado – odparł, czym zyskał jej sympatię.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Wypili razem kolejną butelkę wina, po czym Rosalia zasnęła, a on posiadł ją nad ranem w przypływie desperacji. Kochanie się z nieprzytomną, oziębłą komunistką było szczytem perwersji, przynajmniej na Ibizie. Serge odgonił wyrzuty sumienia i doznał spełnienia, wyobrażając sobie, że właśnie uwodzi skrzyżowanie Katarzyny Blum i Brigitte Bardot. </span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Rankiem Rosalia zwymiotowała na podłogę, po czym bez zawstydzenia i cienia skruchy powiedziała mu, że nie chce go więcej widzieć. Miał ochotę napluć jej w twarz, ale tylko skinął głową. </span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Był pewien, że więcej się nie zobaczą. </span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Prawie pół roku później, gdy wyjechał na weekend do Paryża, na rue la Fayette, raptownie zatrzymał się przy nim mercedes z dwoma bandziorami. Został porwany, wepchnięty do bagażnika i przewieziony do podmiejskiej posiadłości oprawcy. Z</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">nalazł się oko w oko z Dominikiem Sarną, milionerem z branży metalurgicznej. Obok niego siedziała Rosalia w zaawansowanej ciąży.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">–</span><span style="color: black;"> <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Zgwałciłeś moją córkę – powiedział Dominik. – Zostaniesz za to zamordowany. Na dodatek zrobiłeś jej dziecko, więc przedtem czekają cię okrutne tortury. Zanim to nastąpi... Rosalia wymogła na mnie obietnicę, że pozwolę ci na ostatnie życzenie. </span></span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Jeśli dobrze wybierzesz, być może się uratujesz, a przynajmniej zyskasz szansę, by cię wysłuchano na Sądzie Ostatecznym – dodała Rosalia z przewrotnym uśmiechem.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Serge zastanawiał się </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">przez chwilę, gdy nagle zrozumiał ukryte przesłanie.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Chciałbym ożenić się z pańską córką, panie Sarna.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">I tak Serge pojął za żonę Rosalię, która szybko wyjaśniła mu, że ich małżeństwo będzie fikcyjne i że właściwie może czuć się wolny, </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">zachowując jedynie pozory.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">–</span><span style="color: black;"> <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">To będzie idealny układ, doskonała wręcz symbioza. Dzięki małżeństwu uwolnię się od nadopiekuńczości ojca, a ty będziesz miał stałą posadę mojego męża, co pozwoli ci się utrzymać.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Wkrótce wzięli ślub. Był bardzo elegancki, „Ave Maria” zaśpiewała im Atylla Stavros, wielka gwiazda oper mydlanych i pieśniarka występująca na koncertach obok takich gigantów jak Sting czy Cher.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">–</span><span style="color: black;"> <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Myślałem, że ona nie żyje – szepnął Serge w ucho Rosalii, która uśmiechnęła się znacząco i odparła:</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">–</span><span style="color: black;"> <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">To był chwyt marketingowy. Zmartwychwstanie w blasku fleszy dokładnie za tydzień, tuż po premierze swojej najnowszej, wspomnieniowej płyty.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Ślubu udzielał im ksiądz, do którego Rosalia zwracała się: ojcze Barnabo, mrugając jednocześnie oczkiem i uśmiechając się zagadkowo. Ksiądz miał śniadą cerę, mocno kręcone hebanowe włosy, wydatne brwi i </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">przeszywające spojrzenie. Serge czuł, że Barnaba go nienawidzi, i dlatego myli kwestie, które powinni wypowiadać. Mówił do Serge’a przez mikrofon: „...</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">i nie opuszczę cię aż do śmierci”</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">, po czym dodawał szeptem, z myślą o świeżo upieczonym małżonku:</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL"><i> </i></span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">„co wkrótce nastąpi”</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">. </span></span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Tajemnica nastawienia ojca Barnaby miała się niebawem wyjaśnić.</span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Po ślubie i hucznym włosko-francuskim weselu, na którym wypito kilka litrów trunków z najwyższej półki i trzy beczki zepsutego wina, zjedzono dwadzieścia pieczonych baranów i spłodzono tuzin włosko-francuskich potomków z domieszką krwi afrykańskiej i bałkańskiej, Serge i Rosalia wyjechali w kilkumiesięczną podróż poślubną do Hiszpanii. Zamieszkali w apartamencie wynajętym przez ojca panny młodej.</span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Spędzicie tam miłe chwile, Rosalia urodzi mi wnuka, po czym wrócicie, a ty weźmiesz się do roboty. Mam w stosunku do ciebie wielkie plany.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">–</span><span style="color: black;"> <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Tak jest, panie Sarna – rzekł Serge, mimo wewnętrznego buntu, szczególnie co do planów, dotyczących własnej osoby. Studiował z zapamiętaniem i miłością archeologię i nie zamierzał skończyć jako metalurgiczny fabrykant, przedsiębiorca, makler, bankier czy złodziej.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Apartament w Lloret de Mar okazał się obszerną willą położoną na strzeżonym luksusowym osiedlu. Zbudowano je na porośniętym soczystą zielenią </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">wzniesieniu górującym nad miastem. Z każdego domu rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na śródziemnomorskie plaże Costa Brava. W dzień kurort pławił się w słońcu i luksusach, nocą bawił w setkach klubów niemal tak dobrze jak na Ibizie. Czuło się tu przesiąkniętą seksem atmosferę wolności i piękna. Gdy wiało od południa w nozdrza Serge’a wpadały zapachy Barcelony. </span></span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Poczuł takie szczęście, że postanowił spróbować zbliżyć się do żony.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Jeśli mnie tkniesz, utnę ci kutasa – odpowiedziała na jego zaloty Rosalia, jasno dając mu do zrozumienia, że wciąż jest zagniewana. – Nasze małżeństwo jest fikcją i masz to sobie jasno zapisać w pustej mózgownicy. Oficjalnie gramy szczęśliwą parę, ale żyjemy każde swoim życiem. Możesz potraktować to jako pracę. Przez osiem godzin grasz mojego męża, a potem ma cię nie być. Ty śpisz na kanapie w salonie, ja w sypialni.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Mogę iść na piwo? – zapytał zdruzgotany.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Jak chcesz, możesz iść też na kurwy. Nie obchodzi mnie to.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Serge nie mógł dojść do ładu ze swoimi uczuciami. Przecież nie kochał Rosalii. Jej ciało, teraz </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">zniekształcone ciążą, odrzucało go, wręcz nie chciało mu się myśleć o seksie. Mimo to, gdy spoglądał w głąb siebie, każda myśl o Rosalii przyprawiała go o szybsze bicie serca. Tłumaczył sobie, że to z powodu odmiennego stanu żony. Miała zostać matką jego dziecka, małego stworzenia, z którym już czuł silną więź. Nie mógł więc nie kochać Rosalii. Ale dlaczego czuł też podniecenie, silny, domagający się spełnienia wyrok męskości?</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Ruszył na podbój nocnych klubów, lecz </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">nie zdołał poderwać żadnej dziewczyny. Zaskoczyło go to. Przecież wyglądał całkiem nieźle, zachowywał się jak rozrzutny lowelas, pozował na intrygującego i zbuntowanego. Nawet obrączka, której zdecydował się nie zdejmować, nie pomagała. </span></span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Upił się przy barze.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">W pewnej chwili usiadła przy nim ognista Mulatka, która, o dziwo, odpowiedziała na jego zaczepkę słonecznym uśmiechem. </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Zęby miała tak białe i równe, że Serge pomyślał o rekinach i postanowił, iż nigdy nie pozwoli jej na miłość francuską. Po trzecim czy czwartym drinku nachyliła się do jego ucha i szepnęła:</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Pójdziemy do mnie?</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Zdziwiony i szczęśliwy ochoczo pokiwał głową.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Sto euro – powiedziała dziewczyna i dopiero wtedy zrozumiał, że ma do czynienia z prostytutką.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Zgoda.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Zaprowadziła go na piętro pobliskiej </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">kamienicy. Na schodach towarzyszyły im odgłosy gwałtownego seksu dochodzące z sąsiednich pomieszczeń.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Jak lubisz? Ostro czy romantycznie? </span></span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Serge wzruszył ramionami. Nagle zrozumiał, że wcale nie ma ochoty na seks i że na widok ponętnej kobiety nie </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">czuje podniecenia. Przeraził się, a potem pomyślał, że chciałby to opowiedzieć Rosalii. Odsunął stanowczo Mulatkę od siebie, przeprosił i zamierzał wyjść.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">A moje sto euro?</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Przecież do niczego nie doszło.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Straciłam wieczór.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Wyjął portfel i wręczył jej dwa banknoty. </span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Rosalia już spała. Wycofał się cicho z sypialni, choć czuł</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL"> podniecenie i chciał mówić o swoich uczuciach. Może to i dobrze, że śpi – pomyślał, bo mogłaby przyjąć jego wyznanie jako pijackie majaczenie, a przecież on myślał całkiem trzeźwo. Całą noc przygotowywał się i rozważał, jak powinien jej powiedzieć o tym wszystkim. Zastanawiał się, czy tego nie spisać, lecz uznał, że mógłby tym wszystko zepsuć. Twoje serce będzie mówić, tak sobie powiedział.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Już jutro, najdroższa, cię odzyskam, pokajam się i obnażę przed tobą, tak że nie będziesz mogła mnie odtrącić. Będziesz moją królową. Ofiaruję ci życie, sprawię, że poczujesz się jak bogini – szeptał do siebie zaklęcia.</span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Zasnął nad ranem i obudził się z bolącą głową. Rosalia krzątała się gorączkowo po kuchni, przygotowując jakąś pachnącą potrawę. Ucieszył się – przy jedzeniu będzie mu jeszcze łatwiej opowiedzieć o swoich uczuciach.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Wstań, umyj się i idź sobie gdzieś – powiedziała Rosalia, gdy zobaczyła, że się obudził. - Będę miała gości.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Gości? A gdzie mam się podziać?</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Zamyśliła się.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">No dobrze, możesz zostać. Może to będzie nawet zabawne.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Usłyszał dzwonek do drzwi, gdy</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL"> wyszedł spod prysznica. Włożył szlafrok i cicho otworzył drzwi łazienki. W salonie stał mocno opalony i silnie zbudowany playboy o kruczoczarnych kręconych włosach oraz kobieta takiej samej karnacji, o dużych piersiach i wydatnych ustach. Białka ich niezwykłych oczu świeciły, odbijając promienie słońca.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Barnaba? Ojciec Barnaba? Skąd on tu się wziął? Na dodatek w skórzanej kurtce i przezroczystej koszulce opiętej na opalonych mięśniach.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Serge zrozumiał, że ksiądz, który udzielał im ślubu, był fałszywy. </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Pewnie Rosalia i jej ojciec zakpili z niego, a może chcieli z jakiegoś powodu upozorować małżeństwo? Możliwe, że łatwiej im będzie potem je unieważnić? A może to wszystko to tylko żart – Rosalia zaraz wyjmie poduszkę spod sukienki i wyszydzi jego nadzieje? – Myślałeś, że możesz zrobić dziecko takiej kobiecie, jak ja, głupcze?</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Barnaba podszedł do Rosalii, pocałował ją w policzek i </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">czule pogłaskał ciężarny brzuch. Serce Serge’a zamarło. – A jeśli to jego dziecko, a ja głupiec dałem się nabrać? Kobieta równie serdecznie pogłaskała okrągły brzuch i pocałowała Rosalię, ale zrobiła to znacznie bardziej namiętnie, niż się spodziewał. Pierwszy raz widział taki pocałunek. Mimo to jego umysł nie dopuszczał oczywistych faktów.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Zszedł na dół. Popatrzyli na niego bez wyrazu. </span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Barnabę już znasz – powiedziała Rosalia. – Jako ksiądz sprawdza się średnio. A to jest Avril.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Avril była dziwna. Z daleka wydawała się oszałamiającą pięknością. Z bliska dało się </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">jednak zauważyć istotne defekty. Miała za dużą i zbyt kwadratową głowę, niepasujące do twarzy usta i oczy, krzywy i haczykowaty nos, zwarte i nieproporcjonalnie duże piersi, za wąskie biodra i tęgie łydki. Była jakby składanką pięknych rzeczy, które ktoś przypadkowo zlepił w jedno. Nad górną wargą widniała szeroka blizna, która mogła być następstwem wypadku, ale Serge czuł, że to efekt znacznie bardziej dramatycznych okoliczności. </span></span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Witaj – Avril ujęła jego dłoń i ścisnęła ją mocno, po męsku. – Miło cię poznać.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Uważaj chłopcze, bo moja siostra przyciąga jak cudowny trujący kwiat, a potem nie ma litości dla swoich ofiar – rzekł Barnaba.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">A więc są bratem i siostrą , pomyślał Serge, przyglądając się im, lecz nie dostrzegał wyraźnego podobieństwa. Choć te oczy... było w nich coś, jakiś wspólny pierwiastek. Z pewnością byli Arabami, Turkami albo Egipcjanami.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Avril i Barnaba zostaną u nas na jakiś czas.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Zostaną? – przeraził się. Nawet nie to, żeby miał coś przeciwko temu. Chciał po prostu powiedzieć Rosalii o tym, o czym myślał w nocy, i wcale nie potrzebował do tego świadków. A teraz będzie z tym problem. </span></span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Musiał się ukorzyć. Skoro tak chciała Rosalia, to było dla niej ważne. A skoro było ważne dla niej, to również dla niego. Postanowił, że wytrzyma i jeszcze mocniej przygotuje się do wyznania. – Oczywiście, kochanie. Jak sobie życzysz.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Kochanie? – uśmiechnął się Barnaba.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">– <span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Serge dostał polecenie udawania publicznie mojego dobrego męża. Spokojnie... kochanie, Avril i Barnaba wiedzą o wszystkim, nie mam przed nimi tajemnic. –Rosalia pochwyciła dłoń Avril i pogłaskała ją czule. – Jesteśmy jak bracia i siostry.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Czy już wówczas Serge przeczuwał, że Rosalia i Avril są kochankami? Czy podejrzewał, że wraz z Barnabą tworzą jakiś bluźnierczy trójkąt, pełen nie tylko miłosnych uniesień, al</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">e także cierpienia i krzywdy? Nie, być może odrzucał tę myśl albo starał się nie dostrzegać wyraźnych gestów, spojrzeń, pocałunków. Chyba myślał, że to wszystko minie, Barnaba i Avril wyjadą, a on będzie mógł zdobywać Rosalię.</span></span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Dni mijały </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">powoli jak hiszpańska sjesta. </span></span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Całą czwórką przesiadywali na tarasie chłodząc się lemoniadą, wcinając figi, migdały i winogrona. Wieczorami pili wino, chodzili na chrupiące krewetki i calamary, grali w karty i gry planszowe, a noce Serge spędzał na niespokojnym czuwaniu. Avril i Barnaba spali w pokoju na górze, sąsiadującym z sypialnią żony, podczas gdy on zajmował salon. Czuł się chory z upokorzenia, postanowił jednak wytrwać. </span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">W drugim tygodniu ich </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">pobytu coś obudziło go w nocy, wyszedł za potrzebą, a potem ruszył na taras. Noc była ciepła, pełna gwiazd i tak jasna, że niewiele różniła się od dnia. W dole, na plaży zobaczył jakieś rozbawione postaci. Często na tej plaży dochodziło do ekscesów, kochankowie uprawiali radosną miłość, mężczyźni bili się o kobiety, a kobiety o mężczyzn. </span></span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Tym razem zabawa była inna; coś przyciągnęło jego wzrok. </span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Brzuch. Jedna z bawiących się kobiet miała duży ciężarny brzuch. W dwóch pozostałych postaciach rozpoznał jej przyjaciół. Głodnym wzrokiem patrzył, jak dobrze się bawią, biegają nago po piasku, wskakują do wody, wychodzą, popijają wino, </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">pieszczą się i obsypują piaskiem. Kiedy na koniec Rosalia leżała na plaży, a Barnaba i Avril głaskali ją czule po okrągłym brzuchu, poczuł palące ukłucie zazdrości i się rozpłakał.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Następnego dnia zamierzał oddać Rosalii obrączkę i poszukać własnej drogi, ale kiedy wstał, tamtych już nie było. Zostawili go samego na pastwę okrutnych myśli. </span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">W przypływie desperacji wszedł na górę, nieśmiało zajrzał do pokoju gościnnego, a gdy upewnił się, że jest sam, przetrząsnął rzeczy Barnaby i Avril. </span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Nigdy dotąd nie zrobił czegoś równie podłego. Nigdy nie upadł aż tak nisko. </span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Mimo obrzydzenia, jakie czuł do siebie, im bardziej zagłębiał się w tajemnice nieproszonych gości, tym mocniej czuł potrzebę poszerzenia swojej wiedzy. W bagażach Barnaby znalazł dwa fałszywe paszporty, dziwne proszki i tajemnicze specyfiki oraz note, zawierający kompletnie pozbawione logiki zapisy. </span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Avril z kolei poza kobiecymi przyborami oraz „Grą w klasy” Cortazara nie miała nic ciekawego. Jak to możliwe, żeby taka kobieta była aż tak nieinteresująca? </span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Chciał już wychodzić, ale zajrzał do szafy</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL"> i zobaczył ukryty głęboko pakunek. Była to sportowa torba, której zamek dodatkowo zabezpieczono kłódką. Kluczyk leżał na stole. Po chwili wahania Serge otworzył kłódkę i zajrzał do środka. To, co zobaczył, przeraziło go tak, że pędem wybiegł z pokoju Barnaby i Avril. </span></span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Ślady jego obecności w pokoju</span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL"> nie miały absolutnie żadnego znaczenia. </span></span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Zamierzał czym prędzej udać się na policję i wszystko opowiedzieć. Zbiegając schodami ze zbocza w kierunku miasta, śmiał się w duchu, a potem na głos ze swojego szczęścia. Oczami wyobraźni widział już wyprowadzanych w kajdankach wrogów i szczęśliwą, uwieszoną na jego ramieniu Rosalię.</span></span></span></div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;">„ </span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Mój ty bohaterze” – powiedziała do niego, a potem ucałowała w oba policzki.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">A jeśli ona z nimi współpracuje? </span></span></span> </div><div lang="pl-PL" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Nie, niemożliwe. </span></span></span> </div><div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">Myśl ta sprawiła, że zwolnił kroku. Co będzie, jeśli za ten czyn Rosalia znienawidzi go na </span></span></span></span><span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span lang="pl-PL">zawsze? Co będzie, jeśli sama zostanie oskarżona. Ba, on także mógł być ukarany. Co prawda zgłosił przestępstwo, ale może wcześniej je ukrywał. Musi ponieść konsekwencje.</span></span></span></span></div><div lang="pl-PL" style="font-style: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;"> <span style="color: black;"><span style="font-family: Arial,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Na szczęście los zdecydował za niego. </span></span></span> </div>manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-54709591766349322042011-12-05T13:33:00.000-08:002011-12-05T13:33:40.331-08:00Asurito Sagishi - cnotliwy aferzysta<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY6Wm6AnV3MtOII00c9WoVk0EjijgEqbyk8JZsJAtlquRMeGICf50UJRZF-UObspaMcWEr0_KguwNFivnI3Y7t8aZFJyGK0zk39jYBhzFbS3aUU5hzI0HgpmwGKDLDnzmuiam86tyFO6eG/s1600/asurito+sagishi+okladla+20.11.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="228" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY6Wm6AnV3MtOII00c9WoVk0EjijgEqbyk8JZsJAtlquRMeGICf50UJRZF-UObspaMcWEr0_KguwNFivnI3Y7t8aZFJyGK0zk39jYBhzFbS3aUU5hzI0HgpmwGKDLDnzmuiam86tyFO6eG/s320/asurito+sagishi+okladla+20.11.jpg" width="320" /></a></div><br />
W dobrych księgarniach jest już do kupienia moja najnowsza książka - Asurito Sagishi - cnotliwy aferzysta. Zapraszam. <span><span class="description">To mocna, szybka, pełna akcji i czarnego humoru powieść o współczesnej Polsce. Bohater, detektyw o brudnych myślach, lecz gołębim sercu, naraża się tajemniczemu terroryście, gangom, służbom specjalnym, podejrzanym biznesmenom, a nawet samemu prezydentowi uwikłanemu w romans z gwiazdą pop. Gdy z rąk brutalnych zabójców ginie jego klientka, wpada w wir wydarzeń, w których z pozoru nic do siebie nie pasuje.</span></span><br />
<br />
<span><span class="description">Fragment:</span></span><br />
<span>Nigdy po alkoholu nie rzygam, ale też nigdy po wypiciu flaszki wódki nie wsadzano mnie do bagażnika bmw, które, jak przystało na auto markowe, powinno mieć bagażnik przestronny i klimatyzowany. Nic z tego. Bagażnik był zawalony łopatami, śmieciami, zapleśniały, zatęchły i śmierdzący. Rzucało jak na kutrze rybackim przy sztormowej pogodzie.</span><br />
<span></span><br />
<a name='more'></a>Pierwszego pawia puściłem na wstępie, drugi urodził się w przeciągu kwadransa, przy trzecim już tylko kaszlałem i kląłem. O mało się nie udusiłem. W końcu bmw przystanęło i odziani w skóry „żołnierze” wyciągnęli mnie na łono natury.<br />
<span>Skrzywili się z odrazą na mój nowy zapach.</span><br />
<span>Korzystając z chwili nieuwagi, rozejrzałem się wokoło. Zaparkowaliśmy na leśnej polance pooranej odciskami kół luksusowych limuzyn. Te drzewa wokół nie pierwszy raz widziały podobną scenę.</span><br />
<span>Bulterier numer jeden wyciągnął z nogawki półmetrową maczetę i pewnym, wyćwiczonym ruchem wykonał przekonujący, pełen ekspresji gest, jakby zamierzał podciąć sobie gardło. Dwa centymetry dalej i miałbym ubaw.</span><br />
– <span>Wiesz co cię czeka?</span><br />
– <span>Możesz sobie wybrać towarzystwo – dodał drugi. – Po prawej masz Wariata, Gruchę i całą jego rodzinkę, dalej Anatola z Sandomierza i Felę, która się stawiała Pershingowi. Swoją drogą jego drużyna leży nieco dalej na zachód. Dziesięciu gniewnych murzynków. Czytałeś Agatę Christie?</span><br />
– <span>Tylko „Śmierć na Nilu” – odparłem niezbyt zgodnie z prawdą; nigdy nie przeczytałem żadnej książki do końca. – Ale oglądałem sporo filmów.</span><br />
– <span>To nie to samo. Żałuj. Teraz już nie zdążysz.</span><br />
– <span>Czy można zapytać szanownych panów, czemu zawdzięczam ich zainteresowanie?</span><br />
<span>Spojrzeli po sobie i zarechotali.</span><br />
– <span>Grzeczny, skubaniec – powiedział pierwszy – Powiemy mu?</span><br />
– <span>Zabronili.</span><br />
– <span>E, przecież i tak już nikomu nie wyśpiewa?</span><br />
<span>Drugi podrapał się po głowie.</span><br />
– <span>Ale zabronili.</span><br />
– <span>No dobra, tnij.</span><br />
<span>Maczeta zakręciła młynka i znalazła się przy mojej szyi. Dwa centymetry.</span><br />
<span>Gdybym nie był pijany, mógłbym spróbować zdzielić pierwszego w nos i odebrać mu nóż, a następnie powalić go kopniakiem, jednocześnie wykonując woltę ostrzem na szyję drugiego. Szanse powodzenia? Cóż: zero, ale lepsze to, niż czekać z założonymi rękami aż obetną mi głowę.</span><br />
<span>Jednak z powodu upojenia alkoholowego było mi wszystko jedno. Szczerze mówiąc, znów zrobiło mi się niedobrze i jedyne, czego pragnąłem, to się zdrzemnąć. Z głową czy bez niej.</span><br />
<span>W tym momencie posłyszeliśmy głośny warkot i na polanę wjechał na pełnej szybkości krzykliwie pomalowany nissan terano. Miał na dachu i bokach nadruki z emblematami koncernu paliwowego PKN Orlen i napisy świadczące o uczestnictwie w rajdzie Paryż - Dakar. Z szoferki wyskoczył mały łysiejący człowieczek w garniturze, a z naczepy dwóch bliźniaczo podobnych do moich oprawców goryli, trzymających pod ramiona gościa w worku na głowie.</span><br />
– <span>O kurwa, Mały – rzekł z wyraźną atencją jeden z moich bulterierów.</span><br />
<span>Mały zmierzył nas groźnym spojrzeniem, rzucił coś do goryli, którzy powalili zakapturzonego na kolana i sprzedali mu dwa kopniaki w głowę i plecy. Następnie niewysoki przybysz wyjął z kabury lugera i ruszył w naszym kierunku. Wyglądał na nerwowego.</span><br />
– <span>Co tu robicie?</span><br />
– <span>My tylko… – zaczął niepewnie ten od Agaty Christie.</span><br />
– <span>My tylko, my tylko – przedrzeźniał Mały – Przecież już wam tłumaczyłem, że to mój teren. Czy ja wyglądam na takiego, który chce się powtarzać?</span><br />
– <span>Nie, nie.</span><br />
– <span>A jednak przyjeżdżam tu się rozerwać, na dodatek w interesach, i co widzę? Myszkin i Goły z jakimś zarzyganym… kim ty właściwie jesteś?</span><br />
– <span>Stawiński. Michał.</span><br />
– <span>O rzesz. Więc macie klienta. Czy ja mam wystawić przed tą polanką tablicę informacyjną, że to mój cmentarz? Czy nie dość zapłaciłem Mrówie za to, żeby sobie znalazł inne miejsce dla rozstrzygania swoich sporów? Czy muszę wpadać tu zrelaksowany i znów się denerwować?</span><br />
– <span>To nie tak.</span><br />
– <span>Na dodatek zachowujecie się jak dyletanci – Mały pokręcił z niedowierzaniem głową i zajrzał do bagażnika bmw. – Zarzygał wam cały autobus. A gdzie folia? Gdzie zabezpieczenie? Czy wiecie, że jak gliny będą chciały, to za dziesięć lat zidentyfikują z pozostawionych przez was śladów, że wieźliście autem tego gościa? Jak tak patrzę, to na dodatek pewnie ta beemka wcale nie jest trefna.</span><br />
– <span>Skąd. Zarejestrowana. Legalna. Popowodziowa. Z Niemiec – rzucał jak karabin Myszkin, choć z każdym słowem ciszej, jakby po niewczasie docierało do niego, że pieprzy głupoty.</span><br />
– <span>Legalna? – Mały chwycił się za brzuch ze śmiechu. – Jakie to szczęście, że wykopsałem was od siebie i poszliście do Mrówy. Jesteście lepsi niż piąta kolumna.</span><br />
– <span>Słuchaj Mały, tego gościa to my mieliśmy tylko nastraszyć. Nie chcieliśmy wchodzić ci w drogę.</span><br />
<span>Nastraszyć. To brzmiało jak trąbka kawalerii, co prawda słyszana jeszcze w oddali. Właściwie bardzo daleko.</span><br />
– <span>Ale weszliście – Mały spoważniał. Błyskawicznie uniósł parabellum i wymierzył w Gołego. – A dlaczego mieliście go nastraszyć?</span><br />
– <span>Mrówa chce, żeby odczepił się od pewnej babki – wyrecytował Goły. Na twarzy włączył mu się tik nerwowy, który zapierdzielał jak zepsuty kierunkowskaz. – Właściwie to nawet nie sam Mrówa, ale jacyś jego znajomi.</span><br />
– <span>Od jakiej babki?</span><br />
– <span>Nie znasz jej. Nazywa się Danuta Piekus.</span><br />
<span>Mały przytaknął, zdaje się, że rzeczywiście jej nie znał. Mało tego, ja też jej nie znałem. Kim, u diabła, była Danuta Piekus?</span><br />
<span>Mały skierował broń w moim kierunku.</span><br />
– <span>Masz się trzymać z dala od pani Piekus, jasne?</span><br />
– <span>Jak słońce. Już o niej zapomniałem – przyszło mi to nadzwyczaj łatwo.</span><br />
<span>Mały ponownie wymierzył w Gołego.</span><br />
– <span>No i nastraszony. Trzeba było tu przyjeżdżać i mnie denerwować? Nie mogliście go dorwać gdzieś w mieście i załatwić to jak trzeba? Przecież od razu widać, że facet jest kumaty, prawda?!</span><br />
<span>Goły i Myszkin gwałtownie pokiwali głowami, choć Mały wyraźnie do mnie skierował to pytanie. Więc też pokiwałem.</span><br />
– <span>Pokaż mi ten scyzoryk – poprosił Mały i wziął od Myszkina maczetę. – Ładna. Wyważona, elegancka.</span><br />
– <span>Prosto z Peru. Jak ci się podoba, jest twoja.</span><br />
– <span>Może być – próbował ją sobie schować za pasek, ale strasznie wystawała. Wykorzystał więc cholewkę wysokiego buta – A teraz wy dwaj wykopcie dół. Może być tam, pod brzeziną.</span><br />
<span>Bulteriery ruszyły jak na komendę we wskazanym kierunku. Mały z zadowoleniem pokiwał głową, a potem spojrzał na mnie spode łba i zagaił szeptem:</span><br />
– <span>Czy ja cię skądś nie znam?</span><br />
<span>Może chodziliśmy razem do przedszkola? A może nawet byliśmy wówczas przyjaciółmi? Ale co, jeśli z przedszkola Mały wyniósł tylko nieprzyjemne wspomnienia?</span><br />
– <span>Nie przypominam sobie.</span><br />
– <span>Kasiasty jesteś?</span><br />
– <span>Jakoś wiążę koniec z końcem.</span><br />
– <span>Ile dasz za sprzątnięcie tych dwóch?</span><br />
<span>Splunął znacząco, dając do zrozumienia, jakie zdanie ma na temat Myszkina i Gołego. Mimo wszystko ta rozmowa nie przebiegał po mojej myśli. Co miałem mu powiedzieć? Że zwykłem sam załatwiać swoje problemy? To mogło być dobrze odebrane, ale co by się stało, gdyby Mały wręczył mi maczetę czy lugera i powiedział: no to załatw?</span><br />
– <span>Właściwie ostatnio popadłem w tarapaty. Urząd skarbowy dobrał mi się do tyłka – powiedziałem niepewnie.</span><br />
<span>Mały omal nie podskoczył z radości, wynikającej – jak się miało okazać – ze spotkania bratniej duszy.</span><br />
– <span>Kurwa mać. Tobie też? Od roku próbuję się pozbyć tych skurwieli. Musiałem im oddać pokój w firmie. Siedzą i grzebią mi w papierach, jadają na stołówce na mój koszt, nawet bywają na firmowych imprezach. Strasznie niekumaci. Jak im podesłałem paczkę ze zdechłą rybą i listem, że jeśli się nie odpierdolą od mojej firmy, to skończą w betonowych butach, wiesz co zrobili?</span><br />
– <span>Pojęcia nie mam.</span><br />
– <span>Przyszli do mnie i powiedzieli, że ktoś próbuje ich zaszantażować, a może nawet zastraszyć. Zasugerowali, że powinienem zwrócić się do policji o ochronę dla nich albo lepiej wynająć jakiś prywatnych łapsów. Na dodatek zżarli tę zdechłą rybę i po tym rozbolały ich brzuchy, więc nasłali sanepid na moją stołówkę. Dasz wiarę? – Mały pokręcił głową z niedowierzaniem – Z takimi to nie wiadomo, co zrobić. Zabijać nie ma sensu, bo przyjdą następni, może jeszcze gorsi. A poza tym w skarbówce podobno aż roi się od służb specjalnych. Nie wiadomo, z kim zadrzesz.</span><br />
– <span>Też tak słyszałem.</span><br />
– <span>Tak więc staram się ich tolerować, ale jak ostatnio wzięli sobie po komputerze na święta, niby dla dzieci, to prawie nie wytrzymałem. Robię w komputerach.</span><br />
– <span>Przyszłościowa branża.</span><br />
– <span>Gówno, nie branża. Konkurencja jak cholera, ceny spadają, marże coraz niższe i pełno złodziei za plecami. Ten tam – wskazał na człowieka w worku na głowie, który kwilił o litość – niejaki Gustaw Pawełek, magazynier. To znaczy były. Wziąłem go do roboty z ulicy i traktowałem jak syna. A jak się odwdzięczył? Ukradł mi ze dwa tysiące procesorów.</span><br />
– <span>Niewdzięcznik – przyznałem.</span><br />
– <span>To nic. Jak go wylałem z roboty, poszedł na policję i do dziennikarzy. Zgłosił donos, że niby sam kradnę procesory, żeby wyciągać kasę z ubezpieczeń, a potem wstawiam je do sprzętu, który sprzedajemy w przetargach, dzięki czemu zawsze jesteśmy najtańsi. Zamarzyła mu się, kurwa, afera gospodarcza.</span><br />
– <span>Chyba nie przewidział konsekwencji.</span><br />
– <span>Kosztował mnie już worek dobrych tysięcy. Trzeba było opłacić prokuratora, gliny, którym na dodatek musiałem kupić radiowóz w ramach dobrej współpracy biznes - policja. A na koniec tych cholernych darmozjadów dziennikarzy.</span><br />
– <span>Święta racja.</span><br />
– <span>Bóg mi świadkiem, że staram się uczciwie działać. Płacę podatki, pensje na czas, stworzyłem program emerytalny. Ale jak trafiam na takie szuje, to mnie krew zalewa. Lepiej nie patrz.</span><br />
<span>Mały ruszył w kierunku brzeziny. Zdarł worek z głowy nieszczęśnika, zamienił z nim trzy słowa, a następnie wymierzył broń i bez wahania strzelił mu dwukrotnie w głowę. Wszystko to stało się tak szybko, że nie miałem czasu się zastanowić, czego właśnie byłem świadkiem. Ludzie Małego przenieśli ciało do wykopanego dołu. Ukradkiem puściłem pawia, czego na szczęście nikt nie zauważył.</span><br />
– <span>Zasypać – polecił głośno Mały, a Goły i Myszkin pośpiesznie zabrali się do pracy.</span><br />
<span>Gangster podszedł do mnie.</span><br />
– <span>To jak – zapytał – Mam ich załatwić?</span><br />
– <span>Nie widzę takiej potrzeby.</span><br />
<span>Chyba nie był szczęśliwy. Pewnie wyszedł z założenia, że jak już jednego kropnął, to dwóch następnych nie robi różnicy. A przemykała mu pod wyczulonym nosem dodatkowo okazja na zarobek na boku. Kto jak kto, ale ja powinienem go rozumieć.</span><br />
– <span>Tak czy inaczej masz u mnie dług, zapamiętaj.</span><br />
– <span>Jestem pana dłużnikiem – przyznałem.</span><br />
<span>Poklepał mnie przyjacielsko po plecach.</span><br />
– <span>Ta Piekus jest ładna?</span><br />
<span>Zaskoczył mnie tym pytaniem i jak każdy człowiek zaskoczony o mało co nie dałem plamy i nie powiedziałem mu, że nie mam pojęcia. Na szczęście przeszedłem kilka kursów szybkiego myślenia, które pomagały głównie w negocjacjach, ale jak widać mogły się przydać w takich niecodziennych sytuacjach. Dzięki nim, podczas gdy w rozmowie Mały - Stawiński minęła zaledwie sekunda, w mojej głowie przebiegł cały proces przyczynowo-skutkowy rozbierający na części pierwsze gangsterską logikę.</span><br />
<span>Pytanie o urodę musiało mieć jakiś cel. Nie doszedłem, co prawda, jaki, ale – koniec końców – z równania prawdopodobieństwa wyszło mi, że lepiej było udzielić odpowiedzi pozytywnej.</span><br />
– <span>Całkiem do rzeczy.</span><br />
– <span>Masz jej numer? – znów mnie zaskoczył.</span><br />
– <span>Nie.</span><br />
– <span>A gdzie mieszka?</span><br />
<span>Numeru telefonu mogłem nie mieć, ale przecież jakiś kontakt musiałem. Gdybym powiedział, że nie, Mały mógłby zmienić swoje dość przyjacielskie nastawienie. Z niedostrzegalnym ociąganiem podałem mu adres Reginy Wegner. Było to ryzykowne, groziło wyrzutami sumienia i śmiertelną czkawką, ale cóż miałem robić?</span><br />
<span>Zadowolony poklepał mnie po ramieniu.</span><br />
– <span>Bierz beemkę i spadaj!</span><br />
<br />
<span><span class="description"> </span></span>manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-54748092143034887352011-10-21T11:54:00.000-07:002011-10-25T04:29:29.401-07:00Opowiadania grozy<h6 class="uiStreamMessage" data-ft="{"type":1}"><span class="messageBody translationEligibleUserMessage" data-ft="{"type":3}"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;">Przed chwilą swą premierę miał darmowy ebook z ponad 30 helloweenowymi opowiadaniami grozy. Ściągnąć go można tu: </span><a href="http://virtualo.pl/?q=31.10" style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;">http://virtualo.pl/?q=31.10</a><br style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;" /><span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;"> Autorzy: Krzysztof Dąbrowski, Romuald Pawlak, Anna Klejzerowicz, Rafał Kuleta, Jacek Skowroński, Agnieszka Lingas-Łoniewska, Krzysztof Maciejewski, Mariusz Zielke, Adrian Miśtak, Piter Murphy, Chepcher Jones, Szymon Adamus, Karol Kłos, Antonina Kostrzewa, </span></span><span class="text_exposed_show"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;">Daniel Koziarski, Kinga Ochendowska, Katarzyna Pessel, Kornelia Romanowska, Anna Rybkowska, Wal Sadow, Michał Stonawski, Marek Ścieszek, Katarzyna Szewczyk, Agnieszka Turzyniecka i Karolina Wilczyńska </span><br style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;" /><span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;"> Strona projektu:</span><br style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;" /><span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;"> </span><a href="http://www.3110.pl/" rel="nofollow nofollow" style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif; font-weight: normal;" target="_blank">www.3110.pl</a></span><br />
</span></span></h6>manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-18817625604209460782011-10-11T07:07:00.001-07:002011-10-11T07:07:57.063-07:00Gdzie jest AnnaWidzieliście gdzieś Annę?<br />
Od rana do wieczora chodzę tak i pytam wszystkich, a oni tylko wzruszają ramionami, kręcą przecząco głowami, rozkładają bezradnie ręce. Trwa to już kilka dni, niewiele brakuje a wyrwę sobie włosy z głowy.<br />
W barze Zachęta spotykam jednego ze wspólnych znajomych, starego dobrego kumpla.<br />
- Witaj Tomaszu, widziałeś gdzieś Annę?<br />
Kręci głową i proponuje wódkę. Siadamy w rogu sali, opowiadam mu o cierpieniu ostatnich dni. Anna zaginęła, nie ma jej.<br />
- Dobrze cię rozumiem - mówi po trzecim kieliszku - Sam niejeden raz to przeżywałem. <br />
<a name='more'></a>Nie, to nieprawda. Anna nie mogła mnie opuścić, to do niej niepodobne, on nie ma racji!<br />
Ten głupi uśmieszek przyklejony do twarzy, te współczujące poklepywania po ramieniu. Jak on w ogóle śmie? Jak może przypuszczać, że Anna byłaby zdolna do czegoś podobnego?<br />
Błąkam się po ulicach skąpanych w nocy, odbijam jak piłka od baru do baru, poszukiwania nie przynoszą jednak rezultatu.<br />
Tylko współczujące spojrzenia zbłąkanych przechodniów, tylko rechot pijaków i obmierzłych kurew wystających na rogatkach wąskich uliczek. Teraz to słyszę. Wszyscy oni są przeciwko mnie.<br />
Rankiem płaczę przeglądając wspólne zdjęcia. Załamuję ręce nad wspomnieniami. Widzę jej delikatną buzię, łagodne łuki brwi, doskonały owal twarzy, pełne przepysznych smaków usta.<br />
Może jednak to prawda? Może mnie opuściła? Może ma już kogoś innego i ja jej nie obchodzę? Może te spojrzenia, te szepty za plecami, to wytykanie palcami nie są pozbawione słuszności?<br />
- A mówiłam, żebyś nie wiązał się z modelką - powraca głos matki.<br />
Nie, mylicie się!<br />
Zamykam się w domu, czekam, nasłuchuję szmeru kroków z korytarza, wyczekuję telefonicznego dzwonka.<br />
W końcu, po miesiącu, drzwi otwierają się z hukiem, do pokoju wpada kilkoro przyjaciół. Obezwładniają mnie i przytrzymują na łóżku.<br />
- Musisz się w końcu z tym pogodzić - mówi ktoś.<br />
- Nie zadręczaj się - dodaje inny głos.<br />
Podtykają mi pod nos fotografie Anny.<br />
- Widzisz, to zdjęcie sprzed roku. A to sprzed miesiąca. Niczego nie dostrzegasz?<br />
Cóż, na pierwszym Anna jest może nieco pełniejsza, może bardziej majestatyczna, może bardziej rumiana. Kolejne zdjęcie przedstawia Annę bledszą, jakby zagubioną, ze ściśle opiętą na kościach policzkowych skórą. Ale to wciąż ta sama, moja piękna Anna.<br />
- Nie pamiętasz, jak kazali jej schudnąć dwadzieścia kilo? A potem czterdzieści - krzyczą głosy. - Nie pamiętasz, jak chudła i chudła nie potrafiąc przestać? Zrozum wreszcie, twoja Anna doszła do stanu doskonałości, schudła tak, że całkiem pozbyła się ciała!manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-68089256013001921302011-10-10T15:11:00.000-07:002011-10-10T15:11:52.847-07:00Już za chwileczkę, już za momencik...<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_BiIPCconN_n4qb4563Nt2h2Mc0JkBhAJs0Sg92PaLpyvQGNEvEvbsoGM4P3vrrymxRjfHk3JY_s_GKH09WD6XjFhV5GhNhPBsno-u3EkI5k_PHOuPSH5Pue8hc1UwozbRL4LQAi03TqE/s1600/asurito+zajawka1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="173" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_BiIPCconN_n4qb4563Nt2h2Mc0JkBhAJs0Sg92PaLpyvQGNEvEvbsoGM4P3vrrymxRjfHk3JY_s_GKH09WD6XjFhV5GhNhPBsno-u3EkI5k_PHOuPSH5Pue8hc1UwozbRL4LQAi03TqE/s320/asurito+zajawka1.jpg" width="320" /></a></div><br />
Wkrótce ukaże się komiks na podstawie jednej z moich książek. Autorem scenariusza jestem ja sam. Rysunki robi znakomity rysownik. Szczegóły wkrótce...manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-38920653353142779452011-09-24T07:17:00.000-07:002011-09-24T07:18:27.197-07:00Wyobcowani- Wiem, mam łupież - powiedział chłopiec, kiedy dziewczyna wplotła dłoń w jego pozornie doskonałe, lśniące i gęste włosy, a na marynarkę spadły białe płatki przypominające mikroskopijne okruszki z płatków kukurydzianych. Nie znosił płatków kukurydzianych. Ona też najwyraźniej nie przepadała za nimi, gdyż odwróciła głowę z niesmakiem. Chłopiec wydawał jej się dotąd doskonały.<br />
- Przepraszam - rzekł - Powinienem wcześniej ci powiedzieć. Używam najlepszych szamponów, chodzę na kurację laserową, biorę hormony, wszystko na nic.<br />
Popatrzyła na niego. W sumie wciąż był tak samo piękny jak wcześniej, łupież nie mógł tego zmienić. Przynajmniej nie tak szybko.<br />
- To nic - powiedziała - Nic nie szkodzi, łupież to nic takiego.<br />
<a name='more'></a>- Ech - mruknął chłopiec nieco uspokojony - Dla mnie to prawdziwy problem. Nawet sobie nie wyobrażasz ile sprawia mi kłopotu. Wiesz, lubię ciemne marynarki, ale jak można chodzić w ciemnych marynarkach, gdy się ma łupież. Ani się obejrzysz i już cała marynarka świeci się od małych szkaradnych...<br />
- Świństewek - dopowiedziała.<br />
- Właśnie, świństewek. Najgorzej jak idę do jakiegoś nocnego klubu z jaskrawym oświetleniem, stroboskopami i tym podobnymi dziwactwami. Cały się świecę od... tych świństewek. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.<br />
Dziewczyna uniosła się z kanapy, miała na wpół rozsunięty suwak sukni na plecach. Piękne, prężne plecy łani.<br />
- Napiję się jeszcze szampana - dolała sobie z butelki - Masz ochotę?<br />
- Nie - pokręcił głową - Nie mogę. Nie powinienem.<br />
- Szkodzi na łupież?<br />
Roześmiał się.<br />
- Nie, mam kłopoty z prostatą. Lekarz zabronił mi - nagle zdał sobie sprawę, że powiedział coś głupiego - A niech tam, w końcu to nic poważnego.<br />
Podszedł do barku i nalał sobie lampkę, którą wychylił bez mrugnięcia okiem. Potem ponownie napełnił kieliszek. Czyżby drżały mu dłonie? - wpatrywała się uważnie w chłopca. Prostata? Co to jest, u licha? Czy ma coś wspólnego z łupieżem? Nie, na pewno nie, brzmi zbyt obco. Łupież jest bardziej pospolity. Może to jakaś choroba wewnętrzna? Albo - ponownie zerknęła na niego - nos. Tak, coś nie tak jest z jego nosem, jakby był nieco opuchnięty. Dobrze mu z takim nieco większym nosem, ale może to nie jest normalne. Prostata to może być jakiś węzeł chłonny, coś jak zatoki, czy inne cholerstwo.<br />
- Byłeś u lekarza?<br />
- Normalnie, jak to na badaniach - wzruszył ramionami - Też przecież musisz chodzić na badania. Ale z tą prostatą to naprawdę nic poważnego. Czasem tylko trochę poboli, rano, albo po kilku dniach, kiedy nie mam okazji, no wiesz...<br />
- Nie mówię o prostacie - więc to jednak nie nos, nie chciała wiedzieć nic więcej - Chodzi mi o łupież.<br />
- Tak - mruknął - Pewnie, że byłem. Ale oni nic na to nie potrafią poradzić. Podobno mam jakieś zwyrodnienie skóry. Kazali mi smarować włosy zwierzęcą krwią, wyobrażasz sobie?<br />
- Jak to zwierzęcą? Z jakiego zwierzęcia?<br />
- Nie wiem. To się nazywa krew przemysłowa. Pojęcia nie mam w jaki sposób powstaje, ale w większości składa się z krwi z prawdziwych zwierząt, tylko pakują ją w buteleczki i sprzedają w aptekach.<br />
- Niesamowite - jęknęła - Też kiedyś mnie tak załatwili. Przez cały miesiąc wisiałam ubabrana po uszy krwią i to na jednej z głównych ulic, gdzie nie było jak zejść nawet na kawę. Co prawda nie była to prawdziwa krew tylko farba, ale wyglądała cholernie naturalnie. Na dodatek nade mną stał facet z wielkim nożem, który ciągle szczerzył okropne zęby. Strasznie duże. Wydawały się równie duże jak ten ogromny nóż. Potworny z niego był nudziarz.<br />
- To była reklama jakiegoś horroru?<br />
- Ciemność - przytaknęła - Ciemność, albo Mroczność, czy jakoś podobnie. W każdym razie nic sympatycznego. Zupełnie nie rozumiem jak ludziom mogą podobać się takie rzeczy. Ja wcale nie lubię się bać.<br />
Lubił horrory, ale niespecjalnie wiedział dlaczego. Nawet się ich nie bał, bardziej go śmieszyły. Może coś w tym było - lubi horrory, bo strach w nich jest udawany i śmieszny. Kiedy potem przychodzi się bać w prawdziwym życiu, jest zupełnie inaczej, ale człowiek oswojony ze strachem nie będzie krzyczał na cały głos z powodu jakiejś głupoty, będzie się bać po cichu.<br />
- Próbowałeś? - zapytała.<br />
- Co takiego?<br />
- Smarować włosy krwią.<br />
- Nie. Krew brzydko pachnie. Zapach mógłby pozostać na włosach. Już lepiej mieć łupież. <br />
- Bzdura. Moim zdaniem powinieneś spróbować. Szampony przeciwłupieżowe też przecież brzydko pachną, potem wystarczy umyć włosy zwykłym mydłem i wszystko jest w porządku. Mnie na przykład kazali się kąpać w mleku. Mleko też brzydko pachnie. Śmierdzi. Ale wymoczona w mleku skóra jest miękka. Oczywiście nie po jednej kąpieli, tylko po kilku. Przypomina aksamit. Ale kiedy pociągniesz nosem... szkoda mówić. <br />
- Kleopatra kąpała się w mleku.<br />
- A Messalina we krwi i w mleku. Robiła sobie na przemian kąpiele z krwi i mleka. I była najbardziej pożądaną kobietą Rzymu.<br />
- Tak, słyszałem.<br />
- Nie powinieneś się tak opierać - roześmiała się - Boże, co ja mówię, przecież ten łupież wcale mi nie przeszkadza.<br />
Butelka szampana była niemal pusta.<br />
- Chyba się upiłam - ramiączko sukienki opadło poniżej barku odsłaniając małą, sprężystą pierś. Spojrzał na nią i pomyślał, że wszystko w dziewczynie jest doskonałe, pełne gracji, dostojne i piękne.<br />
- A ty? - zapytał - Nie masz żadnych wad? <br />
Zamknęła oczy i zawirowało jej w głowie.<br />
- Nie, jestem doskonała - roześmiała się, w oczach wirowały jej brązowe kręgi na tle ciemności. W ciągu jednego wieczoru tylko raz wirowały takie kręgi po zamknięciu oczu. Potem, choćby nie wiem jak uciskała powieki, nigdy nie widziała brązowych kręgów. Kolory mieniły się, pływały, ale kręgów nie było. Tylko ten jeden, jedyny raz na samym początku. <br />
Wydawało jej się, że upada, traci równowagę, dlatego wyciągnęła ramiona na boki szukając oparcia.<br />
- Co robisz?<br />
- Lewituję - otworzyła oczy. Stał przed nią tak blisko, gdzieś tuż za oczami roztaczały się jeszcze brązowe kręgi, opływały postać chłopca, wyjątkowo pięknego chłopca - Pocałuj mnie!<br />
Zbliżył się do niej i oparł dłoń tuż pod ramieniem. Druga pogłaskała ją po policzku, a potem usta oparły się o jej usta. Miały zapach malinowy i leśny. Właściwie to malinowy smak i leśny powiew. Oddychała zapachem lasu. Niżej, szyja też miała zapach lasu, ale piersi pachniały już mlekiem. Pomyślał, że gdyby pachniały krwią, miałby to samo wrażenie mdłości i rozpaczliwego rozleniwienia, które ogarniało go na myśl przeciwłupieżowej kuracji. Dziewczyna pociągnęła jego głowę do góry i wpiła się w jego usta. Wepchnęła mu język tak głęboko, jak się dało, a potem opadli na podłogę.<br />
Ponad nimi wznosiła się niezwykle gwiaździsta noc. <br />
- Niesamowite - powiedziała po wszystkim - Miałam wrażenie, że mi się udało...<br />
- Co takiego? - zapiął rozporek. Odczuwał zmęczenie, miał ochotę zamknąć oczy i zasnąć. Myślałby o tych gwiazdach, których było tak pełno na niebie i o komecie. Kometa płynąca pośród morza gwiazd jak na reklamie płatnej telewizji.<br />
- Wydawało mi się, że poczułam... nie, nic takiego - machnęła ramieniem i podciągnęła sukienkę - Miałeś dużo kobiet?<br />
Wzruszył ramionami.<br />
- Nie wiem. Sto, może tysiąc.<br />
- Sto czy tysiąc? To duża różnica...<br />
- Nie liczyłem, to bez znaczenia.<br />
- Pewnie sypiasz z każdą, którą spotkasz?<br />
- A co mamy robić?<br />
- Racja - przytaknęła - Ja też sypiam prawie z każdym. Najbardziej nie lubię tych od kremów i innych kosmetyków. Są zniewieściali. Sportowcy mają dużo pomysłów, przyjemnie zaskakują młodzieńcy od gum do żucia, twardziele od motocykli i samochodów śmierdzą i nie mają poczucia humoru, ale czasem to miła odmiana. Poza tym szybko przechodzą do rzeczy, więc nie mam czasu się z nimi nudzić.<br />
- Nudziłaś się ze mną?<br />
- Nie - poczochrała go po głowie - Nawet nie zauważyłam jak zaczęliśmy TO robić.<br />
- Powiedziałaś TO dużymi literami - też się uśmiechnął.<br />
Wtuliła się w jego ciało i spojrzała w niebo.<br />
- Było naprawdę miło. Nie zawsze jest mi dobrze, nie zawsze mam ochotę, rozumiesz, co chcę powiedzieć? Czasem mam wrażenie, że uprawiamy seks, bo nam się wydaje, że tak trzeba. Że trzeba wszystko robić tak jak ludzie.<br />
Zamyśliła się. Miała zamglone oczy, wtedy była naprawdę piękna. Tak jak sobie wyobrażał to piękno.<br />
- A ty, z kim najbardziej lubisz?<br />
- Bo ja wiem. Podobają mi się łagodne dziewczyny, nie lubię wyzywających.<br />
- Ja chyba jestem wyzywająca.<br />
- Ale masz łagodne oczy. W oczach tkwi...<br />
- Próbowałaś kiedyś wyobrazić sobie jak to by było z człowiekiem?<br />
- Żartujesz. Nie, nie mogłabym. Przecież jesteśmy przynajmniej dwa razy więksi. Raz, kiedy wisiałam na ścianie dużego centrum handlowego, przypominałam King Konga. Ludzie wyglądali jak mrówki.<br />
- Kiedy schodzimy na ziemię wyglądamy tak samo, mamy te same rozmiary.<br />
- Ale wrażenie pozostaje. Cały czas mam wrażenie potwornej wielkości. Ludzie są mali i tak zapatrzeni w siebie, że nigdy mnie nie dostrzegają. Co innego w dzień, zerkają na nas i uśmiechają się, niektórzy kiwają do nas i machają rękami, ale w nocy nigdy nas nie widzą.<br />
- Różnimy się od nich - przytaknął. - Nigdy nie będziemy tacy jak oni.<br />
- Chciałbyś być taki jak oni? Popatrz na nas. Wszyscy jesteśmy piękni. A oni, co drugi to brzydal, zupełnie nieciekawy osobnik.<br />
- Nie, ale czasem wydaje mi się, że dobrze byłoby, gdybyśmy... Gdybyśmy mieli nieco więcej uczuć.<br />
- Tak - chciała poprosić go o zapięcie suwaka na plecach, ale w końcu stwierdziła, że sama da sobie radę - Brakuje nam emocji. Jesteśmy zupełnie pozbawieni emocji, jak duchy.<br />
- Nie jesteśmy duchami.<br />
- Ale niewiele nas od nich różni. Możemy udawać, że jest nam wspaniale, ale tak naprawdę nic nie czujemy. Kiedyś przed moją reklamą zatrzymał się pewien facet i onanizował się. Wydawało mi się to obmierzłe, brzydkie i takie cholernie smutne. Ale teraz myślę, że on miał dwa razy większą radość niż my nawet po najlepszym seksie. <br />
- To był zboczeniec.<br />
- Ale uczuciowy. Żebyś widział jego twarz.<br />
- Ja pamiętam, jak wyszedłem się przejść i pewien facet stanął przed reklamą i przecierał ze zdumieniem oczy. Powiedział na głos, że był pewien, że zamiast cienia tkwi tam normalny facet. Powiedziałem - tu jestem, a on krzyknął i z jeszcze większym niedowierzaniem przetarł oczy. Ale dopiero kopara mu opadła, kiedy na jego oczach wlazłem na miejsce. <br />
- Powinniśmy się zbierać, już widnieje - powiedział zakładając marynarkę - Cholerny łupież.<br />
- Nie przejmuj się, mówiłam ci, że to nie ważne - strzepnęła parę płatków z poły marynarki i chwyciła go za rękę - Wiesz, ja też mam problem.<br />
- Jaki? - zbiegali szybko po schodkach z dachu, na horyzoncie zaznaczył się już świt.<br />
- Palce - powiedziała - Mam okropne palce u nóg, brzydzę się nimi. <br />
- Nie zauważyłem.<br />
- Na szczęście zawsze mogę być w butach.<br />
Popatrzył na jej stopy ubrane w czarne czółenka.<br />
- Nie sądzisz, że to nie fair? Ty widzisz mój łupież, a ja nie mogę zobaczyć twoich palców.<br />
- Nie ma co oglądać.<br />
Stanęli przed billboardem, słońce pokazało się na wschodzie.<br />
- Musimy już iść - powiedział - A gdybyśmy tak uciekli?<br />
- Co masz na myśli?<br />
- Gdybyśmy sobie poszli. Zaczęli nowe życie. Jak ludzie...<br />
- Tak po prostu?<br />
- Tak po prostu.<br />
- I co byśmy ze sobą poczęli - pocałowała go na pożegnanie i ruszyła szybkim krokiem w kierunku planszy na której zamiast osoby widniał ciemny kształt. Jak cień - Nie jesteśmy ludźmi, musisz się z tym pogodzić - krzyknęła - Może się jeszcze kiedyś spotkamy, do zobaczenia.<br />
Po chwili wchodziła już...<br />
- Tak, do zobaczenia - kopnął pustą puszkę po piwie i ruszył w stronę swojego billboardu. <br />
Kołyszący się na boki, wysoki, smukły kształt z rękami w kieszeniach. Rano czekał go kolejny, ciężki dzień pracy.manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-72024325319341267052011-09-15T03:44:00.000-07:002011-09-15T03:45:23.857-07:00Takie czasyCo wy na to? Budzę się pewnego dnia i nic nie pamiętam. Głowa mi pęka, musiałem nieźle zalać pałę wczorajszego wieczora. Oczywiście nie jestem u siebie w łóżku, pewnie ktoś musiał mnie przygarnąć. Jak się dużo pije, można znaleźć wielu przyjaciół. Rozglądam się, miła sypialnia, olbrzymie łóżko, na nim czysta pościel. Dalej przyciemniane światło, duże okno zasłaniane kotarą sterowaną przez elektryczny mechanizm. Na podłodze mięciutki, gruby dywan. O, chyba jestem u jakiegoś nadzianego gościa! Całkiem nieźle.<br />
Na ścianie wisi telewizor, taki płaski, wielki ekran - chyba nazywa się to plazmowy, czy jakoś tak, w każdym razie kosztuje kupę forsy.<br />
W chwili, gdy włączam go pilotem, słyszę pukanie do drzwi.<br />
- Proszę - mówię.<br />
Do pokoju wchodzi kelner. Autentyczny, chudy i wysoki kelner w czerwonej kamizelce, pod muchą. Trzyma tacę, na której stoi wielki talerz nakryty mosiężną pokrywką, dwa czajniczki i dzbanek z mlekiem. Przyszło śniadanko, nieźle.<br />
<br />
<a name='more'></a>- Dzień dobry, dobrze pan spał?<br />
- Tak, dziękuję - odpowiadam.<br />
Owszem, jestem trochę zdezorientowany i zaskoczony, ale to całkiem miłe uczucie. Wczoraj spałem gdzieś na ławce w parku, od czego strasznie bolały mnie plecy przez cały dzień. A teraz co? Wypoczęty, w świetnym nastroju.<br />
Dodaję więc:<br />
- Wyśmienicie.<br />
Kelner uśmiecha się przyjaźnie.<br />
- Mogę odsłonić zasłonę?<br />
- Pewnie... - wyrywa mi się, ale zaraz jakiś zmysł taktu przywołuje mnie do porządku - Proszę bardzo, chyba najwyższy czas, by się ruszyć!<br />
- Owszem, minęło południe - odpowiada i sięga po pilota.<br />
Bzyk, zasłona rozsuwa się na boki. Na dworze świeci ożywcze słoneczko.<br />
- Może wpuścimy tu trochę powietrza - mówi kelner i nie czekając na pozwolenie otwiera okno. <br />
- Tak, trochę tu duszno - kiwam głową.<br />
Prawdę mówiąc nieźle capi przetrawionym winiakiem, gorzałką, ogryzkiem cygara, czym tam jeszcze.<br />
Kelner powraca do tacy, odsłania półmisek, kładzie pokrywę na stoliku. Dwa jajeczka, świeże bułeczki, dżemik, miód, wędlinka. Na co tylko masz ochotę. No właśnie, chyba nie za bardzo chce mi się jeść.<br />
- Kawa czy herbata? - pyta kelner.<br />
- Uhm, a nie masz przypadkiem czegoś mocniejszego, przyjacielu?<br />
Zadałem to pytanie z pewną dozą nieśmiałości, ale sami rozumiecie, musiałem je zadać. A kelner co? Bez słowa stawia czajniczek z kawą na miejsce i podchodzi do łóżka. Obok stoi jakaś niewielkich rozmiarów skrzynka. Wystarczająco jednak duża, żeby zawierać, co tylko potrzebujesz.<br />
- Martini, wódka, szkocka, a może piwo? Czego pan sobie życzy?<br />
Witajcie w raju.<br />
- Tak, uhm...<br />
- Rozumiem, poradzi pan sobie?<br />
- Właśnie.<br />
- Proszę się częstować - mówi i zabiera się do wyjścia.<br />
- Zaraz - krzyczę za nim. Odwraca się na pięcie i czeka z wyrazem zapytania, wymalowanym na twarzy.<br />
Cóż, to trochę niezręczne.<br />
- Wiem, że to dziwne pytanie - zaczynam - Ale, cóż, do kogo należy ten dom? Widzi pan, wczoraj troszkę żeśmy przeholowali z naszym wspólnym przyjacielem i nie bardzo pamiętam...<br />
- Nie rozumiem - odpowiada kelner.<br />
- No, wie pan, głupio mi to mówić, ale jak wróci mój przyjaciel. Więc, nawet nie wiem jak ma na imię, może być mu przykro...<br />
- Ale kto, o kim pan mówi? - kelner twardo się trzyma.<br />
No dobra, kolego.<br />
- Twój pracodawca, do cholery. Zaprawiliśmy się na cacy, więc chyba możesz zrozumieć, że go nie pamiętam, nie?<br />
- Mój pracodawca? On nie pije - odpowiada - Dyrektor hotelu jest tak zapracowany, że nie ma czasu na popijanie. A... może chodzi panu o szefa kelnerów? Ale wydaje mi się, że panowie się nie znają...<br />
Dyrektor, szef kelnerów, hotel?<br />
- Jesteśmy w hotelu?<br />
- Pięciogwiazdkowym, dobry wybór - odpowiada - Mam nadzieję, że wszystko panu odpowiada?<br />
- Hmm, a kto mnie tu przyprowadził?<br />
- Nikt, o ile wiem, sam pan przyszedł.<br />
- Sam?<br />
Kiwa głową. Skąd ten uśmieszek?<br />
- To pokój jednoosobowy. Apartament, ale jak pan widzi jest tylko jedno łóżko - dodaje kelner - gdyby był pan z przyjacielem, nie umieścilibyśmy panów w apartamencie jednoosobowym.<br />
- Aha - jak tu ukryć rumieniec na twarzy? I dlaczego tak mi się trzęsą ręce?<br />
- Czy to już wszystko?<br />
Kiwam głową, nie jestem w stanie wydusić słowa.<br />
Uff, na szczęście poszedł sobie!<br />
Pal licho śniadanko i rajską skrzyneczkę, trzeba się zwijać. Zarzucam na siebie ciuchy. Muszę trochę głupio wyglądać w pomiętych, dziurawych łachmanach w tym cholernym apartamencie. Nie patrzcie tak, trochę mi się ostatnio nie wiedzie.<br />
- Jak oni, do cholery, mogli wpuścić do pięciogwiazdkowego hotelu taką moczymordę - pytam, gdy staję przed lustrem. <br />
Na korytarzu nikogo, chyłkiem przemykam do windy. Uff.<br />
Za chwilę jestem już na parterze. Teraz czeka mnie najgorsze, przejście przez hol. <br />
Jeden hotelowy boy, drugi. Nikt mnie nie zatrzymuje. Już prawie jestem przy drzwiach i wtedy... klops!<br />
- Chyba pan o czymś nie zapomniał - stoi przede mną wielki facet w granatowym garniturze z plakietką: “ochrona hotelowa”.<br />
Prowadzi mnie do recepcji. Idę, co mam zrobić?<br />
- Pański rachunek wynosi tysiąc pięćset - mówi recepcjonista.<br />
- Ile?<br />
- Cóż, tyle kosztuje apartament - dodaje - Śniadanie jest wliczone w cenę.<br />
Nic, tylko się śmiać. Właściwie to przecież nie mam się czego bać, najwyżej obiją mi mordę.<br />
- Ale ja... jestem goły - śmieję się i pokazuję mu puste kieszenie. Ha.<br />
Recepcjonista najspokojniej w świecie przerzuca kartkę w swoim notesie i mówi:<br />
- W takim razie to będzie... co my tu mamy, ach tak, kuchnia i spiżarnia - i wcale się nie śmieje.<br />
Kiwa głową ochroniarzowi, a ten chwyta mnie za ucho i ciągnie do windy. Zjeżdżamy na dół. W kuchni czeka na mnie tona ziemniaków do obrania. Jeden taki jak ja już się przy nich uwija.<br />
- I nie obijać mi się - mówi ochroniarz.<br />
Kiedy odchodzi, Taki-jak-ja mówi:<br />
- Też cię dopadli, cholerne psy. Ja już tu jestem trzeci raz w tym miesiącu, chyba muszę poszukać sobie innej ławki w innym parku.<br />
- Jak to dopadli?<br />
- Nic nie wiesz? - dziwi się. - W nocy hotelowi wyjeżdżają na miasto i ściągają wszystkich pijaków, których uda im się dopaść. Potem ci, co mają kasę, muszą zapłacić, a ci, co nie mają, sprzątają, zmywają naczynia i, cholera, obierają przeklęte ziemniaki. I nie mów, że to nie zgodne z prawem. Mają umowę z burmistrzem, przynajmniej tak twierdzą. Przespałeś, zjadłeś, teraz odpracuj. Widzisz, jest recesja, wszystkim się to opłaca. Hotel ma zapełnione miejsca i darmową robociznę, a miasto nie musi prowadzić wytrzeźwiałki. Aha i nie pluj na podłogę, potem będziemy musieli ją zmyć.manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-37914316866068884442011-09-07T04:24:00.000-07:002011-09-07T04:24:12.697-07:00Geniusz- Narysuj koło – poprosiła mama. Ojciec z napięciem wpatrywał się w trzyletniego brzdąca, który dłubał w nosie ołówkiem. Maluch siedział na wysokim stołku, tak, żeby wygodnie mógł nachylić się nad szarą kartką papieru. Zamiast rysować, stroił sobie jednak wesołe minki, prukał i robił paluszkami trele-fere. Albo – tak jak teraz – dłubał w nosie. Każdy bachor to potrafi.<br />
- No narysuj – dodał ojciec. Ale nie zabrzmiało to przekonująco. Był wyraźnie zniechęcony zachowaniem brzdąca i najwyraźniej pozbawiony wszelkich złudzeń. Machnął ręką i powiedział:<br />
- Chyba nic z tego. Zrobili nas w konia!<br />
- Nie mów tak, może jeszcze nie nadszedł czas. Może z czasem...<br />
- Z czasem, z czasem – powtórzył ojciec nerwowo – Miał zacząć biegać po roczku, po dwóch latach czytać książki, a teraz powinien grać ze mną w szachy. Tymczasem nie potrafi narysować głupiego koła.<br />
Tak, ładny mi geniusz. Myśleli, że może za dużo od niego wymagają i stąd ten pomysł z rysunkiem koła, ale nie, nawet tego nie był w stanie zrobić. Nie tylko nie czytał i nie grał w szachy, ale też nie potrafił powiedzieć ani be ani me, zamiast chodzić raczkował i wciąż sikał w pieluchy. Ojciec nie chciał mówić tego głośno, w końcu to żona zmieniała pościel i pampersy; po co wywoływać niepotrzebne kłótnie; a sytuacja była i tak napięta.<br />
Spojrzał na żonę – była wysoką, atrakcyjną blondynką z dużym biustem, wielkimi błękitnymi oczami i szalenie namiętnymi ustami. Dobrze chociaż, że po dziecku nie straciła figury.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<div style="text-align: center;">***</div>Po kilku poważnych rozmowach zdecydowali się na dziecko i skorzystanie z najnowszego wynalazku genetyków. Reklamy przekonywały, że mogą mieć takie dziecko, jakie sobie wymarzą. <br />
No więc zapragnęli mieć geniusza. Rozum jest w końcu najważniejszy – przekonywał przyszły ojciec. Mądre dziecko może osiągnąć wszystko czego zapragną rodzice. <br />
Firma, do której się zgłosili, obiecała im stuprocentowego geniusza – po badaniach sympatyczna pani doktor z całą odpowiedzialnością stwierdziła, że oboje mają odpowiednie genotypy, żeby spłodzić dziecko doskonałe, całkowicie naturalną metodą.<br />
- Ingerencja genetyczna będzie ograniczona do minimum – zapewniła z uśmiechem – Będzie pan miał słuszne prawo, żeby być dumnym z takiego syna.<br />
- A może mieć błękitne oczy i jasne włoski? – zapytała żona.<br />
Lekarka ponownie uśmiechnęła się szeroko i przyjaźnie, jednocześnie znacząco kiwając głową w kierunku mężczyzny.<br />
- Ależ oczywiście, błękitne oczy i jasne włoski – potwierdziła.<br />
Wychodząc mąż przeprosił żonę i odprowadził ją do poczekalni.<br />
- Muszę coś omówić z panią doktor – a kiedy z powrotem wszedł do gabinetu, powiedział bez ogródek – Zapewne zauważyła pani, że moja żona nie należy do osób wyjątkowo inteligentnych. Jakim cudem zamierzacie stworzyć geniusza z jej udziałem?<br />
Lekarki nie zbiło to z tropu. Spojrzała prosto w jego oczy i rzekła:<br />
- Rozumiem, że oczekuje pan szczerej rozmowy. Więc... jej geny całkowicie wyeliminujemy.<br />
- Całkowicie?<br />
- Z dziewczynką mógłby być większy problem, ale skoro ma być chłopcem, nie potrzebuje żadnego – że tak to określę – spadku od pana żony. No, może poza włosami i oczami. Pięćdziesiąt procent będzie pochodziło od pana, a pozostała połowa – tu wzniosła ramiona do góry – od nauki.<br />
- Rozumiem.<br />
- W takim razie do zobaczenia na zabiegu – pani doktor uniosła się z miejsca.<br />
Przyszły ojciec także wstał, zawahał się, westchnął i w końcu powiedział:<br />
- Jest jeszcze coś...<br />
- Tak – lekarka zatrzymała się w pozycji wstająco – pół – siedzącej.<br />
- Otóż, jak oboje się zgodziliśmy, moja żona ma ograniczony potencjał intelektualny. Jednak w pewnych sprawach trudno odmówić jej, hmm, najwyższych kwalifikacji. Wie pani, co chcę powiedzieć?<br />
- Chodzi panu o seks?<br />
- Dokładnie. Jest bardzo piękną kobietą, ma doskonałą figurę. Po ciąży wiele kobiet tyje, brzydnie... <br />
- Och, nie zna pan możliwości współczesnej medycyny, czasy tego rodzaju niepokojów dawno już minęły.<br />
- Słyszałem, że poza tym często bywało tak, że traciły ochotę na miłość fizyczną, nie odczuwały takiej przyjemności, jak dawniej.<br />
- Proszę mi wierzyć – pani doktor uśmiechnęła się – Nic się nie zmieni.<br />
Mąż przypomniał jeszcze lekarce, że jest prawnikiem, i że w wypadku, gdyby coś poszło nie tak...<br />
- Na pewno nie spotkamy się na sali sądowej – ucięła jednak pani doktor – Może być pan tego pewien.<br />
<br />
Tak, dobrze, że chociaż miała rację w sprawach figury i seksu. Jego żona istotnie zachowała piękno i werwę, amplituda jej jęków i krzyków była równie porywająca, uniesienia nie mniej poruszające.<br />
Była nawet bardziej ochocza i skora do uciech, ale to mogło wiązać się z jej wiekiem; zbliżała się do trzydziestki – okresu, jak sądził, największych potrzeb seksualnych. Och, aksamicie mojego podniebienia – pomyślał, chwytając dłońmi szczupłą talię żony. A głośno powiedział:<br />
- Może już czas położyć małego spać. Z koła i tak nic nie będzie.<br />
Żona zerknęła na zegarek.<br />
- Dopiero piąta – zdziwiła się.<br />
Mąż jednak położył dłoń na jej leciutko zaokrąglonym biodrze i - znacząco unosząc lewą brew - dodał:<br />
- Króliczku...<br />
- Ach tak – zachichotała – Chyba rzeczywiście najwyższy czas...<br />
Chwyciła brzdąca na rączki, odebrała mu ołówek kładąc go na kartce, i zaniosła chłopca do łóżeczka. Mężczyzna tymczasem rozłożył łóżko i mruknął:<br />
- Dobrze, że gówniarz nie płacze w nocy – a potem dodał z szyderczym uśmiechem – A może jest na to za głupi?<br />
Prawdę mówiąc doszedł do wniosku, że ostatecznie dobrze się stało – gdyby dzieciak istotnie był geniuszem, za parę lat wszedłby im na głowy. Istotą władzy jest wszak rozum – to rozum daje mu władzę nad żoną, to przewaga rozumu pozwala mu zachować właściwy porządek rzeczy. Co by się stało, gdyby sytuacja się odwróciła i rozum dziecka przewyższyłby rozum ojca?<br />
Żona wróciła do pokoju w zgrabnym, krótkim szlafroczku odsłaniającym pięknie wytoczone, gładkie i opalone uda. Mąż mimowolnie oblizał usta. Kobieta przyciemniła światło i podeszła do łóżka rozpinając powolnym ruchem szlafroczek. Droczyła się z mężem przez chwilę, myśląc: ależ mam nad nim władzę. Moje ciało czyni go zupełnie bezwolnym.<br />
- No chodź już do mnie – ponaglił mąż.<br />
Po chwili kochali się namiętnie i gwałtownie, całkowicie pogrążeni w opanowującej ich ciała gorączce. Kiedy zaczynali dochodzić do spełnienia, mąż szepnął wprost do ucha żony:<br />
- A może za mało się starałem, króliczku?<br />
- Hmm? – jęknęła żona, szczypiąc ponaglająco jego pośladki – O tak, trochę szybciej... Z czym za mało się starałeś?<br />
- No, kiedy je robiliśmy. Może w tę noc nie byłem w formie?<br />
- Skąd – przeciągle zanuciła żona – Zawsze dobrze się starasz, o tak, tak, tak.<br />
W rzeczywistości był tego pewien, jednak zadawanie pytań w trakcie spółkowania pozwalało mu – poprzez skierowanie myśli na nieco inny tor – przedłużyć akt. Dzięki temu mógł obserwować fantastyczne szczytowanie żony i wytrysnąć w nią chwilę później z okrzykiem dumy, który znaczył ni mniej ni więcej, co: och jaki ze mnie wspaniały ogier.<br />
- Mój ty ogierze – potwierdziła żona, kiedy się z niej zsunął. Wiedziała jak bardzo mężczyźni potrzebują komplementów. Rozdawała je szczodrze. Mąż może i nie należał do jej najlepszych kochanków, ale bez wątpienia jego portfel należał do najbardziej zasobnych. Pomyślała, że jutro kupi sobie nową sukienkę i uradowana tą myślą dodała:<br />
- Było bosko. Dlaczego za każdym razem jest mi z tobą tak dobrze? Każdy raz jest tak wspaniały, że miałabym problemy, żeby stwierdzić, który jest najlepszy, a który drugi w kolejce.<br />
- To tak jak z filmami, kochanie. Oglądasz nowy film i podoba ci się tak, że mówisz: właśnie byłam na najlepszym filmie, jaki kiedykolwiek widziałam. A tydzień później to samo mówisz po kolejnym seansie.<br />
- Właśnie – przytaknęła żona, choć nie była pewna, dlaczego, u licha, mówi o filmach. Przecież ona nawet niespecjalnie lubi chodzić do kina. Chcąc skierować rozmowę na inne, bezpieczniejsze tory, przytuliła się do jego piersi i rzuciła – Masz ochotę na lodzika?<br />
- Muszę się odlać – powiedział jednak mąż i wyszedł do łazienki. Przed lustrem pogłaskał małego i szepnął – Nieźle się sprawiłeś, chłopie.<br />
Wysikał się, przygładził rozczochraną przez żonę fryzurę i wrócił do salonu, który służył im także za sypialnię. Żona stała przy stole i z zafrapowaną miną patrzyła na kartkę papieru.<br />
- Co się stało? – zapytał.<br />
- Spójrz!<br />
Na kartce, tej samej, na której geniusz miał narysować koło, widniał rysunek. Jednak nie było to koło, tylko trójkąt. Miał bardzo równe ramiona i wyglądało, że został narysowany wprawną ręką.<br />
- Narysował – szepnęła żona – Ale kiedy to zrobił? Kiedy brałam go do łóżeczka, kartka była czysta.<br />
Mąż zastanawiał się przez chwilę. Istotnie, kiedy kładła małego spać, na kartce nie było rysunku. <br />
- Może nie zauważyłaś – zasugerował jednak. <br />
W rzeczywistości stosunkowo szybko doszedł do wniosku, że żona sama zrobiła rysunek, wiedział jednak, że nie może powiedzieć tego głośno. Po co wywoływać niepotrzebne napięcia? Moja ty biedna istotko – pomyślał – tak bardzo chciałaś wydać na świat geniusza, że posuwasz się do takich małych, prymitywnych kłamstewek! <br />
Ale dlaczego narysowała trójkąt?<br />
- Nie – zaprzeczyła żona, wiedziała, co mówi: uważnie przyjrzała się kartce, kiedy brała chłopca na rączki. Nic na niej nie było – Musiał wrócić do pokoju, w trakcie, kiedy...<br />
- ...się kochaliśmy – dokończył mąż szczerze ubawiony – A to oznacza, że nas podglądał!<br />
Bardziej bawiła go niż niepokoiła cała sytuacja. Jak dzieciak miałby wyjść z zakratowanego łóżeczka? Nawet nie potrafi chodzić, a co dopiero wspiąć się po kratkach i wyjść z łóżka. Wspinanie się z pewnością przekracza jego możliwości.<br />
Gdyby tylko narysowała koło, a nie trójkąt...<br />
- Zajrzyjmy do niego – zaproponowała żona.<br />
Poszli do pokoju dziecinnego – drzwi oczywiście były zamknięte, światło zgaszone, a chłopiec smacznie spał, cicho pochrapując. Biedactwo, było lekko zakatarzone.<br />
- Śpi – stwierdził mąż i zażartował – Mam go obudzić i zapytać?<br />
- Nie – żona pokręciła głową – Jutro to zrobimy. Przekręcę go tylko na boczek.<br />
Mąż przytaknął i wycofał się do salonu. Podszedł do stołu, chwycił kartkę papieru i przyjrzał się jej uważnie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Równy, jakby narysowany przy linijce. Wciąż nurtowało go pytanie, dlaczego trójkąt? Gdyby narysowała koło, wszystko byłoby w porządku. Rysunek trójkąta niepokoił go, gdyż nie rozumiał gry, jaką prowadziła. Czyżby była tak inteligentna, żeby świadomie zasiać ów niepokój? To oznaczało, że nie przejrzał jej dokładnie, nie kontrolował.<br />
- Bzdura – mruknął uspokajająco – Pewnie z koła wyszedł jej po prostu trójkąt. Tak to bywa.<br />
Odłożył kartkę na miejsce i obiecał, że nie będzie o tym myślał. Kiedy żona wróciła do łóżka, przypomniał nieśmiało:<br />
- A co z lodzikiem?<br />
Spojrzała na niego zaskoczona – jak może myśleć o seksie w takiej chwili? Ale pomyślała, że jeszcze nie poprosiła go o pieniądze na sukienkę, więc westchnęła w duchu, odrzuciła włosy za ucho i pochyliła głowę nad brzuchem męża.<br />
<br />
Następnego dnia, kiedy wrócił z pracy, zastał żonę siedzącą przy malcu. Prosiła łagodnym głosem:<br />
- No przecież potrafisz. Przecież wczoraj ci się udało. Jeśli nie trójkąt, to może kółeczko, takie małe, maciupeńkie.<br />
A może kwadracik – pomyślał mąż uśmiechając się – Taki mały, maciupeńki...<br />
Wieczorem żona założyła nową sukienkę. Potem – zostawiając dziecko z nianią – poszli na kolację, podczas której wypili butelkę wina. Kiedy wrócili, malec spał. Leżąca na stole kartka papieru była czysta.<br />
- Nic – szepnęła zniechęcona żona.<br />
- Pięknie ci w tej sukience – powiedział mąż i pogładził ją po szyi.<br />
Czuła się lekko podchmielona wypitym winem, szczęśliwa z wrażenia, jakie wywoływała w nowej sukience, ochoczo więc zareagowała na pieszczoty męża. Mimo to, kiedy już znaleźli się w łóżku, nie kochała się z nim tak namiętnie, jak zwykle. Zerkała co chwila przez jego ramię w kierunku stołu. Ale spoza męża niewiele widziała, jego masywne plecy zasłaniały widok na pokój. Mogła jedynie patrzeć na cienie, które rzucały ich ciała na suficie odwzorowując załamania światła nocnej lampki.<br />
Cienie były zaskakująco nienaturalne, potrójne a nawet poczwórne, poruszały się w rytm jakiegoś szalonego tańca, który wydał jej się teraz odpychający i brudny. A więc to tak wyglądamy z perspektywy duchów – podszepnął jej umysł, sam chyba nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli – Tak idiotycznie i banalnie? <br />
Zamiast patrzeć na te cienie i nękać się myślami próbowała wysilić zmysł słuchu, jednak i to niewiele dawało, gdyż pośpieszne ruchy męża sprawiały, że łóżko skrzypiało głośno.<br />
Mąż starał się tej nocy jak mógł, jednak ze zdziwieniem stwierdził, że żona nie wzdycha jak zwykle. Czuł się zaniepokojony, ale nic nie mówił. Miał nadzieję, że zaraz jej przejdzie ta chwilowa niedyspozycja i pod wpływem jego starań powrócą jej werbalne upodobania. Starał się więc, jak tylko potrafił.<br />
W pewnej chwili żona mocno ścisnęła jego pośladki.<br />
- Słyszałeś – szepnęła.<br />
Zawisł nad nią.<br />
- Co słyszałem?<br />
- Ciii. Jakby ktoś chodził, jakiś szelest... Może sprawdzisz?<br />
- Cholera – mruknął rozzłoszczony mąż i zwlókł się z niej. A właśnie miał zadać jakieś pytanie. <br />
Zakładając szlafrok powiedział: <br />
– Zamknę drzwi do pokoju malca na klucz.<br />
Przeszedł koło stołu i odruchowo zerknął na kartkę. <br />
I co? Widniał na niej kwadrat. Równy, nakreślony pewną ręką kwadrat.<br />
- A więc jednak – powiedziała żona patrząc mu przez ramię – Wychodzi i nas podgląda.<br />
Kiedy zdążyła go narysować? – zastanawiał się tymczasem mąż. Był przekonany, że kiedy zabierał ją do łóżka, na kartce nie było żadnego rysunku, a od tej chwili miał ją cały czas na oku. Nie tylko na oku, ale i pod sobą. Cały czas była przy nim, trzymał w ramionach jej ciało. Więc jak, do cholery, jej się to udało? <br />
Och, musiała znaleźć jakiś sposób – odpowiedział sobie w myślach – przecież dzieciak tego nie zrobił, a duchy nie istnieją.<br />
- Jutro musimy odwiedzić panią doktor – zawyrokowała żona z takim naciskiem w głosie, że nie śmiał zaprotestować.<br />
<br />
Siedzieli całą trójką przed uśmiechniętą lekarką. Wyżalili się, że ich dziecko nie tylko nie jest geniuszem, ale wydaje się wręcz opóźnione w rozwoju. Przelali na nią cały swój trzyletni gniew, wszystkie te niepokoje i dręczące ich pytania. Czuli się oszukani i pragnęli, by kobieta poczuła się winna tego oszustwa. <br />
Jednak ona tylko kiwała głową i uśmiechała się tym swoim przyjacielskim grymasem.<br />
W końcu opowiedzieli historię z rysunkami.<br />
- Nie jesteśmy przekonani, o co mu chodzi – zakończyła opowieść żona, głaszcząc dziecko po jasnej główce.<br />
- Właśnie – wzruszył ramionami mąż, mając zamiar opowiedzieć resztę prawdy i swoją interpretację, gdy odprowadzi żonę do poczekalni i porozmawia sobie z tą paniusią, jak już dawno powinien.<br />
Pani doktor popatrzyła jednak uważnie w błękitne oczka malca. Uciekły przed badawczym spojrzeniem.<br />
- Proszę zostawić nas samych – powiedziała i wyprowadziła ich z pokoju.<br />
Mąż chciał zaprotestować, ale uległ naciskającemu spojrzeniu żony.<br />
Na korytarzu nerwowo przechadzał się przed nią, ona zaś siedziała równie niespokojnie zakładając jedną nogę na drugą i poruszając bucikiem. W górę i w dół.<br />
W końcu drzwi od gabinetu stanęły otworem, a pani doktor podeszła do zdumionych rodziców razem w z dzieckiem, trzymając je za rękę. <br />
Malec szedł pewnym krokiem, ze zwieszoną nisko główką.<br />
- Nie bój się – mówiła lekarka do chłopca – Nic ci nie zrobią.<br />
I poczochrała główkę.<br />
- Przepraszam – mruknął malec nawet nie sepleniąc. Głos miał dojrzały i wyważony – Tak jakoś wyszło.<br />
Wzruszył zabawnie ramionami, jak zupełnie dorosły, dręczony wyrzutami człowiek.<br />
- No i mamy wyjaśnienie – powiedziała lekarka do rodziców. <br />
- On... chodzi – krzyknęli równocześnie - I... mówi.<br />
- Nic w tym dziwnego – odparła pani doktor – Jak każde trzyletnie dziecko, tylko trochę lepiej. Potrafi wiele rzeczy, o których nie mają państwo pojęcia. Przecież obiecaliśmy, że będzie geniuszem.<br />
Wyjaśniła, że wszystko jej opowiedział i jest skruszony z powodu ukrywania przed nimi swojego prawdziwego oblicza. Krótko mówiąc, świat wydawał mu się nieco dziwny i dlatego wcześniej go nie komentował, a jedynie poznawał. Dziwił go nacisk, z jakim próbowali go namówić, żeby narysował koło. A potem opór wszedł mu w krew. Jest bowiem geniuszem z nieco zmęczoną, naznaczoną protestem duszą.<br />
Pewnego wieczora obudziły go odgłosy w nocy, postanowił sprawdzić co się dzieje i, cóż, zastał ich w sytuacji intymnej. Oczywiście nie był pewien tego, co zobaczył, ale wydawało mu się to nad wyraz interesujące, a przy tym równie niesamowite jak cały otaczający go świat.<br />
- Powiedzmy sobie szczerze – powiedziała lekarka – Do geniusza też trzeba mieć odpowiednie podejście. Nie można go traktować jak każde inne dziecko.<br />
- A więc już od dawna nas podglądał – mąż pokręcił głową z niedowierzaniem.<br />
- Tak – przytaknęła pani doktor, a potem zaznaczyła – Ale w końcu przestał, dał wam znak. <br />
- Zostawmy już to – mąż pomachał ręką - Dlaczego jednak narysował trójkąt, a nie koło?<br />
- Nie wiem. Ale pewnie z przekory. Jak każdy geniusz, bywa przekorny.<br />
Mąż zdjął pasek od spodni.<br />
- A mnie się wydaje, że geniuszu też potrzebuje, żeby czasem przetrzepać mu skórę.manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-13111924738051372762011-09-03T09:16:00.000-07:002011-09-03T09:16:46.026-07:00SabatLudziom kompletnie odbiło na punkcie tego spektaklu. Dawno nie byliśmy w teatrze. Wiecie, praca, dzieci... Nie jest łatwo znaleźć dwie godziny wieczorem w tygodniu, a w soboty jeszcze gorzej. To jedni znajomi wyprawiają przyjęcie, to drudzy. Latem grill, zimą projekcja wideo. W niedziele chrzciny albo komunia. Spotkania brydżowe z szefem i jego żoną. <br />
Oto nasza rozrywka. Teatr? Cóż, zawsze można przeczytać w gazecie jakąś recenzję i powiedzieć znajomym, że się było na tym czy tamtym. Efekt jest taki sam. A poza tym - prawdę mówiąc - nigdy specjalnie nie lubiłem teatru. Trzeba założyć marynarkę i udawać zainteresowanie, nawet jak sztuka jest nudna. A coraz więcej jest nudnych sztuk, bo i autorom brakuje już inwencji i pomysłów. Wszystko już było. <br />
<a name='more'></a>Tak więc z teatrem pożegnaliśmy się na dobre naście lat temu.<br />
A tu nagle wybucha teatralna bomba.<br />
Gdziekolwiek się nie pojawisz, wszyscy mówią o jednej sztuce, która nazywa się Sabat i jest grana w teatrze Sabat. Podobno teatr powstał tylko po to, żeby wystawić jedną sztukę. Kiedy sztuka zejdzie z afiszów, teatr też zniknie. Tyle tylko, że są tacy, którzy twierdzą, że nigdy nie przestaną jej grać. <br />
Tak, wszyscy ciągle tylko o tym mówią. Nawet szef, którego nigdy nie podejrzewałbym o zainteresowanie teatrem, pyta:<br />
- Byliście już na Sabacie? – i unosi ze zdziwieniem brwi – Nie? To powinniście się koniecznie wybrać, jak najszybciej.<br />
Idziemy na kolację do sąsiadów – i co? – króluje jeden temat. Sabat.<br />
- Jeszcze nie byliście? – pyta zdziwiona sąsiadka – My byliśmy tydzień po premierze. Pierwszy raz. Potem jeszcze dwa razy i zamierzamy wybrać się we wtorek po raz czwarty.<br />
- Nieprawdopodobna sztuka – kiwa głową sąsiad – Nigdy bym się nie spodziewał.<br />
Przechadzamy się z dzieciakami po parku i przy każdej ławce słyszymy:<br />
- Sabat, ach tak, byłam, byłam...<br />
Wszyscy rozmawiają, ale nie mówią żadnych konkretów. Kiedy pytasz o czym jest ta sztuka, mówią:<br />
- O wszystkim. O miłości, o tragedii... Samo życie.<br />
- To komedia czy dramat?<br />
- I komedia, i dramat. Jest romantyczna i przerażająca – kręcą głową z niedowierzaniem.<br />
Poszukujemy recenzji w gazecie i znajdujemy tylko notki napisane w podobnym stylu, rekomendujące przedstawienie: „Nieprawdopodobne połączenie groteski i tragedii, sztuka sięgająca do źródeł zrozumienia, pełna zwrotów akcji, wolt i puent. Niesamowity mariaż wszelkich możliwych gatunków. Koniecznie”.<br />
Cóż, nie ma wyjścia, następnego dnia ląduję w kolejce po bilety. Wszyscy są rozpaleni i podekscytowani, przebierają nogami, dyszą ci w ucho. W końcu wracam do domu z dwoma książeczkami koloru czerwono – czarnego. Teatr Sabat zaprasza! Na okładce kobieta z pejczem w stroju Ewy.<br />
- To jakieś sado-macho – mówię do Róży.<br />
- Wygląda jak ulotka agencji towarzyskiej.<br />
- Co my najlepszego robimy?<br />
Ale dwa dni później jesteśmy w teatrze na pół godziny przed rozpoczęciem spektaklu. Mam na sobie nowy garnitur i białą koszulę. Pod szyją żona zawiązała mi muszkę.<br />
- Muszka jest bardziej dystyngowana – stwierdziła, odkładając na bok krawaty.<br />
- Zawsze wydawało mi się, że muszka postarza.<br />
- Skąd, popatrz na Jamesa Bonda.<br />
- Czy ja wyglądam jak James Bond?<br />
W teatrze częstują nas szampanem i cukierkami w szeleszczących papierkach. Jest tu całe mnóstwo kobiet o długich nogach. Jedna z nich prowadzi nas na miejsce. Rząd piąty, miejsce trzecie i czwarte. Uśmiecha się szeroko.<br />
- Już mi się podoba – chwytam Różę za rękę.<br />
- Nie wątpię.<br />
No i zaczyna się. Z początku zwyczajnie, bez specjalnego entuzjazmu. Powoli, mozolnie... Gasną światła. Na scenie pojawia się kobieta i mężczyzna. Z tyłu za nimi wyświetlają czarno biały film. Raczej zlepek filmów. Narodziny, przedszkole, boisko szkolne, gra w piłkę, skakanie na gumie, droga za miastem, pole, motyle, chude dzieciaki, kochankowie.<br />
- Kobieta – mówi nagle aktorka i daje krok do przodu. Reflektor punktowy skupia się na niej. Na filmie mamy zbliżenie kobiecej twarzy.<br />
- Mężczyzna – teraz jego kolej. Z tyłu zbliżenie męskiej twarzy.<br />
- On i ona – mówią jednocześnie.<br />
Wszystko dzieje się szybciej. Coraz szybciej i szybciej. Rozpoczyna się na dobre. Na scenie przewijają się coraz to nowi aktorzy i statyści. Przechodzą, przebiegają, rzucają coś bez znaczenia w stronę publiczności. Kobieta i mężczyzna tańczą, całują się. Ciągle są w centrum, są głównymi bohaterami. Wkrótce pojawiają się w strojach ślubnych, znów się całują i tańczą. Światło przygasa.<br />
- Zdrada!<br />
Kto to powiedział? Zdaje się, że nikt nie chce się przyznać. Ale kobieta zamartwia się, gdy tylko mężczyzna ubiera się i wychodzi. Jest teraz sama. Śpiewa. Pięknie śpiewa. Podchodzi bliżej pierwszego rzędu.<br />
- Kto? Z kim? – pyta.<br />
- Marta, Anna, Małgorzata – pada z różnych stron.<br />
Ktoś wstaje. Reflektor kieruje się na niego. To jakiś starszy facet. Niesamowite, to aktor. Starszy facet ględzi coś pod nosem kierując się w stronę sceny. Siada na podeście tyłem do głównych bohaterów i zapala papierosa.<br />
- Podoba ci się? – nachylam się do Róży.<br />
- Cii – upomina.<br />
Coraz to nowi ludzie wstają i mówią swoją kwestię. Facet dwa rzędy dalej zdejmuje marynarkę. Jakaś kobieta rzuca się na swojego sąsiada i całuje go namiętnie. Ktoś krzyczy. Ktoś wyjmuje flaszkę wódki i pociąga zdrowego łyka. Inny staje na oparciu i pokazuje tyłek. Człowiek nagle przestaje skupiać uwagę na bohaterach. <br />
Wątki poboczne stają się coraz bardziej interesujące. <br />
W końcu zapominam o co tu chodzi. Nieźle, nieźle, warto było przyjść.<br />
Nagle podnosi się nasza sąsiadka. Jest ubrana i uczesana jak mężczyzna. Ma gładko przylizane włosy. Reflektor kieruje się na nią oświetlając pokrytą mocno makijażem twarz. Czerwone usta. Kobieta patrzy na mnie. Czego chce, u licha? Czy ja ją znam? <br />
Śmieje się. Wokoło tumult i gwar, prawdziwa paranoja. Ludzie przepychają się, jeden za drugim unoszą z miejsc, wszyscy są aktorami.<br />
Co tu się dzieje?<br />
I wtedy, kobieta-mężczyzna wyciąga dłoń w kierunku Róży. A moja żona chwyta ją i wstaje. Odwraca się w moim kierunku, ma zupełnie inny wyraz twarzy, niż wydawało mi się, że pamiętam. Inny od tego dobrze zakonserwowanego w pamięci obrazu. A przecież powinienem pamiętać. Cholera. Właściwie ledwie ją poznaję. Ledwie jestem w stanie skojarzyć jej głos. Czyżby... Tak. A więc ona też. Ona też jest aktorką. <br />
Grała! Przez tyle lat. Cały czas grała.<br />
<br />
manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-76720567556297041522011-09-02T03:36:00.000-07:002011-09-02T03:36:36.666-07:00Ratunku!Jeszcze jak była małą dziewczynką, Marcie tłumaczono, że w razie niebezpieczeństwa zamiast wzywać pomocy, powinna krzyczeć, że się pali. Dziadkowie zdawali sobie sprawę z postępującej społecznej znieczulicy i mieli nadzieję, że pożar kogoś przestraszy.<br />
- Ze strachu człowiek potrafi nawet komuś pomóc - zauważył dziadek. <br />
Babcia nie zwykła mu się sprzeciwiać.<br />
Przez długie lata Marta nie miała okazji wykorzystać rady dziadka. Ciągle jednak o niej pamiętała. Wyszła za mąż za dobrego człowieka, urodziła piękną, dorodną córeczkę, zdobyła atrakcyjną pracę, była szczęśliwa. <br />
<a name='more'></a>Któregoś dnia wracała do domu z pracy późną nocą i nagle zdała sobie sprawę, że przeżyła połowę życia bez żadnej przygody.<br />
- Mam trzydzieści lat i ani jednego żywego wspomnienia - powiedziała do siebie - Cała moja przeszłość to cmentarzysko, po którym nie biegają nawet upiory.<br />
Owszem, była nieco wstawiona, wypiła trzy lampki wina, czuła zachwiania równowagi, stateczne zwykle kształty pływały jej przed oczami. Ale, do cholery, myślała całkiem trzeźwo.<br />
No i zbuntowała się.<br />
Krzyknęła najpierw nieśmiało, potem nieco głośniej. Nie usłyszała jednak żadnych pośpiesznych kroków, żadnych skrzypnięć otwieranych okien. Tylko w jednej chwili zgasły wszystkie palące się światła w budynkach. Ludzie postanowili udawać, że śpią. Poza tym przy zgaszonych światłach mogli bezpiecznie podglądać, co dzieje się na ulicy. <br />
Ostatkiem sił Marta wezwała pomocy pełną piersią, ale w odpowiedzi usłyszała tylko odbijające się od ścian echo.<br />
- Pożar - ryknęła wreszcie zrozpaczona na cały głos - Pali się! <br />
Nie minęła chwila, a pojawił się przed nią wóz strażacki, wyjąc przeraźliwie syreną. Zatrzymał się z piskiem opon i wylał na nią cały zapas lodowatej wody.<br />
manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-92167229330072436352011-09-01T09:53:00.000-07:002011-09-01T09:53:13.153-07:00ScenariuszNo więc ze scenariuszami w naszym kinie jest prawdziwy problem. Zekranizowano już wielokrotnie wszystkie poczytne dzieła literackie, oryginalnych pomysłów brakuje, a te, z których można by coś zrobić, są zupełnie oderwane od rzeczywistości.<br />
Teraz mam właśnie taki problem – scenariusz jest nawet nieźle zbudowany, jednak sam pomysł, nie mówiąc o puencie, powoduje, że nie pozostawiasz na nim suchej nitki.<br />
- Dlaczego odrzucił pan mój scenariusz? – pyta pewien znany reżyser, uważany za zdolnego.<br />
Ja, skromny pracownik agencji scenariuszowej nie mogę się z nim równać ani wiedzą, ani osiągnięciami. A jednak mam nad nim władzę i ta władza pozwala mi odpowiedzieć po prostu:<br />
- Nie nadaje się!<br />
<a name='more'></a>- A dlaczegóż to? – pyta reżyser.<br />
- Jest nieprawdopodobny. Coś takiego nie mogło się zdarzyć.<br />
Dopiero teraz się wkurza.<br />
- Jak to nieprawdopodobny? A Gwiezdne Wojny? Uważa pan, że to prawdopodobny film? A ilu ludzi poszło na niego do kina?<br />
- Pański scenariusz to dramat psychologiczny a nie fantastyka.<br />
- Dziękuję – mimowolnie mówi reżyser.<br />
- W dramacie psychologicznym nie ma miejsca na podobne – przyznam, że zaskakujące – ale zupełnie nieprawdopodobne zwroty akcji. To dziecko nie może mieć w sobie tyle zła.<br />
- Pochodzi z Sarajewa, jest dzieckiem wojny – tłumaczy reżyser.<br />
- Ma dziesięć lat.<br />
- A skąd pan, u licha, wie, co przeżywa dziesięcioletnie dziecko w Sarajewie i do czego jest zdolne?<br />
- Nie wiem – przyznaję – Ale w to, co pan chce nakręcić, nie uwierzę. <br />
- Zabili mu ojca, zgwałcili matkę – przekonuje – i to wielokrotnie.<br />
- Nie kupuję – odpieram.<br />
Reżyser unosi się z fotela i sięga po paczkę z papierosami.<br />
- Tu nie wolno palić – przypominam.<br />
- A co mnie to... – macha na mnie ręką i przypala papierosa – I tak pana pewnie nie przekonam...<br />
Zaciąga się głęboko i próbuje jeszcze raz:<br />
- Niech pan spróbuje to zobaczyć. Bezdzietne małżeństwo, niemal doskonale się rozumiejące i kochające. Udany seks, wspaniałe kariery, dom, luksusowy samochód, wszystko w najlepszym porządku, widz im zazdrości. Potem pojawia się problem – nie mogą mieć dzieci. Widz jest szczęśliwy: takie wspaniałe małżeństwo, a ma swój problem jak każdy z nas. Jednak zaczyna ich lubić, bohaterowie stopniowo wzbudzają jego sympatię, więc nie jest do końca pewien, czy to dobrze, czy źle, że mają problem. Budzimy w nim wątpliwości, poruszamy jakąś cienką, wrażliwą strunę w jego umyśle, przecież o to chodzi.<br />
- Do tego momentu jest OK.<br />
- Kiedy więc pojawia się dziecko, uśmiechają się uradowani, ich wątpliwości zostały rozwiane, poczucie winy znika, są uratowani przed zastanowieniem. Tym bardziej, że bohaterowie nie idą na łatwiznę, nie adoptują byle jakiego dziecka, nie jakiegoś tam zwyczajnego potrzebującego jedynie ciepłego obiadu bachora, a dziecko wojny, dziecko z Sarajewa, któremu w snach zamiast pluszowego misia towarzyszą krew i ból, wspomnienia zadźganych bagnetami rodziców, spalonych zwłok siostrzyczki, rozerwanego na strzępy przez granat ciała dziadka.<br />
- Widz jest wstrząśnięty – kończę za niego.<br />
- Jest w prawdziwym szoku – reżyser przechadza się coraz szybciej i nagle podskakuje. No tak, jak to bywa z artystami, dopadła go Nirwana – Jest w kurewsko zajebiście walącym go po łbie szoku – i jak to ma w zwyczaju reżyserska mania przechodzenia z euforii w refleksję, uspokaja się – A my mu na to strzelamy sielanką. Teraz potrzebuje zmiany, ciepła, prostego, zwyczajnego ludzkiego serca. I dostaje to. Piknik na łąkach, wieczory przy kominku, ciepłe łóżeczko i zabawki. Kiedy wchodzi do sypialni kochających się rodziców w nocy, a oni przygarniają go, nie myślą o własnym prymitywnym zaspokojeniu, tylko robią miejsce pomiędzy sobą, łezka pojawia się w oku naszego widza.<br />
- No właśnie, ten namiętny seks pomiędzy nimi wobec dziecka może wywołać pewne kontrowersje.<br />
- Powstało wiele filmów, w których dzieci nakrywają, a nawet podglądają kochających się rodziców.<br />
- Nie za publiczne pieniądze.<br />
- Przecież musimy dać trochę seksu, każdy widz to lubi. A wyjaśnimy to cenzorom tym, że widz musi wiedzieć, że problemy z dzieckiem nie wynikają z kłopotów seksualnych, tylko z natury biologicznej. <br />
- Już wcześniej się chyba zorientowali – przypominam i kartkuję maszynopis – Na początku mamy seks w kuchni na zlewie, piętnaście minut później w samochodzie, tu też, o, i tutaj...<br />
- Możemy wyciąć tę drugą scenę – sugeruje reżyser – No dobrze, i trzecią.<br />
- Nie o to chodzi – upominam – Ale w tej scenie, kiedy dziecko wchodzi do ich sypialni, gdy się kochają...<br />
- Tego nie wytnę – reżyser robi groźną minę – To zbyt znacząca scena.<br />
- Tak więc – analizuję dalej – przestają się kochać i robią mu miejsce w łóżku...<br />
- Dokładnie, seks ustępuje pola miłości.<br />
- Ale jeżeli dziecko wchodzi pomiędzy nich zaraz po tym jak się kochali i nie doszli do spełnienia, to widz może pomyśleć, że...<br />
- Dziecko łączy ich uczucia, a wyrzuca spomiędzy nich prymitywne instynkty. To wszystko jest samym dobrem – podpowiada zadowolony reżyser.<br />
- Cóż, myślałem o czymś innym. Jak panu się wydaje, ile czasu może upłynąć, żeby mężczyzna... cóż, zwiotczał?<br />
- Jak to?<br />
- No zwyczajnie, żeby opanował wzwód zaraz po niedokończonym stosunku? Wie pan co, ja myślę, że widz będzie się nad tym zastanawiał. I zobaczy jak małe dziecko leży pomiędzy rozpaloną kobietą, a mężczyzną z pełnym wzwodem. Na to nie pójdzie żaden cenzor. Przypomnę, wcześniej pisze pan, że w trakcie spółkowania kobieta jęczy głośno i wzdycha prosto w ucho męża: ale jesteś duży, olbrzymi. Jak pan sobie wyobraża, że widz będzie patrzył spokojnie na chłopca leżącego obok faceta z wielkim fiutem w stanie wzwodu. Film trafi na półki, nawet jeśli powstanie. A jeśli powstanie, ja stracę pracę.<br />
Reżyser wzdycha.<br />
- To nie jest film dla dzieci – mówi ostatkiem sił.<br />
- Ale dziecięca pornografia, nawet jedynie sugerowana, to przestępstwo.<br />
- No dobra, złagodzimy to. Dzieciak wchodzi akurat jak odpoczywają po udanym seksie.<br />
- I położymy go w tym zaspermionym łóżku. Cytuję: „Myślałam, że się utopię w twojej miłości, tak dużo tego było”. Koniec cytatu.<br />
- Założymy mu prezerwatywę – westchnął reżyser.<br />
- I pokażemy, jak ją zakłada?<br />
- Pomyślę o tym – reżyser zanotował coś w notesie.<br />
- A po co używają prezerwatywy, jeśli nie mogą mieć dzieci? – tu go mam – Czyżby nie byli sobie wierni i obawiają się miłości bez zabezpieczenia?<br />
Chyba go załatwiłem.<br />
- Oglądał pan jakiś film Davida Lyncha? – pyta jednak po chwili pełnego zadumy milczenia.<br />
- Uwielbiam jego filmy – przyznaję.<br />
- No więc – reżyser unosi dłonie do góry – To będzie jak u Davida Lyncha...<br />
- Co będzie?<br />
- Tajemnica. Film pełen tajemnic. Ten scenariusz, to nic ważnego, będzie liczył się nastrój. Niech pan mi wierzy, zrobimy taki nastrój, że ludzie ocipieją.<br />
- Ale na razie omawiamy scenariusz. Nie ma w nim nic z Lyncha. Jest za to dziecko...<br />
- Dziecko jest pomostem łączącym dwa światy. Zupełnie inne światy.<br />
- Ale na koniec okazuje się zabójcą.<br />
- Nie jakimś zwyczajnym zabójcą, tylko zawodowym. Wyszkolonym w zabijaniu małym serbskim dzieckiem wojny.<br />
- No właśnie. Dziesięcioletni zawodowy zabójca. Nie widzi pan, że to się nie trzyma kupy? – pytam mocno już wkurzony.<br />
No i wkurzyłem i jego. Porządnie.<br />
- Dobra chłoptasiu, powiem ci – nachyla się nade mną, a w oczach ma zabójczy błysk – Ten scenariusz to wcale nie jest wymyślona historyjka, ale prawda. Wszystko, co jest tam napisane, to szczera prawda, historia zdarzyła się naprawdę. Z życia – kurwa mać – wzięte, rozumiesz człowieku?<br />
Krzyczy. Myślę, że nie powinienem go więcej denerwować.<br />
- A komu się niby zdarzyła? – pytam jednak.<br />
- Komu? – wzdycha reżyser i powraca na miejsce przypalając kolejnego papierosa – A mnie, uwierzysz pan? Właśnie siedzi przed tobą facet, który zaadoptował dziecko z Sarajewa, a to okazało się zawodowym mordercą.<br />
- Niech pan nie robi sobie ze mnie żartów.<br />
- Ja żartuję? – krzyczy znowu – Czy wyglądam na kogoś, kto żartuje?<br />
Istotnie, nie wygląda. Ale na pewno powinien się leczyć.<br />
- Proszę posłuchać – mówi – Nie dość, że jest w tym dobry, załatwił już gosposię i sąsiadkę, zupełnie nie pozostawiając śladów, ale teraz grozi, że załatwi i mnie, jeśli nie zrobię o nim filmu. Jest kinomanem, od dawna marzy, żeby zrobiono o nim film.<br />
- Tego już za wiele – mówię – Proszę wyjść.<br />
- A wyjdę – mówi reżyser – Ale uważaj przyjemniaczku, bo jak mu powiem, że nie chciałeś zaakceptować tego scenariusza, to może i tobie dobrać się do dupska.<br />
I wyszedł. Ale jego desperacja musiała być naprawdę wielka, gdyż film w końcu powstał. Zmieniono tylko jedno – zamiast dziecka z Sarajewa bohaterem jest bachor z jakiegoś państwa w Afryce, gdzie ostatnio rozgorzała kolejna fala wojny. W ten sposób film miał być bardziej aktualny. Nakręciła go pewna prywatna firma produkcyjna za niewielkie pieniądze. Mimo idiotycznego tematu niektórym się podobał, a nawet dostał nagrodę na jakimś festiwalu w Toronto.<br />
Ja zaś zacząłem żałować, że nie dałem mu tego dofinansowania. Nawet jeśli wywaliliby mnie z pracy, miałbym przynajmniej spokój. Bo wiecie co, ostatnio zauważyłem, że łazi za mną jakiś dzieciak, dziesięcio, a może jedenastoletni. Nawet się z tym nie kryje, chodzi i patrzy. Kiedy podszedłem do niego i zapytałem, dlaczego za mną łazi, odparł:<br />
- Domyśl się. Nie znasz dnia ani godziny.<br />
Mówił z obcym akcentem, miał śmieszne kędziorki i łagodną buzię, ale oczy, w nich kryło się coś, co mnie przeraziło. No i przestraszył mnie nie na żarty. Barykaduję drzwi, staram się nie wychodzić za często z domu. Czekam, nie wiedząc na co. Ale co mam zrobić? Przecież z taką historią nie mogę pójść do nikogo z prośbą o pomoc, bo wyląduję u czubków.<br />
<br />
manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-71616075232882336902011-08-30T14:24:00.000-07:002011-08-30T14:24:11.793-07:00SpacerIdziemy z żoną wieczorem przez park i nagle dobiega nas jakiś łoskot, jęk, prawie krzyk, a potem słyszymy ciężkie sapanie bardzo zmęczonego człowieka.<br />
- Zobacz, co się dzieje – prosi żona.<br />
- A jak to jakieś łobuzy – oponuję – Pobiją mnie, a ciebie zgwałcą.<br />
- Nie mów głupstw, jest jeszcze widno.<br />
No więc idziemy tam razem i za krzakami widzimy jakiegoś starszego mężczyznę leżącego na chodniku i wstrząsanego drgawkami. Wygląda na lumpa i pijaka.<br />
<a name='more'></a>- To pijak - mówię.<br />
- Pijak, nie pijak, ale chyba ma kłopoty.<br />
- Za dużo wychlał. <br />
- Może ma padaczkę? Wygląda, jakby miał padaczkę.<br />
Nigdy nie widziałem człowieka w ataku padaczki, ale rzeczywiście tak to wyglądało. <br />
- Co trzeba robić? – pytam więc żonę.<br />
- A skąd mam wiedzieć? <br />
- Przecież ty wiesz wszystko.<br />
Chwilę się zastanawia, po czym mówi:<br />
- Trzeba mu włożyć coś pod język, a właściwie między zęby, żeby go sobie nie przyciął.<br />
- Chyba przygryzł?<br />
- Właśnie – macha niecierpliwie ręką – Pośpiesz się.<br />
Szukam kawałka drewka, ułamanej gałęzi. Jest. Facet tymczasem ma coraz mocniejsze drgawki, pieni się na ustach, charczy i wali głową w bruk jakby była końcówką młota pneumatycznego. Coraz głośniej.<br />
- Może przytrzymaj mu głowę, bo ją sobie rozbije – proponuje żona – Ja chwycę za nogi.<br />
Chwytamy i po chwili udaje nam się go unieruchomić. W końcu mężczyzna uspokaja się całkowicie. Aż za bardzo. Zupełnie nieruchomieje.<br />
- Co ty robisz? – krzyczy nagle żona zerkając w moją stronę, pod wpływem czego zwalniam nieco uchwyt.<br />
- Co takiego?<br />
- Trzymałeś go za szyję – mówi i sprawdza tętno – No tak, chyba nie żyje. Udusiłeś go.<br />
- Przecież tak mnie uczyłaś – wzruszam ramionami.<br />
- Tylko jeśli ktoś stawia opór, a nie jak ma padaczkę - żona kręci głową z niesmakiem - Nawet na chwilę nie można cię spuścić z oka.<br />
Rozgląda się wokół i po chwili sprawnie szpera w jego kieszeniach. Taki już ma nawyk, uwielbia przetrząsać czyjeś kieszenie. Jest prawdziwą odkrywczynią tajemnic. <br />
Znajduje portfel, paczkę papierosów i niedopitą małpkę wódki.<br />
- Chcesz trochę? – siorbie małego łyczka – Papieroska?<br />
Podczas gdy przypalam papierosa ona jest w połowie wertowania zawartości portfela. Pieniądze wkłada do kieszeni, resztę przegląda i wyrzuca na trawę. Mruczy coś kartkując dowód osobisty, a potem nieruchomieje z niewielkim kartonikiem w dłoni.<br />
- Spójrz, jakie ładne zdjęcie.<br />
Na zdjęciu jest nasz trup, jakaś kobieta i dwójka dzieci.<br />
- Piękna dziewczyna – mówię.<br />
- Chłopiec też nie zgorszy – przytakuje żona.<br />
Łezka zakręciła jej się w oku, o mało co się nie rozmarzyła.<br />
- Musiał mieć piękne życie. Szkoda, że takie krótkie.<br />
- Tak. Chodźmy już, bo ktoś nas zobaczy i pomyśli, że to nasza sprawka.<br />
Przytakuje. Po chwili jesteśmy już na swojej ścieżce.<br />
Wracamy do domu.<br />
<br />
manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-58519453794549540342011-08-28T05:47:00.000-07:002011-08-28T05:48:28.827-07:00Kochane dzieciaczki- Czy nie zauważyłeś czegoś dziwnego, Romanie? – zapytała Małgorzata. Siedzieli na balkonie pokoju hotelowego nad basenem napełnionym najbardziej błękitną wodą, jaką kiedykolwiek widzieli. Słońce wysoko wisiało na niebie nie skażonym ani jedną chmurką. Wszędzie wokół rosły palmy, otaczające ożywczymi cieniami białe domki z niebieskimi okiennicami. W oddali, na wzgórzach, majaczyły w rozpalonym powietrzu gaje oliwne i pomarańczarnie. Jednak nie tak to sobie wyobrażali. Pocztówki, które oglądali w biurze podróży, były pełne kolorów i kontrastów.<br />
- Jakieś to wszystko brudne, kolory są mdłe – przyznał Roman.<br />
- Och, nie o to mi chodzi – zdenerwowała się Małgorzata, od samego początku Roman powtarzał, że wszystko wygląda inaczej niż na pocztówkach, a przecież i tak było pięknie – Nie bądź małostkowy.<br />
- Małostkowy? – Roman gwałtownie obrócił się w jej kierunku i coś strzyknęło w krzyżu. Jęknął.<br />
<br />
<a name='more'></a>- Uważaj – upomniała – bo znów nie będziesz się mógł ruszyć przez tydzień.<br />
- Nie używaj przy mnie tych swoich... słówek – zasyczał Roman – Małostkowy, też mi coś.<br />
- Dobrze, już dobrze. Gdzie idziesz?<br />
- Na basen.<br />
- Przecież nie wolno ci pływać.<br />
- Tylko pomoczę nogi.<br />
Po chwili zbiega już schodami. No dobrze, zbiega to może nie najlepsze słowo. W każdym razie nie trzymał się poręczy. Nawet był wyprostowany, szedł, jakby był o dziesięć lat młodszy. <br />
Wciąż jest przystojny – pomyślała Małgorzata. Kiedyś był przystojniejszy, ale teraz też trzyma się całkiem nieźle. Mężczyźni wolniej się starzeją.<br />
Patrzyła jak Roman zanurza nogi w basenie. Chyba nie był szczęśliwy, chyba chciałby już wracać.<br />
- Jeszcze tylko tydzień, kochanie – szepnęła do siebie – A właściwie to nawet tylko pięć dni, do piątku.<br />
Rozejrzała się wokoło. Co było nie tak, co ją tak drażniło? <br />
Od początku, od chwili, kiedy wyszli z samolotu miała to dziwne przeczucie. Narastało z każdym dniem, ale mimo wysiłków, mimo że tak bardzo starała się skupić, nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. W sąsiednim bungalowie pojawiła się pani Goldman. Przyleciała tydzień przed nimi i od razu się zaprzyjaźniły. Goldmanowie mieli – tak jak oni – dwoje dzieci. Kupiły im wakacje w Grecji za ostatnie pieniądze. I to trzy, a nie dwa tygodnie.<br />
- Nie chcieliśmy tego wziąć. Wiecie, dzieci mają tyle problemów, mieszkania, samochody na kredyt, ciągłe wydatki. Po co nam, starym, wyjazdy na wakacje. My już się przecież wyszaleliśmy. Teraz ich kolej. Ale upierali się, nie chcieli słyszeć odmowy – mówiła pani Goldman.<br />
- Dobrze zrobiliście – wykrzyknęła z aprobatą Małgorzata – Byłoby im przykro. Poza tym myślę, że skoro zrobili taki wysiłek, to nie jest z nimi aż tak źle.<br />
- Pewnie masz rację, jednak ciągle mamy wyrzuty sumienia. Kochane dzieciaczki.<br />
- Tak, kochane dzieciaczki.<br />
Roman też nie chciał słyszeć o wyjeździe, kiedy dzieci przyniosły im bilety.<br />
- A co ja będę tam robił? – pytał i nie dawał się przekonać. Gdyby nie Małgorzata, pewnie by nie wyjechali. Dzieciaki miały zająć się gołębiami i psem Artkiem, który przybłąkał się swego czasu do Romana.<br />
- To tylko dwa tygodnie.<br />
Tylko dwa tygodnie.<br />
Jeszcze raz rzuciła okiem na okolicę, w kierunku drewnianej chaty przy drodze, zaraz koło pomarańczarni. Zauważyła, że biały koń, którego dostrzegli już pierwszego dnia, ciągle tam jest. Stał przywiązany do słupa na długim powrozie, jednak starał się trzymać blisko chaty, by być w cieniu. Nigdy jeszcze nie widziała właściciela konia. Czasami jakieś dzieci przechodzące koło ogrodów podawały mu jedzenie albo przynosiły wiaderko z wodą. Cóż mogło stać się z właścicielem? <br />
Może właśnie stąd brał się jej niepokój? Może z powodu tego dziwnego konia albo jego właściciela, którego nigdy nie widziała.<br />
Roman wdrapał się na schodki.<br />
- Ciągle tam jest?<br />
- Tak, jak zwykle. Stoi w cieniu. Jest piękny.<br />
- Niewiele stąd widać.<br />
- Ale jest piękny.<br />
- Zabiłbym sukinsyna – powiedział Roman z myślą o właścicielu zwierzęcia – Jak można zostawić konia na parę dni bez jedzenia i wody. Gdybym tylko był młodszy, zabiłbym jak nic.<br />
Małgorzata pokiwała głową z przekąsem.<br />
- Tak, staruszku. Chodźmy się zdrzemnąć.<br />
Następnego dnia wstali później niż zwykle. Roman przeciągnął się ze śmiechem. Pomyślała, że przeciąga się jak dawniej, kiedy był dużo młodszy. Więc jednak Grecja mu służy.<br />
- Nie zniosę kolejnego dnia upału.<br />
- Jeszcze tylko cztery dni. Dasz radę.<br />
- Chociaż jedna chmura – Roman udał się na balkon – Jedna jedyna.<br />
- Od kiedy przyjechaliśmy, nie było żadnej chmury. Grecja słynie ze słońca i bezchmurnego nieba. Dlaczego chmury miałyby się teraz pojawić?<br />
- O przepraszam, jedną widziałem.<br />
- To była tylko smuga.<br />
- Wyglądała jak chmura.<br />
- No dobrze – maż był strasznym uparciuchem. Postanowiła zmienić temat i zapytała o białego ogiera – Wciąż tam jest?<br />
- Nie widzę – skupił wzrok na chacie – Tak, jest. Chyba odpoczywa. Może to i lepiej, że tak sobie leży pod tą chatą niż miałby harować w tym upale. Nie wygląda najmłodziej.<br />
Małgorzata wciąż zastanawiała się, co ją gnębi.<br />
- Do czego można używać koni w Grecji? Jeszcze na takiej maleńkiej, skalistej wyspie?<br />
- Może ciągnie wózki z pomarańczami.<br />
- Myślałam, że do tego używają osłów. Po tych skałach łatwiej chodzić osłom niż koniom.<br />
- Koń jest mniej uparty. Ale ten jest już staruszkiem – powtórzył – Pewnie dlatego nie gonią go już do pracy.<br />
- Zostawili go, żeby umarł.<br />
Małgorzata posmutniała, ale zaraz pomyślała, że nie powinna się martwić. Nie powinna zastanawiać się, co tu jest nie tak, dręczyć, z wysiłkiem przekopywać pokłady umysłu w poszukiwaniu zrozumienia. W końcu jest na wakacjach. Nie po to tu przyjechała.<br />
Pokrzepiona tą myślą wstała energicznie z posłania. <br />
Spojrzała na męża i właśnie wtedy ją to uderzyło. <br />
Jest staruszkiem. Koń też jest staruszkiem. Pani Goldman, inni sąsiedzi. Wszyscy są staruszkami.<br />
- Chyba już wiem, co mi się nie podoba.<br />
- Co takiego?<br />
- Tu są sami starzy ludzie, żadnej młodzieży, dzieci.<br />
- Przecież widzieliśmy dwójkę, tych od konia.<br />
- To dzieciaki dyrektora hotelu, chodzi mi o turystów. Wszyscy turyści są starzy.<br />
- A kelnerka.<br />
- Mówiłam ci, że chodzi mi o turystów.<br />
Roman podrapał się po głowie.<br />
- No tak, i co z tego?<br />
- Nie rozumiesz? – Małgorzata grzebała już w torbie.<br />
- Czego szukasz?<br />
- Są – wyciągnęła koperty z biura podróży i wyjęła z nich bilety – No tak, są w jedną stronę.<br />
Roman wyrwał jej jedną z kopert.<br />
- Boże, wiesz jak nazywa się to biuro podróży? Spokojna jesień.<br />
- O Boże – krzyknęła Małgorzata.<br />
Wykręciła czym prędzej numer na recepcję i zapytała, o której godzinie podstawią w piątek autobus do portu. Słuchała przez chwilę, po czym ciężko odłożyła słuchawkę.<br />
- Co powiedzieli?<br />
- Że możemy zostać jeszcze tydzień. Mają promocję. Wszystkie koszty są opłacone. Mamy cieszyć się słońcem i morzem. To nasz szczęśliwy dzień.<br />
Siedzieli patrząc w milczeniu w bezchmurne niebo.<br />
- Chociaż jedna – powtórzył Roman.<br />
Małgorzata wyjrzała przez okno. Koń podniósł się i wolno przeszedł naokoło słupka, do którego był przywiązany. Ciężko pokręcił łbem zarzucając to na jedną, to na drugą stronę siwą grzywę. W pewnej chwili stanął dęba i gwałtownym szarpnięciem próbował urwać się z powrozu, ale lina trzymała mocno, naprężyła się jedynie sprężyście; potem opadła na ziemię, gdy koń z rezygnacją przewrócił się na bok. <br />
- Może pójdziemy go nakarmić? – zaproponowała kładąc dłoń na ramieniu Romana.manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-10234319102552531352011-08-26T08:39:00.000-07:002011-08-26T08:39:36.326-07:00Bratnia noc (opowiadanie)Cały świat połączył się, staliśmy się jedną wielką rodziną. Kiedy wyjdziesz na ulicę, trzeba kłaniać się każdemu i mówić:<br />
- Witaj Bracie.<br />
Albo:<br />
- Witaj Siostro.<br />
Wszystko jest wspólne, należy do rodziny. <br />
Nie możesz zdziwić się, gdy podejdzie do ciebie jakiś Brat i powie:<br />
- Mam ochotę bzyknąć twoją Siostrę.<br />
Jeśli twoja Siostra jest z tobą w tak zwanym stałym związku zgodnie z prawem i sumieniem, możesz odpowiedzieć:<br />
- Przykro mi, Bracie, to moja Ulubiona Siostra.<br />
<br />
<a name='more'></a>On jednak ma prawo upierać się i powiedzieć:<br />
- Zapytajmy więc ją o zdanie?<br />
To jednak nie stanowi takiego problemu, gdyż zdarza się dość rzadko, a jeśli nawet, Ulubiona Siostra zwykle odmawia (jeśli nie, to jest zwykłą kurwą, więc powinieneś być wdzięczny Bratu, że ci to pokazał). <br />
Tak czy inaczej, taki Brat, jeśli nawet dostanie to, czego chce, jest później piętnowany przez innych Braci. Na przykład przychodzi do kogoś na obiad i dowiaduje się, że wszystko już zostało zjedzone. Albo próbuje wsiąść do autobusu, ale inni Bracia tłoczą się przy drzwiach i mówią, że autobus jest już przepełniony, choć spokojnie mogliby przesunąć się nieco w głąb i pozwolić mu wsiąść. Takie napiętnowanie to przeklęta rzecz. Powoduje je tak zwana Fama. Jeśli o kimś pójdzie zła Fama, ma doprawdy przechlapane. <br />
Oczywiście, wracając do przykładu Ulubionych Sióstr, nie tylko w przypadku takiego niezdrowego pożądania może dojść do wywołania złej Famy o danym Bracie. Jeżeli ktoś na przykład bez powodu powie o innym bracie złe słowo czy sprawi mu przykrość, jest narażony na wywołanie złej Famy. Strażnicy Famy krążą wokół nas, a potem uwalniają zarówno złe jak i dobre jej siły. Dlatego wszystkim zależy na dobrej opinii u wszystkich. Nikt bowiem nie wie, kto jest strażnikiem Famy, a kto zwykłym Bratem.<br />
Dotąd miałem dobrą Famę. Wychodziłem z założenia - skądinąd słusznego - że Fama lubi trzymać się człowieka. Jeśli ktoś ma dobrą Famę, może spać spokojnie, gdyż z rana Fama go nie opuści, wciąż będzie jego towarzyszką. Tak myślałem.<br />
Jednak ostatnio zauważyłem dziwną rzecz. Fama się odwróciła.<br />
Już rankiem czułem się lekko zaniepokojony. Karaoke, moja Ulubiona Siostra, zrobiła mi na śniadanie przypaloną jajecznicę. Podała ją z uśmiechem, jakby nigdy nic. Na dodatek jajka były przesolone.<br />
- Czy coś nie tak? - zapytała, kiedy krzywiłem się, aż w końcu przestałem jeść i zacząłem zbierać się do pracy.<br />
- Nie, kochanie - odparłem - Trochę przypaliłaś, ale to nic, każdemu może się zdarzyć. Zresztą nie jestem głodny. Za dobrze mnie żywisz.<br />
Tu poklepałem się po odpowiednich rozmiarów brzuszku.<br />
- Och, wiem - odpowiedziała - Odwróciłam się dosłownie na chwilę do okna, wstawało takie piękne słońce. Przepraszam, nie zauważyłam, że włączyłam za duży ogień, dopiero kiedy poczułam...<br />
- Nic się nie stało - wzruszyłem ramionami.<br />
- Próbowałam trochę więcej posolić, żeby zabić zapach...<br />
- Tak, poczułem - kiwnąłem głową.<br />
- Zasoliłam? Och, powiedz? Przesoliłam?<br />
- Odrobinkę, ale to nic.<br />
Następnie, kiedy dojechałem do pracy, portier nie otworzył mi drzwi i nie skinął przyjaźnie głową. Zawsze tak robił, choć to nie należało do jego obowiązków. Ale tym razem stał i patrzył tępo na ulicę. To nic - pomyślałem - ma po prostu zły dzień.<br />
W pracy - prawdziwy koszmar. Zamiast nowej kampanii reklamowej francuskich perfum, szef polecił mi zabrać się za opracowanie strategii promocji szkolnych dzienniczków. Koszmarna robota, wszyscy jej nienawidzili. A kampanię zlecił mojemu sąsiadowi, prawdziwemu idiocie.<br />
- Nie gniewasz się chyba? - zapytał ten, kiedy wyszliśmy na przerwę na kawę.<br />
- Skąd, należało ci się.<br />
Tak trzeba było odpowiadać. Bracia powinni być szczęśliwi z sukcesów innych Braci. W wychodku spotkałem Lucjana. Byliśmy przyjaciółmi, oczywiście jak wszyscy Bracia, tylko trochę bardziej.<br />
- Słyszałem że kampanię dostał Brat Burak - szczęśliwie Brat Burak tak się nazywał i był burakiem, więc można było o nim tak mówić nie narażając się Famie.<br />
- Niesamowite, prawda? - odparłem.<br />
- Oby się tylko nie sparzył!<br />
- Oby nie w obie ręce - zachichotałem. To też taka przyjemna formuła obawo - drwiny.<br />
Ale Lucjan nagle przestał myć ręce i odwrócił się do mnie.<br />
- Chyba nie jesteś zazdrosny? - powiedział całkiem na poważnie.<br />
- Nie, skąd, ja tylko...<br />
- Jesteś. Słuchaj, Bracie, zawiść to najgorsza rzecz, wiesz do czego prowadzi...<br />
Jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że to zła Fama. Wracając do domu próbowałem poprawić sobie humor gwiżdżąc żeglarską piosenkę. To dobry pomysł, w sobotę możemy wybrać się na żagle. W domu czeka na mnie Karaoke, chętna, żywa, rozpalona... Wszystko będzie dobrze, to po prostu zły dzień.<br />
Kiedy, po zjedzeniu kolacji z przytwardych szparagów, w łóżku próbowałem objąć Karaoke, ta nagle zapaliła światło.<br />
- Wiesz, mam pomysł - powiedziała.<br />
A zaczęło się robić tak miło.<br />
- Tak? - zapytałem.<br />
- Cały dzień myślałam o naszym życiu seksualnym. Jak długo jesteśmy razem?<br />
Wzruszyłem ramionami.<br />
- Cóż, dwa lata?<br />
- Dwa lata i cztery miesiące - poprawiła - to długo. I przez ten cały czas nigdy nie zdecydowaliśmy się na Bratnią Noc?<br />
Bratnia Noc polegała na cichych schadzkach z innymi Ulubionymi Braćmi i Siostrami oraz uprawianiu seksu wymieniając się partnerami. <br />
- Doszliśmy do wniosku, że nam nie jest to potrzebne.<br />
- A dlaczego?<br />
- Było nam tak dobrze... chyba.<br />
Dotąd miałem wrażenie, że seks jest jedną z najbardziej udanych dziedzin naszego życia. Karaoke była kochanką cudowną, pomysłową, chętną i pożądliwą.<br />
- Właśnie, było nam tak dobrze. Jesteśmy zbyt samolubni. Powinniśmy podzielić się naszym szczęściem i doświadczeniem z innymi Braćmi i siostrami.<br />
Zwlokła się z łóżka i podbiegła do stolika. Wyglądała pięknie, naga w poświacie księżyca. Chwyciła jedną z kolorowych gazet.<br />
- Popatrz, prawie siedemdziesiąt procent naszych Braci i Sióstr nie osiąga pełnego zadowolenia w pożyciu ze swoimi Ulubionymi. Kochają się i nadal są ze sobą, jednak czują się niespełnieni w tym ważnym przecież elemencie życia. Myślę, że powinniśmy komuś pomóc. To by nam dobrze zrobiło.<br />
- Jak jednak znajdziemy kogoś, kto nie czuje się spełniony? Przecież nie będziemy chodzić po ulicy...<br />
- Nie martw się o to, już znalazłam...<br />
- Jak to?<br />
- Przypadkiem. Pamiętasz sąsiadów spod trójki? Taki duży facet z wielkimi barami, jest konserwatorem roślin...<br />
Duży facet, ach tak i jego... mała, korpulentna, zupełnie nieciekawa Ulubiona Siostra.<br />
- Zabawne, że taki duży facet zajmuje się tak delikatną materią jak rośliny. Spotkałam go ostatnio w windzie. Powiedział mi, że jest szczęśliwy, ale niespełniony w pożyciu seksualnym. Jego żona nie pociąga go w ten sposób. Gdy jest koło niej czuje bardziej ojcowskie uczucia. Z kolei ona ma też potrzeby, ale chyba są niedopasowani. Uważają, że powinni zdecydować się na Bratnią Noc. Postanowiłam im pomóc.<br />
- Już...<br />
- Tak, zaprosiłam ich na sobotę. <br />
- W sobotę chciałem pojechać na żaglówkę.<br />
- Przestań, nie bądź samolubem.<br />
Bratnia Noc jest tak znanym zjawiskiem, napisano o tym mnóstwo książek i poradników. Nawet jeśli się ich nie czytało, wiedziało się, jak trzeba postępować. Najpierw kolacja, potem Siostry zmywają w kuchni i wymieniają się uwagami, a Bracia palą papierosy i też wymieniają się uwagami. Bez pośpiechu, nic na siłę.<br />
Kiedy Karaoke wyszła z Malinką, Ulubioną Siostrą Bena, do kuchni, ten powiedział:<br />
- Jestem wdzięczny, że się zgodziłeś. Twoja Siostra jest taka piękna. Cóż, mojej trochę brakuje...<br />
Jeszcze ile.<br />
- Skąd - odparłem jednak, jak nakazywał obyczaj - Jest bardzo pociągająca. Ma takie wspaniałe... biodra.<br />
- To prawda, biodra ma wyjątkowe - nachylił się - Muszę ci coś wyznać, jesteśmy całkiem niedopasowani. Ja... cóż, mam dla niej za dużego. Boli ją. Ale wcześniej miała raczej dobre doświadczenia. Lubi delikatnie i powoli. Starałem się, jednak jestem za duży i to wszystko psuje. A co lubi twoja Ulubiona Siostra.<br />
- Wszystko - odparłem.<br />
- Och, nie bądź taki małomówny - Karaoke właśnie weszła do pokoju z ciasteczkami - Przecież wiesz co lubię najbardziej. Siostra Malinka jest wprost cudowna - to powiedziała do dużego Brata a do mnie - Będziesz miał wspaniałą noc, kochanie, wiem to. Dobrze, zostawiam was.<br />
- A więc? - zapytał Ben, gdy wyszła.<br />
- Więc?<br />
- Co lubi najbardziej? O czym mówiła...<br />
- Cóż, lubi jak się ją trzyma mocno za biodra, drapie po karku. Lubi też głośny oddech prosto do ucha. Możesz też pociągnąć ją mocniej za włosy w chwili gdy dochodzicie...<br />
Prawdę mówiąc, nienawidziła tego wszystkiego. Dalej Bracie, miłej nocy!<br />
Co było dalej?<br />
Cóż, poszliśmy z Siostrą Malinką na górę, rozebraliśmy się (na szczęście pozwoliła zgasić światło) i zrobiliśmy TO. Trochę zajęło, zanim zdołałem się podniecić, ale potem poszło już całkiem szybko. Wystarczyło, że zamknąłem oczy i pomyślałem o Avai, pewnej dorodnej hawajskiej Siostrze, która nader chętnie obdarzała mnie przed laty swoimi względami. Choć wcale o tym nie myślałem, Malince też się chyba podobało. Leżeliśmy potem w milczeniu nasłuchując głośnego trzeszczenia łóżka na dole i pełnej gamy jęków Karaoke. I tak przez dwie godziny. Zła fama zbierała swoje żniwo.<br />
- Chyba możemy już zejść na dół - powiedziała w końcu Malinka, gdy upłynął kwadrans ciszy.<br />
Wielki Brat był już ubrany. Karaoke, wymęczona i rozpalona na policzkach, siedziała w szlafroku na łóżku.<br />
Pożegnaliśmy się z Malinką i Benem i wymieniliśmy uprzejmymi komplementami. Kiedy wyszli, Karaoke padła na łóżko i westchnęła głośno.<br />
- Brat Ben to rzeczywiście prawdziwy potwór, nie dziwię się, że Malinka nie może się z nim kochać, myślałam, że mnie rozerwie na dwie połówki - powiedziała, kręcąc z niedowierzaniem głową. <br />
- Tak, słyszałem - pokiwałem głową - chciałbym z tobą porozmawiać.<br />
- Tak?<br />
- Co myślisz o złej Famie?<br />
- Złej Famie?<br />
- Myślę, że mnie dopadła.<br />
Karaoke poderwała się.<br />
- Och, kochanie, nie mów głupstw...<br />
- To nie głupstwa - wykrzyknąłem i zasypałem ją oskarżeniami. Mówiłem o całym przeklętym dniu, jajecznicy, pomyśle Bratniej Nocy - Teraz pewnie będziesz chciała się z nim kochać codziennie...<br />
Patrzyła z niedowierzaniem.<br />
- Przecież to ty jesteś moim Ulubionym Bratem, kocham tylko ciebie. Żaden mężczyzna ci nie dorównuje. Chodź do mnie głuptasie! <br />
Przytuliła mnie i powiedziała:<br />
- Wcale nie było mi tak dobrze, a nawet w jednym momencie nie tak dobrze jak z tobą. Nie mogłam się doczekać, aż skończy i wrócimy do siebie i sami się pokochamy. No chodź.<br />
A wiec Zła Fama minęła? Nie ma jej.<br />
Jeszcze pełen niepokoju zacząłem się kochać z Karaoke. I, im dalej, tym bardziej dochodziłem do siebie, tym bardziej zapominałem o złej Famie. Wspaniale jest wrócić do żywych. Wspaniale mieć taką Ulubioną Siostrę, jak Karaoke.<br />
- Było cudownie, kochanie - westchnęła.<br />
- Tak, kocham cię.<br />
- Ja też cię kocham.<br />
Ranek nadszedł cudny i pogodny. Pełen wigoru zasiadłem do jajecznicy, która nie była ani przypalona, ani przesolona. Wspaniała, pełna smaków jajecznica, ścięta tak jak lubię, jaką tylko Karaoke potrafi przyrządzić. Moja Ulubiona Siostra przytuliła się do moich pleców.<br />
- Smakuje ci?<br />
- Cudowna, jak zawsze - odparłem.<br />
Chrząknęła.<br />
- Wiesz, wczoraj pomyślałam, że nie chcę już mieć innych mężczyzn oprócz Ciebie.<br />
- Ja też nie chcę innych kobiet.<br />
Przez moment wydawało mi się, że natrafiłem na skorupkę od jajka, ale okazała się jedynie okruszkiem ze skórki chleba.<br />
- Kochanie - powiedziała Karaoke - Bardzo zaprzyjaźniłyśmy się z Malinką i pomyślałam, że nigdy nie spałam z inną kobietą. Co ty na to, żebyśmy w najbliższą sobotę urządzili Bratnią Noc, ale tym razem ja prześpię się z Malinką, a ty...<br />
Przed oczami pojawił mi się Wielki Brat z Wielkim Kutasem. No i źle trafiłem widelcem w talerz.<br />
Jajecznica wylądowała na podłodze!manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-92061609711991391552011-08-24T12:36:00.000-07:002011-08-24T12:40:27.249-07:00Dziecko Rosemary (opowiadanie)<b></b>Dzień był jakiś taki ponury, ludzie chodzili ze zwieszonymi głowami, patrzyli spode łba, przeklinali wszystko i wszystkich, gotowi byli zabić za jedno spojrzenie. W taki dzień, jak ten, nie chce się nikomu wychylić z domu nosa, a ponadto zdarzają się dziwne historie, takie jak ta.<br />
Otóż rano zadzwonił do mnie stary przyjaciel, Tomasz, z którym nie widzieliśmy się już parę dobrych miesięcy. Od kiedy jego żona, Marta, zaszła w ciążę, ciągle nie ma czasu, umawia się, a potem o tym zapomina, nie bierze kieliszka do ręki, tłumacząc, że teraz musi cały swój czas poświęcić żonie.<br />
- Kopę lat – mówię do słuchawki słysząc jego głos – Miło cię słyszeć.<br />
Oczywiście tak naprawdę, nie cieszy mnie to ani trochę, bo w taki dzień wcale nie jest miło słyszeć kogokolwiek, a tym bardziej kumpla, którego skreśliło się już z listy towarzyskiej.<br />
<br />
<a name='more'></a>- Tak – mówi – Co u ciebie słychać?<br />
Odpowiadam, że w porządku, chwilę rozmawiamy o niczym. <br />
- Słuchaj – mówi nagle – Mogę ci zadać dziwne pytanie?<br />
Od początku był jakiś nienaturalny, można było się domyślić, że dzwoni w nietypowej sprawie. <br />
- Wal!<br />
- Ale nie pytaj, dlaczego pytam – prosi – Czy dzwoniła do ciebie Marta?<br />
- Marta? – dziwię się zapominając o jego prośbie – A dlaczego miałaby dzwonić?<br />
Przyjaźniłem się również z nią, ale nie tak bardzo, żeby miała do mnie dzwonić ot tak, bez żadnego powodu.<br />
- Więc nie dzwoniła?<br />
- Nie, ale...<br />
- Nic nie mów – podkreśla – To nie jest rozmowa na telefon, mogę do ciebie przyjechać?<br />
- Tak – wymyka mi się – Tylko...<br />
- Zaraz będę – ucina i odkłada słuchawkę.<br />
Musiał dzwonić z budki gdzieś blisko, bo nie mija kwadrans a słyszę pukanie do drzwi.<br />
- Cześć – życie małżeńskie musiało Tomaszowi służyć. Wygląda dobrze, przytył, twarz ma wypoczętą, tylko oczy są jakieś niespokojne – Uff, dobrze, że cię zastałem. <br />
- Co się stało? – pytam zapraszając go do środka. Siadamy w pokoju, wyjmuję butelkę wódki – Napijesz się?<br />
O dziwo nie odmawia, bez mrugnięcia wypija kieliszek. Wzdycha ciężko i wyznaje:<br />
- Marcie odbiło! Całkowicie postradała zmysły. W żaden sposób nie mogę do niej trafić.<br />
- Ale co się stało?<br />
Kręci głową.<br />
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, żebyś sobie nie pomyślał... Słuchaj, oglądałeś Dziecko Rosemary?<br />
- Wiele razy – przyznaję – Niesamowity film.<br />
- Właśnie – przytaknął – Ja też byłem pod wrażeniem. Więc ostatnio, kiedy przeczytałem w programie, że będzie leciał w telewizji, namówiłem Martę na wspólny seans. Broniła się, że nie lubi horrorów, ja jej na to, że to nie jest typowy horror, że na pewno jej się spodoba, że pokocha go tak, jak ja go pokochałem.<br />
No i namówił ją. Opowiada jak późnym wieczorem gaszą światło i przytuleni do siebie na łóżku wrzucają odpowiedni kanał. Zaczyna się film, oglądają z zapartym tchem.<br />
- To jednak nie był dobry pomysł – kończy.<br />
- Film się jej nie spodobał?<br />
- Przeciwnie – kręci głową – Nawet bardzo się spodobał. Długo wpatrywała się w napisy końcowe, a potem powiedziała: "Boję się". Roześmiałem się, myślałem, że to taki zdrowy, pozytywny strach, jaki wywołuje dobry horror.<br />
Marta jednak była nieswoja, nie wiedziała czym się zająć, chodziła między kuchnią a łazienką, nie chciała położyć się spać. Powtarzała, że się boi, potem chciała się kochać, ale nic z tego nie wyszło, całą noc kręciła się na łóżku, a kiedy Tomasz próbował ją objąć, przytulić, odpychała jego ramiona. Następnego dnia też była nie w sosie, i kolejnego. Trwa to już tydzień.<br />
- No i wyobraź sobie, że kilka dni temu dzwoni do mnie Jakub i mówi, że właśnie przed chwilą rozmawiał z Martą.<br />
Jakub był znacznie bliżej Marty niż ja.<br />
- Co w tym dziwnego?<br />
- Otóż powiedziała mu, że podejrzewa mnie o udział w jakiejś satanistycznej sekcie. Myśli, że podpisałem pakt z diabłem, żeby dostać awans w pracy, w zamian za jej dziecko, dasz wiarę? <br />
- Dostałeś awans?<br />
Wzrusza ramionami.<br />
- Cóż, od dwóch miesięcy jestem szefem regionalnym – przyznaje – Ale należał mi się.<br />
- Gratuluję, myślałem, że regionalnym ma zostać u was ten łysiejący... jak mu tam?<br />
- Kwiatkowski – przytaknął – Miał wypadek na nartach, jest sparaliżowany. Słuchaj, nigdy go nie lubiłem, ale nie życzyłem mu tego wypadku. Szczerze mu współczuję. Po prostu traf tak chciał.<br />
- Traf? – i żartuję – Wiesz co, ty jesteś nawet podobny do Cassavetesa!<br />
- Cholera, nie drwij. Sprawa jest poważna, Marta naprawdę to sobie ubzdurała. Nie chce jeść niczego, co jej przygotuję, nie śpimy razem, próbowała nawet wyprowadzić się do rodziców, zmienić lekarza, na szczęście nikt jej nie wierzy.<br />
- Jak Rosemarze! <br />
Machnął ręką.<br />
- Wymyśliła też sobie, że w spisku uczestniczą nasi sąsiedzi, bogu ducha winna para staruszków. Swoją drogą bardzo mili ludzie, przez te idiotyczne zagrania Marty, bardzo żeśmy się zżyli. Mają chyba z osiemdziesiąt lat, ale zachowują się jakby mieli dwadzieścia.<br />
- Wszystko jak na filmie. Nie sprawdzałeś czasem, czy ten staruszek nie jest czarownikiem i nie ma jego zdjęcia w czarnej księdze sprzed wieku?<br />
- No tak, rzeczywiście wygląda to zabawnie... Ale musiałem się komuś zwierzyć – mówi wstając – Pójdę już. Aha, mam do ciebie prośbę. Gdyby zadzwoniła do ciebie Marta, pewnie nie zadzwoni, ale gdyby, udawaj... że jej wierzysz.<br />
- Jak to?<br />
- Nie wyprowadzaj jej z błędu. Rozmawiałem z psychiatrą, podobno to może pomóc. Marta zaakceptuje całą sytuację i przejdzie ponad nią do porządku dziennego.<br />
Musiał to przewidzieć. Nie mijają bowiem dwie godziny, a w słuchawce słyszę głos Marty. Ponieważ jestem przygotowany, nie dziwi mnie jej prośba o jak najszybsze spotkanie.<br />
- Czy był już u ciebie Tomasz? – zapytała najpierw Marta.<br />
Zaprzeczyłem, jednak mało przekonująco.<br />
- No tak – kiwa głową – Do ciebie też zdążył przede mną. Co ci naopowiadał? <br />
Zdecydowałem się nie brać udziału w grze Tomasza. Przecież nie będę udawał, że jej wierzę.<br />
- Cóż, myślę, że nie powinnaś zbyt poważnie brać filmów – zaczynam – Dziecko Rosemary to tylko film, takie historie nie zdarzają się w życiu.<br />
- Właśnie – uśmiecha się ubawiona – Tylko jak to wytłumaczyć Tomaszowi?<br />
- Jak to?<br />
- Wiem, naopowiadał ci pewnie, że oskarżam go o konszachty z diabłem – śmieje się – Czy ja wyglądam na taką histeryczkę? <br />
- Więc to wszystko nieprawda?<br />
Oczywiście już wcześniej zastanawiałem się, czy zbijają się ze mnie, ale dlaczego mieliby to robić, jeśli przez tyle miesięcy się nie odzywali?<br />
- Niestety, nie wszystko – mówi Marta wzdychając ciężko – Tomasz sam siebie o to oskarża. Zacznijmy od początku. Kilka miesięcy temu, kiedy jeszcze nie mieliśmy dziecka w planach, Tomasz wrócił bardzo wzburzony z pracy. Powiedział, że na stanowisko szefa regionalnego nie wystawili jego kandydatury, tylko Kwiatkowskiego.<br />
- Pamiętam – roześmiałem się, wtedy jeszcze dość często się kontaktowaliśmy – Zadzwonił do mnie i powiedział, że zamiast niego wybrali tego łysego chuja.<br />
- Tak, nie przebierał w słowach. Tego wieczora wylał na Kwiatkowskiego kilka kubłów wyzwisk i przekleństw. Potem poszliśmy do łóżka i – może nie powinnam ci zdradzać takich szczegółów – ale kochając się, też nie potrafił o nim zapomnieć. <br />
Doszło do tego – ciągnęła opowieść – że kochając się z żoną zaczął mówić różne przykre rzeczy, na przykład: "Kwiatkowski może być szefem, ale i tak nie będzie bzykał tak jak ja, prawda kochanie?"<br />
- Znasz go, nie jest zły, ale czasem go ponosi – zakończyła – Kiedy leżał potem wpatrując się w sufit powiedział: "Sprzedałbym duszę, żeby tylko powinęła mu się noga". Kilka tygodni później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. <br />
- A potem Kwiatkowski miał wypadek, a Tomasz zaczął tobie i sobie wmawiać, że to jego wina?<br />
- Dokładnie. Powiedział nawet, że obiecał diabłu nasze dziecko, jeśli wysłucha jego prośby. Najgorsze jest jednak to, że wciągnął w całą sprawę parę staruszków, którzy mieszkają niżej. Ostatnio kobieta powiedziała mi, że jeśli Tomasz będzie dalej ich nachodził i wmawiał jej mężowi, że jest czarnoksiężnikiem, to doprowadzi go do zawału. <br />
Takie buty.<br />
I powiedzcie mi, komu mam wierzyć? Czy bardziej godna zaufania jest historia Marty, czy Tomasza, a może oboje robią sobie ze mnie jaja? Czy w ogóle cała historia warta jest zachodu? Czy ktoś uwierzy, że mogła wydarzyć się tu, nad Wisłą?<br />
Nieważne, kończy się ten cholerny, niemiły dzień, a ja sobie myślę: w każdym z nas drzemią demony, więc Tomasz może mieć rację i może czuć się winny. A czy Marta nie powinna się obawiać? Przecież każdy dzieciak to mały diabełek.manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-38098028337214696852011-08-16T14:03:00.000-07:002011-08-16T14:06:29.098-07:00Krok po kroku (opowiadanie)O czym można rozmawiać z zupełnie obcą osobą?<br />
Winda stanęła w pół piętra, światło zgasło, cicho szumiące silniczki wentylacji zamilkły. W środku byliśmy tylko ja i ona, zupełnie obcy sobie kobieta i mężczyzna. Na dodatek jest kobietą, a ja zawsze miałem problem w nawiązywaniu kontaktów z kobietami. Od dziecka byłem chorobliwie nieśmiały, kiedy zostawałem sam na sam w towarzystwie dziewczyny czułem przerażająco mocny ucisk na krtani, jakby dusił mnie jakiś pyton. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa, a jeśli nawet mi się to udało, wypadało przerażająco niemrawo i nieciekawie. Tak, to prawda, do dwudziestego roku życia pozostawałem prawiczkiem.<br />
- Widzi pan coś? - kobieta przerywa milczenie, a ja czuję ten znajomy, prześladujący mnie od dziecka ucisk.<br />
- Nie - odpowiadam chrypiącym głosem.<br />
- Cholera, mam ważne spotkanie - mówi kobieta - Że też akurat mi i to teraz musiała się przytrafić taka heca.<br />
- Niech pani się nie przejmuje, to moja wina. Zawsze miałem pecha. Gdybym nie wsiadł za panią, pewnie zepsułaby się następna winda.<br />
<a name='more'></a>- Proszę nie pleść bzdur. Niech pan lepiej poszuka alarmu.<br />
Wyciągam rękę i natrafiam na coś miękkiego i wypukłego. Właściwie to twardego, ale za miękkiego, żeby było alarmem. Miękkość cofa się.<br />
- To ja - mówi kobieta.<br />
- Och, przepraszam.<br />
- Nie szkodzi, proszę szukać dalej.<br />
Odnajduję guziki i naciskam jeden po drugim. Nic.<br />
- Chyba nie działa - mówię.<br />
- Na pewno nacisnął pan właściwy?<br />
- Próbowałem wszystkie.<br />
Westchnęła. <br />
- No to jesteśmy uziemieni.<br />
Słyszę szum, jakby osuwała się po ściance windy na podłogę. Potem dwa ostre dźwięki i stukot butów uderzających o ścianę.<br />
- Proszę mi wybaczyć, musiałam zdjąć buty. Strasznie uwierają - wyjaśniła - Nawet pan sobie nie wyobraża, jaka to męka chodzić w szpilkach.<br />
- Zawsze podziwiałem kobiety, które potrafią poruszać się w butach na wysokich obcasach. Pani to robi z wielką gracją.<br />
- Przyglądał się pan jak chodzę?<br />
Chrząknąłem.<br />
- Cóż, trudno było nie patrzeć.<br />
Roześmiała się.<br />
- Pewnie w innych okolicznościach... to miłe, co pan powiedział, dziękuję.<br />
I milczymy. Mam wrażenie, że ta cieniutka nić porozumienia została zerwana. Wsłuchuję się w jej oddech. I niesamowite, nie czuję już ucisku pytona.<br />
- Zabawne jak tu wszystko słychać. Każdy szmer - mówię.<br />
- W ciemności zawsze lepiej słychać. Widzi pan coś?<br />
- Nie, nic. Nawet swojej dłoni.<br />
- Zawsze myślałam, że oczy w końcu przyzwyczajają się do ciemności i zaczynają widzieć. Wie pan, że zawsze bałam się ciemności. W dzieciństwie śniłam, że jestem zamknięta w jakiejś komórce i nikt nie chce mi otworzyć drzwi. Bałam się, że tak już będzie zawsze. Proszę sobie wyobrazić, że moja siostra jest niewidoma, pewnie dlatego miałam takie sny. To musi być straszne, nic nie widzieć przez całe życie. <br />
- Jeszcze gorzej stracić wzrok później, w jakimś wypadku czy tak po prostu...<br />
- Obudzić się i nic nie zobaczyć, tylko ciemność. Tak, pewnie dlatego tak się bałam. Budziłam się cała rozpalona... Gorąco tu!<br />
- Tak - mruknąłem.<br />
- Nie pogniewa się pan jak zdejmę żakiet?<br />
- Proszę robić, co się pani podoba.<br />
Chwila milczenia.<br />
- Zdjęłam - powiedziała zadowolona - Rozepnę chyba bluzkę. Panu nie jest za ciepło?<br />
- Tak - zdjąłem sweter. Miałem mokrą od potu podkoszulkę.<br />
Zachichotała.<br />
- Co panią tak bawi?<br />
- Rozbieramy się - powiedziała wciąż się śmiejąc - Gdyby teraz nagle ktoś naprawił windę i drzwi otworzyłyby się przed dziesiątką oczekujących na nią ludzi, to mogliby sobie pomyśleć...<br />
Znowu chwila milczenia.<br />
- Muszę pani coś powiedzieć - szepnąłem.<br />
- Tak?<br />
- Cóż, to krępujące. Prawdę mówiąc, tak mi się pani spodobała... na zewnątrz, zanim jeszcze weszliśmy do tej windy, tak bardzo podobało mi się jak pani chodzi, że pobiegłem za panią. Chciałem zdążyć zanim zamkną się drzwi, dlatego jesteśmy tu razem - wyznałem.<br />
Nic nie odpowiedziała. Przez chwilę myślałem, że czuje się obrażona.<br />
- To naprawdę miłe, co pan mówi. <br />
- Bałem się, że panią urażę.<br />
- Skąd, kobiety lubią komplementy. Jestem tylko zła na siebie, że nie zwróciłam wcześniej na pana uwagi. Zupełnie nie wiem, jak pan wygląda. Jest pan przystojny?<br />
- Niespecjalnie.<br />
- Proszę tak nie mówić. Na pewno musi pan mieć coś w sobie. Nie, to ja zadaję głupie pytania, a tak naprawdę wcale nie interesują mnie na nie odpowiedzi. Właściwie to nie lubię przystojnych mężczyzn. Wolę przeciętnych, a nawet brzydkich. Tylko muszą mieć coś w sobie.<br />
- Problem w tym, że chyba niczego takiego nie posiadam.<br />
- Nieprawda - zaoponowała gwałtownie - Już wiem, że tak nie jest. Gdybym pana widziała, niczego by to nie zmieniło. Chyba że na lepsze...<br />
Usłyszałem szmer, jakby zmieniała pozycję. Poczułem, że jest teraz bliżej.<br />
- Mogę pana dotknąć? - zapytała - To znaczy pańskiej twarzy? Zawsze byłam ciekawa jak to jest poznawać ludzi przez dotyk, jak moja siostra - dodała wyjaśniająco.<br />
- Proszę - jęknąłem. Muszę przyznać, że o niczym innym nie marzyłem.<br />
Trwało chwilę zanim natrafiła na moją głowę. Jej palce przeczesały moje włosy, musnęły czoło, oczy, przejechały po nosie i delikatnie pogładziły usta.<br />
- Ma pan twarz dobrego człowieka... i piękne usta. Chce pan też spróbować? Proszę mnie dotknąć!<br />
Chwyciła moją dłoń i przyciągnęła ją do siebie. Ale tak, bym tylko mógł musnąć jej rysy.<br />
- Podobam się panu? Niech pan zapomni jak wyglądam. Podobam się panu przez dotyk?<br />
Cudowna, gładka skóra, piękne, równe rysy twarzy. I niewiarygodne, pociągnęła dłoń niżej, na szyję, łopatki, piersi.<br />
- Muszę coś pani powiedzieć - syknąłem, gdy poczułem te wyszukane miękkości - Nie po raz pierwszy za panią idę. Zdarzało mi się to już nie raz, znam panią od wielu dni, lubię panią obserwować.<br />
- Nie zna mnie pan - mocniej przycisnęła moją dłoń do piersi - Ja też muszę coś panu powiedzieć. Jechałam tą windą do kochanka. Zawsze nią do niego wjeżdżam. Ostatnio po to, żeby z nim skończyć raz na zawsze, ale za każdym razem nie potrafię i oddaję mu się. Mimo że już go nie kocham, że mam go dość, że nie mogę na siebie potem spojrzeć, oddaję mu się, bo mnie pociąga. Choć moja dusza go nienawidzi, moje ciało pożąda. To jest jak narkotyk, straszne...<br />
I pociąga moją dłoń niżej. Ma zabawną fałdkę na brzuchu, jak zagubiona fala morza martwego. Jeszcze niżej i niżej...<br />
- Chyba nie powinniśmy - protestuję nieśmiało, ale ona przyciąga mnie do siebie i sama zaczyna badać dokładniej, dogłębniej. Natrafia na wypukłość w moich spodniach, uwalnia ją z nich.<br />
- Jest taki pulsujący, duży - mówi - Wylecz mnie, proszę. Wylecz mnie z tej cholernej choroby.<br />
Co się dzieje dalej? Cóż, chciałbym, żeby przebiegło to gładko, romantycznie, ale podłoga w windzie jest za mała, niewygodna. Mimo starań, nie wychodzi to najlepiej.<br />
- Podnieśmy się - proponuje moja towarzyszka.<br />
Unosi się, opiera o ścianę, ściąga majtki i przyciąga mnie do siebie. Za chwilę zaczynamy dość swobodny, pozbawiony reguł taniec, przerywany od czasu do czasu jej komendami: <br />
- Wolniej... o tak... szybciej, poczekaj!!! <br />
Poczekaj, łatwo powiedzieć. Dla kobiet wszystko jest takie proste, nie muszą się tak stresować.<br />
- Przepraszam - mówię - Cholerna winda, wiesz jak mnie to bierze. Nie mogłem się powstrzymać.<br />
Wzdycha ciężko poprawiając ubranie.<br />
- Cholera, poplamiłeś mi sukienkę, jak teraz pokażę się u mamy?<br />
- Przepraszam - powtarzam.<br />
- Zapal lepiej światło! - nakazuje, a potem - Do diabła, moje oczy.<br />
I co, mój drogi agencie nieruchomości? Mówiłeś, że ta komórka do niczego się nie przyda. Dwa metry na dwa, można tu zrobić ewentualnie szafę na ubrania, ale nie policzymy państwu za to, ten kącik macie gratis. <br />
Szafa, też mi pomysł. <br />
Komórka okazała się idealnym miejscem na windę. Teraz przypomina najprawdziwszy dźwig osobowy nowoczesnego wieżowca. Ma guziki tam gdzie trzeba, ściany pomalowane na kolor stalowy, małe przyćmione światełka wyłączane jednym guzikiem, a nawet rozsuwane drzwi. Jest nawet lepsza od prawdziwych wind: tak łatwo ją zepsuć i naprawić. No i nikt nie wejdzie w nieodpowiednim momencie.manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-87612328217116720212011-08-16T08:54:00.000-07:002011-08-16T08:54:32.031-07:00Kto się na żartach nie zna, ten zbiera cięgi <br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">Wychodzi na to, że w awanturze o prowokację pomiędzy Rzeczpospolitą a Pulsem Biznesu, na górze jednak będzie Puls. Poniżej oświadczenie Grzegorza Nawackiego, drobiazgowo opisujące całe zdarzenie (brawo! tak trzeba wyjaśniać podobne sytuacje). Czekamy, co powie Rzeczpospolita, bo jeśli nic nie powie, to straci w oczach opinii publicznej kolejne parę punktów. Insynuacje o prowokacji, pisanie "ustaliliśmy" że to wicenaczelny konkurenta, to zagranie znacznie bardziej poniżej pasa niż najgłupszy nawet żart.</div><div style="margin-bottom: 0cm;"></div><a name='more'></a><br />
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">Oświadczenie PB:</div><div style="margin-bottom: 0cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm;"><b>To żart, a nie prowokacja</b><br />
W weekend na portalu rp.pl i parkiet.com ukazało się oświadczenie, w którym obie redakcje przepraszają za publikację dotyczącą odwołania prezesa STU Ergo Hestii. Mowa jest w nim o tym, że tekst powstał na podstawie informacji uzyskanej od osoby, która „podszyła się pod prezesa”, a redakcje „ustaliły, że tą osobą był zastępca redaktora naczelnego”. Wywołany do tablicy, wyjaśniam, jak było, bo cała historia była żartem, a nie prowokacją ze strony konkurencji, jak uważają niektórzy.<br />
W nocy z 9 na 10 lipca dziennikarze ubezpieczeniowi byli na jubileuszowej imprezie STU Ergo Hestii. Po oficjalnej części przenieśliśmy się do klubu w Sopocie. Wspominaliśmy głośne wpadki branżowych dziennikarzy. Głównym bohaterem rozmowy był Piotr Rosik, dziennikarz „Parkietu” i „Rzeczpospolitej”. 15 lutego w tekście — opartym na „jego informacjach” — napisał, że Paweł Dangel, prezes Allianza, i Piotr Śliwicki, prezes Ergo Hestii, mogą pożegnać się ze stanowiskiem, a następcy prezesa szukają też Generali i AXA Życie. Po publikacji przedstawiciele firm napisali listy m.in. do redaktora naczelnego „Parkietu”, w których wytykali brak profesjonalizmu dziennikarza. Miesiąc później ten sam dziennikarz wśród kandydatów w konkursie na prezesa PZU wymienił m.in. Jarosława Mastalerza, członka zarządu BRE Banku. Później okazało się, że w konkursie startował wprawdzie Mastalerz, ale... Krzysztof. Pan Jarosław nie miał jednak miłego dnia w banku. <br />
Wcześniej Piotr Rosik napisał, że PZU ubezpieczyło portfel złych kredytów Banku Millennium. Odpowiedzi PZU, które temu zaprzeczyło, nie zamieścił. Innym razem zacytował prezesa PZU — w tekście o tym, że polski gigant jest zainteresowany akwizycjami na Wschodzie. Firma zdementowała informację, bo prezes z nią na ten temat nie rozmawiał.<br />
Tekstów, które kończyły się sprostowaniami lub wyjaśnieniami, było więcej. <br />
Jak widać — było co wspominać. Dlatego postanowiliśmy zadzwonić do Piotra Rosika, który został w hotelu. Pomysł na żart narodził się wspólnie, ale zrealizowałem go ja. Piotr nie odebrał, nagrałem się na pocztę głosową. Powiedziałem mniej więcej tak: „Kilka miesięcy temu, pisząc o moim odwołaniu, miałeś rację. Zostałem odwołany, pozdrawiam, Piotr Śliwicki”. Nie spodziewałem się ani ja, ani moi koledzy, wśród których byli dziennikarze o różnym stażu, że ten żart może zaowocować publikacją. Nie wiem i nie rozumiem, dlaczego Piotr Rosik nie podjął żadnej, nawet najmniejszej, próby zweryfikowania informacji uzyskanej w nocy z numeru telefonu, którego nie znał. Nie odezwał się do firmy, mimo że jej przedstawiciel miał pokój obok. Nie wiem, dlaczego nie rozpoznał mojego głosu ani mojego służbowego numeru telefonu. Nie wiem, dlaczego Piotr Rosik uwierzył, że właśnie do niego zadzwoni prezes Ergo Hestii w środku nocy, w trakcie obchodów dwudziestolecia firmy, i pochwali się, że stracił pracę. Kto zna prezesa Śliwickiego, wie, że mediów unika on jak ognia, a jak mówi rzecznik Ergo Hestii „o istnieniu Piotra Rosika nawet nie wie”. <br />
Nie wiem, dlaczego redakcji portalu nie zapaliła się lampka alarmowa po wcześniejszych wpadkach dziennikarza i nie spróbowała zweryfikować tekstu.<br />
W oświadczeniu redakcje „Rz” i „P” piszą, że ustaliły, iż numer należy do mnie. Nie musieli nic ustalać, bo o tym, że to ja dzwoniłem, poinformowałem tego samego dnia w Sopocie zainteresowanych, a po powrocie spotkałem się z Krzysztofem Jedlakiem, redaktorem naczelnym „Parkietu”, i wyjaśniłem sprawę. Był to żart, który, niestety, wymknął się spod kontroli. Podobne „informacje” trafiają do wielu redakcji każdego dnia, ale nikt nie publikuje ich bez weryfikacji.<br />
Za całe zamieszanie przepraszam prezesa Piotra Śliwickiego i STU Ergo Hestia. Przepraszam też redakcje „Rzeczpospolitej” i „Parkietu”. Cała historia była niczym innym, jak żartem, a nie „wredną prowokacją konkurencji”, jak niektórzy sugerują.<br />
<br />
Z poważaniem<br />
<br />
Grzegorz Nawacki, zastępca redaktora naczelnego "Pulsu Biznesu"</div>manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-54039807014746169932011-08-15T14:44:00.000-07:002011-08-15T14:44:23.733-07:00Dmuchana afera, procentowe żarty i jaja z przyzwoitościCoś mnie ruszyło, żeby napisać o pewnej małej wojence i moich refleksjach na ten temat. Czyli o dziecinadzie, głupocie i braku przyzwoitości, co może zakończyć się niepotrzebnym śledztwem i sądowym wyrokiem. Ale po kolei.<br />
Na stronie Rzeczpospolitej ukazały się ostatnio przeprosiny, w których gazeta kaja się, że 10 lipca napisała tekst o odwołaniu prezesa Ergo Hestii - Piotra Marii Śliwickiego, którego w rzeczywistości nie odwołano. Jednocześnie podaje kulisy sprawy, z których wnosimy, że kolejny raz ktoś się komuś dał nabrać i puścił newsa bez sprawdzenia (wcześniej był słynny wywiad z Chwedorukiem "Dziennika", po którym okazało się, że ktoś podszył się pod rozmówcę i nabrał dziennikarza). <br />
<br />
<a name='more'></a>"Tekst o odwołaniu prezesa Ergo Hestii powstał na podstawie informacji od osoby, która podszyła się pod Piotra Marię Śliwickiego. Pojawił się w serwisie rp.pl rano 10 lipca. <b>Dwie godziny później, po zweryfikowaniu informacji</b>, został zastąpiony sprostowaniem. <b>Redakcja dysponuje nagraniem wypowiedzi, SMS-ami oraz numerem osoby, która udawała prezesa Ergo Hestii . Ustaliliśmy, że jest to z-ca redaktora naczelnego „Pulsu Biznesu". </b><br />
No jaja totalne. Zastępca naczelnego konkurencyjnej gazety wpuszcza Rzepę w maliny. Ta prostuje, prawdopodobnie wywala z pracy tego, który dał się nabrać ("Autor tekstu od 11 lipca nie pracuje dla naszego wydawnictwa." - pisze rp.pl). Wszystko to dzieje się podczas jakiejś hucznej imprezy Hestii, w nocy z soboty na niedzielę, na której prawdopodobnie ktoś się upił i postanowił sobie zażartować z profesjonalizmu najważniejszej polskiej gazety. Wyszło średnio, bo ktoś stracił pracę, może nawet kolega? Bo jeśli nie kolega, to jeszcze gorzej, gdyż ten chłopak będzie nosił wtopę na karku przez następne miesiące a może lata. A może kulisy są jeszcze bardziej zabawne? Oczywiście ofiara sama jest sobie winna, bo kto jej kazał wierzyć na słowo, że osoba podszywająca się jest prezesem. Każdy z nas powinien wiedzieć, że po drugiej stronie linii może kryć się naczelny konkurencyjnej gazety, ksiądz proboszcz czy Bronek Komorowski. Sam, jak odbieram telefon, to pierwsze, co zakładam, że to moja własna żona. Nawet jeśli dzwoni mężczyzna i przedstawia się:<br />
- Cześć, tu Bronek.<br />
Wicenaczelny PB udowodnił, że Rzepie można wcisnąć kit, ale teraz może mieć całkiem poważne kłopoty, włącznie z prawnymi (za podszywanie się pod kogoś można iść do pudła). A ponieważ cała ta wojenka może być elementem znacznie większego starcia (po wcześniejszych tekstach PB sprawdzono jednego z dziennikarzy Parkietu, który należy do Rzeczpospolitej i teraz ten dziennikarz jest podejrzewany o manipulacje - <a href="http://wyborcza.pl/1,75478,9567778,Pisal_o_gieldzie__by_manipulowac_kursami_akcji.html">http://wyborcza.pl/1,75478,9567778,Pisal_o_gieldzie__by_manipulowac_kursami_akcji.html</a>). Czekam zatem na nieco bardziej otwartą wojnę bez podszczypywania za to z armatami, w której redakcje zaczną się napieprzać wyciągając brudy przeciwników. Może z tego wyjść całkiem niezły traktat. Coś jak o naprawie Rzeczypospolitej albo innych Szwedach w Warszawie. I jedni, i drudzy, mają z czym się kryć. Chciałbym więc krzyknąć: panowie redaktorzy, pióra w dłoń i do boju! Obawiam się jednak, że i tym razem wyjdzie jak zwykle: lepiej zamieść brudy pod dywan i szukać ich tam, gdzie przeciwnik nie może się odgryźć. I z traktatów nici.<br />
<br />
Źródłowe przeprosiny na RP:<br />
<a href="http://www.rp.pl/artykul/5,701404-OSWIADCZENIE--Ergo-Hestia.html">http://www.rp.pl/artykul/5,701404-OSWIADCZENIE--Ergo-Hestia.html</a><br />
<br />
manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-83217283568152580622011-08-15T11:02:00.000-07:002011-08-15T11:02:31.862-07:00Gwiazdozbiór<strong></strong>Popieprzyło się z finansami i ludzie z banku zaczęli dzwonić coraz częściej. Jak nie zapłacicie, zabierzemy samochód, telewizor, dom, to albo tamto – mówili. Słuchałem spokojnie, bo co innego miałem robić.<br />
- Zapłacimy, oczywiście, że zapłacimy. To tylko chwilowy problem z czasem, mamy za dużo zajęć, żeby o wszystkim pamiętać. Wie pan, dzieci chorują, żona znów jest w ciąży...<br />
W końcu mieli dość.<br />
- Co mi pan tu pieprzy – zakrzyknął do słuchawki urzędnik – Nie macie dzieci, a wasze konto jest puste. Od miesięcy nic na nie nie wpłynęło. Macie czas do jutra, potem przyjedziemy i wszystko zabierzemy!<br />
Nie było sensu dalej tego ukrywać. Kiedy Ala wróciła z pracy, zasiedliśmy do poważnej rozmowy.<br />
- Żartujesz? Aż tyle jesteśmy winni? – zawołała, gdy wyjawiłem jej prawdę.<br />
- Cóż, trochę poszaleliśmy. Wszystko mamy na kredyt.<br />
<br />
<a name='more'></a>- Muszę się napić – sięgnęła do lodówki po flaszkę martini – Chcesz?<br />
- Z wódką – przytaknąłem – Może to ostatni raz.<br />
- Chcesz powiedzieć, że lodówka też jest na kredyt?<br />
Pokiwałem głową.<br />
- Boże, i co my teraz zrobimy?<br />
Wzruszyłem ramionami.<br />
- Zaczniemy wszystko od nowa – nawet spodobał mi się ten pomysł – Będzie jak dawniej. Pamiętasz, kiedy na studiach pożyczaliśmy sól i cukier. <br />
Tak, do cholery, przecież to nie będzie takie złe, cofnąć się o te parę lat. Przecież wtedy byliśmy najbardziej szczęśliwi.<br />
- Znów będziemy mogli jak dawniej wchodzić do kina bocznymi drzwiami, kupować dwa ciuchy płacąc za jeden – przypominałem. – Wieczorami będziemy chodzić do parku, szlajać się bez celu. Latem prześpimy parę nocy na ławce albo pojedziemy nad morze, na plażę.<br />
- Nie jesteśmy już hipisami. Masz trzydzieści dwa lata.<br />
- Ale czuję się jak młody bóg – poderwałem się z miejsca i zrobiłem fikołka – Widzisz? Co nam, u diaska, z takiego życia? Po co nam ten samochód, dom, telewizor...<br />
Już miałem ochotę wyrzucić przez okno tę szklaną pułapkę.<br />
- Telewizora nie ruszaj, wiesz, że muszę oglądać Na skróty.<br />
To serial, w którym gra. Ala jest aktorką. W Na skróty gra kelnerkę w pubie U Górala. Góral to restaurator i biznesmen, ale podobno ma się okazać szefem mafii. Nie wiadomo tylko, w którym odcinku. Wówczas może rola Ali zostanie rozszerzona. Tak jej obiecują. <br />
- Ciekawe, czy okażę się zła, czy dobra? – zastanawia się.<br />
- Na pewno będziesz dobra. Masz wygląd dobrej osoby.<br />
Marszczyła brwi i robiła wściekłe miny.<br />
- Chciałabym okazać się suką. Prawdziwą suką.<br />
Jak dotąd pojawia się jedynie na chwilę, ale za to codziennie. Przechadza się pomiędzy stolikami. Pokazują głównie jej tyłek. Nie powiem, niczego sobie. Czasami odwraca głowę i ze szczodrym uśmiechem rzuca przez ramię: Jedną chwileczkę.<br />
A potem kamera znów zjeżdża na tyłek. Mięsisty, apetyczny tyłek odpływa w dal.<br />
I jak tu odpowiedzieć na pytanie, jak wypadła?<br />
- Wspaniale, kochanie. Jak zwykle wspaniale!<br />
Jestem pewny, że jest świetną aktorką, tylko jak każda świetna aktorka musi poczekać na swoją szansę.<br />
- Dobrze, telewizor zostawimy.<br />
Alicja podrapała się po głowie.<br />
- Mam – poszperała w gazetach z ubiegłego tygodnia – Spójrz na to.<br />
Rzuciła na stół kolorowe pismo i wskazała palcem ogłoszenie na drugiej stronie.<br />
- Części ciała? Do filmów?<br />
- Tak, teraz tak się robi kino.<br />
- Co chciałabyś sprzedać?<br />
Pomyślała przez chwilę.<br />
- Nie wiem. Na przykład włosy. Mówiłeś, że mam piękne włosy.<br />
Ala miała włosy długie, rude, mocno pokręcone. Prawdziwa rzadkość.<br />
- Bo masz. Ale wcale nie chcę, żebyś je sprzedawała.<br />
- Przestań, potrzebujemy pieniędzy. Nie kochasz mnie chyba tylko z powodu włosów.<br />
- Oczywiście, że nie. Ale można zarobić pieniądze w inny sposób.<br />
- W jaki na przykład? – uniosła brwi i czekała na odpowiedź z wybałuszonymi gałami. To znaczy szeroko otwartymi – Milczysz? Tak myślałam.<br />
No i następnego dnia udaliśmy się do firmy Gwiazdozbiór. Nad drzwiami widniał szyld: Najlepsze, najbardziej pociągające, piękne i odstraszające części ciała do filmów. Skup, sprzedaż. Ceny elastyczne. Roboczogodzina już od 10 złotych.<br />
Ala weszła do środka, a ja studiowałem wywieszony w gablocie przykładowy cennik. Czego tam nie było. Nosy długie, krótkie, krzywe, spłaszczone. Piersi olbrzymie i drobne, sterczące, z dużymi sutkami, obwisłe, z rakiem. Członki, uda, pośladki. Czyraki, wystające żyły, bicepsy. Wszystko.<br />
Pół godziny później Ala wtulała się w moje ramiona, całowała po twarzy.<br />
- Co ja zrobiłam, co zrobiłam? Powiedz, nie jest tak źle! Nie zostawisz mnie?<br />
Miała na głowie perukę z prostymi włosami blond. Wyglądała całkiem nieźle. Jakoś nigdy dotąd nie myślałem o niej jak o blondynce. A to, u licha, nie było takie złe.<br />
- Ależ oczywiście, że nie – pogłaskałem ją po nowych włosach – Nawet ci pasuje. Naprawdę mi się podoba. Ile dostałaś?<br />
Spłaciliśmy raty za telewizor i zaległe płatności za dom i samochód. Sytuacja wróciła do normy. <br />
Ala szybko przyzwyczaiła się do peruki. Stawała czasem przed lustrem i stroiła miny. Była usatysfakcjonowana, a nowe wcielenie wyraźnie jej służyło. Wydawała się ożywiona, odmłodzona.<br />
- Już dawno powinnam to zrobić.<br />
Nigdy jednak nie chciała pokazać mi się bez peruki, nie pozwalała jej sobie ściągnąć. Gdy w łóżku ciągnąłem ją zbyt mocno za włosy, natychmiast stawała się czujna.<br />
- Nawet nie próbuj, nie waż się!<br />
Wkrótce na nasze konto zaczęły regularnie napływać pieniądze.<br />
- To był doskonały pomysł – mówiła Ala – Moje włosy jeszcze długo będą na nas zarabiać.<br />
Za każdy występ włosów w telewizji, reklamie czy filmie, trafiała nam do kieszeni skromna sumka.<br />
Ala godzinami wypatrywała zaś włosów w telewizji. Wołała mnie za każdym razem.<br />
- Szybko, chodź, już są.<br />
Rzeczywiście musiały się podobać. Grały w kilku serialach, reklamie szamponu i młodzieżowego napoju, w filmie o pracownikach agencji reklamowej, nawet poszły na eksport i wystąpiły w głównej roli na głowie pewnej lubieżnej arystokratki w kostiumowym melodramacie. Pozostało tylko czekać, aż zaangażują je do jakiegoś kasowego przeboju.<br />
W nocy Ala marzyła:<br />
- Może nawet zaproszą nas na premierę do Paryża czy Nowego Jorku, kto wie – może podbijemy Hollywood. Będę udzielała wywiadów, będziemy musieli zastrzec telefon, żeby opędzić się od dziennikarzy. Nie wyobrażasz sobie, w ilu filmach występują cudze części ciała. Julia Roberts, Sharon Stone, Sylwester Stallone. Wszyscy oni mają coś od kogoś innego. Nawet Gerard Depardieu podobno ma cudzy nos. Mówią, że ukradł go po bójce z jakimś eskimoskim marynarzem. A czym byłby bez niego? Współcześni bohaterowie muszą być idealni albo mieć coś wyjątkowego. Widzowie chcą widzieć doskonałymi swoich idoli. A nie ma ludzi idealnych. Zawsze znajdzie się jakiś feler. To nic złego, że tak się robi. W końcu kino to fabryka marzeń.<br />
- Tak.<br />
Z czasem kwoty wpłat zaczęły rosnąć, wprawiając mnie w coraz większe zdumienie. Stanęliśmy na nogi. Ludzie z banku dzwonili tylko po to, żeby zaproponować korzystniejsze formy lokaty pieniędzy, na których i oni mogliby więcej zarobić. <br />
Nagle przypomnieli sobie o nas domokrążcy i agencje sprzedaży niezbędności.<br />
- Niezbędności – krzyczały jakieś panie do słuchawki skrzekliwym głosem – Tym razem mamy coś specjalnie dla pana...<br />
Nie chciałem pytać dlaczego tak się dzieje. Było jasne, że to zasługa Ali i Gwiazdozbioru. Moja żona robiła się coraz bardziej tajemnicza. Coraz częściej wymyślała wymówki, gdy szliśmy do łóżka, a jeśli już, nie było mowy o zapaleniu światła. Przestała przechadzać się nago po domu, jak czyniła to wcześniej. Któregoś dnia wróciła z zabandażowanymi dłońmi.<br />
- Co się stało?<br />
- Oparzyłam się, ale to nic groźnego. Tylko przez tydzień nie mogę zdejmować opatrunku.<br />
A kiedy zdjęła...<br />
- Co się stało z twoimi paznokciami?<br />
- Musiałam obciąć. Wiesz, po oparzeniu...<br />
- Sprzedałaś je? Sprzedałaś paznokcie?<br />
Tylko chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. W końcu skinęła głową.<br />
- No dobrze, sprzedałam. Przynajmniej teraz nie będę się przejmować, że się połamią. W ogóle nie muszę się teraz przejmować wieloma sprawami.<br />
Powoli zdejmowała bluzkę, sukienkę, rajstopy, bieliznę. Stała przede mną naga i obracała się w koło. Jej ciało... To nie było jej ciało! Miała czerwone kręgi naokoło piersi i pośladków, biodra nie były już tak krągłe i pełne jak dawniej, uda, brzuch, wszystko było inne. <br />
- Za miesiąc, dwa nic nie będzie widać. Nie mów, że nie wiedziałeś?<br />
- Tak, wiedziałem. Ale nie myślałem, że aż tak...<br />
- Wymieniłam już niemal wszystko – przyznała – Ale przecież to bez znaczenia. Moje piersi są tylko nieco mniejsze, ale za to równie twarde. Sam zobacz. I tak kiedyś by się zestarzały, przywiędły. Wszystko przemija, ciało jest tylko ciałem, za to na brak pieniędzy nie będziemy narzekać. <br />
Zatkało mnie. A ona kontynuowała:<br />
- Tak, skoro nie mogę zostać sławną aktorką, to przynajmniej dam szansę mojemu ciału. Ty też mógłbyś coś sprzedać. Myślę, że za wspólne pieniądze z naszych ciał moglibyśmy zmienić mieszkanie na większe, a może nawet kupić dom.<br />
- Co to za blizna nad brzuchem?<br />
Spojrzała w dół, a potem odwróciła wzrok do ściany.<br />
- Aaa, to. Cóż, było specjalne zamówienie... do horroru. <br />
- Do horroru?<br />
- Nie mówmy o tym – zaczęła się ubierać, starając się jak najszybciej zasłonić bliznę – To świeża rana, jak się zagoi prawie nie będzie widać.<br />
Złapałem ją za rękę.<br />
- Co sprzedałaś, do cholery?<br />
Natrafiła na spojrzenie nie znoszące sprzeciwu. Też w końcu stałem się przy niej niezłym aktorem.<br />
- Koniecznie chcesz wiedzieć? Dobrze, powiem ci. Więc kręcili horror, był zatytuowany Kanibal. O pewnym gościu, bardzo złym facecie, który zjadał serca swoich ofiar. Potrzebne było duże, świeże, bijące serce...<br />
Oniemiałem.<br />
- Sprzedałaś... serce? Nie, nie wierzę, jak mogłaś!?<br />
Podchodziła powoli, twarz miała beznamiętną, oczy szkliste.<br />
- Chciałam, kochanie. Chciałam sprzedać swoje serce. Kiedy jednak próbowali je wyjąć, okazało się, że nic tam nie ma. Rozumiesz? Nie było tam żadnego serca!manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-92026814407391490402011-08-14T14:27:00.000-07:002011-08-14T14:27:17.722-07:00W czym problem? - opowiadanie o... innej miłościTak sobie myślę: jak to jest być dymanym w dupę? Taki Albert - miły z niego człowiek - ale co może czuć, gdy jakiś koleś pakuje mu członka w tyłek. Przecież to okropne. No dobra, może dla niego jest to przyjemne, niemniej jednak musi zdawać sobie sprawę, że brzmi nieciekawie. I do tego jeszcze pewnie go podnieca. <br />
Albert jest moim sąsiadem, ma dar łatwego nawiązywania znajomości. Przychodzi mu bez trudu zamiana zupełnie obcego człowieka w przyjaciela i to w ciągu zaledwie paru minut. <br />
Pierwszego dnia, kiedy się wprowadziłem, pomógł mi otworzyć drzwi, których zamek zardzewiał. Opowiedział mi połowę swojego życia i bez skrępowania wyjawił, że jest pedałem.<br />
<br />
<a name='more'></a>- Ale nie obawiaj się, nie zamierzam cię podrywać?<br />
- Nie sypiasz z sąsiadami? - zażartowałem.<br />
- Nie, po prostu nie jesteś w moim typie!<br />
Mimo to, polubiłem go. Fajny z niego koleś i całkiem zabawny. Ale ten członek w tyłku...<br />
Któregoś dnia zdecydowałem się z nim porozmawiać na ten temat. Cóż, nie powiem, było to lekko krępujące, ale w końcu zapytałem:<br />
- Słuchaj Albert, jak to z wami jest? Czy chodzi o to, że podnieca cię sam stosunek, czy robicie to, bo wam się wydaje, że tak trzeba?<br />
Roześmiał się.<br />
- Dokładnie tak, jak z kobietami - odparł.<br />
- Czyli podniecacie się normalnie? Lubisz to?<br />
- Jeszcze jak!<br />
I śmieje się. A mi ciągle chodzi po głowie ten członek w tyłku.<br />
Z czasem zacieśniamy kontakty, nawet nazywam go swoim przyjacielem. Jest doskonałym kompanem. Nie podrywa moich dziewczyn, nie stara się ze mną rywalizować, pokazać się z lepszej strony. Na basenie grzecznie zostaje w tyle, a potem mówi: "wspaniale pływasz". Słucha, kiedy mówię, nie sprawiając wrażenia, że tylko czeka na swoją kolej, żeby samemu coś powiedzieć. Przedstawiłem go kilku znajomym i też go polubili. Mówię do nich:<br />
- To jest Albert, mój przyjaciel.<br />
Ostatnio zamieszkaliśmy razem. Nie zrozumcie mnie źle, tak po prostu jest taniej. Po co mamy wynajmować każdy z osobna mieszkanie za tysiąc, skoro możemy podzielić czynsz po połowie i czuć się tak samo dobrze, jakbyśmy mieli kąt tylko dla siebie. Kiedy sprowadzam sobie dziewczynę, nie czuję się skrępowany. Kiedy on przyprowadza chłopaka, dyskretnie ulatniam się do swojego pokoju. Czasami rankiem siadamy w trójkę (ja, on, jego chłopak lub moja dziewczyna), jemy śniadanie, opowiadamy sobie dowcipy, obrzucamy twarożkiem. Jest miło i zabawnie.<br />
W chwilach samotności możemy na siebie liczyć. Potrafimy przesiedzieć pięć godzin przy butelce wina i rozmawiać o byle czym. Możemy na sobie polegać, szukać wsparcia jeden u drugiego.<br />
Zauważyłem, że nawet członek w tyłku przestał mi przeszkadzać. Owszem, wciąż tkwi tam w głowie, ale nie w ten jednoznaczny pełen pogardy, wulgarny sposób. <br />
To przecież naturalne, że oni też muszą rozładowywać napięcie. Tak czy inaczej. Czego wy w ogóle chcecie od członka w tyłku? Może to całkiem miłe uczucie? <br />
Nie mówcie zanim nie spróbujecie.manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-49463905139230140082011-08-14T12:35:00.000-07:002011-08-14T12:38:29.917-07:00Powrót - opowiadanie o... miłości<b></b>W końcu udało mu się dotrzeć do domu. Uszczęśliwiony oparł się o drzwi i nacisnął dzwonek. Z głośnika dobiegł go dźwięk Marsylianki, którą jego żona wgrała przed tygodniem do automatu, uważając, że to zabawne witać gości tak radośnie przyjacielską pieśnią.<br />
Drzwi otworzyły się. Jak się okazało, jego żona wcale nie była tak szczęśliwa jak on. Pociągnęła go za płaszcz do środka z miną kwaśną, złowróżbną.<br />
- Nareszcie - rzekła - Cholerny pijak.<br />
Pomogła mu zdjąć buty i chwyciła za płaszcz.<br />
- Puść - starała się oderwać jego dłonie od brzucha, lecz przytrzymywał je kurczowo - No co ty robisz, puszczaj?<br />
Pociągnęła nosem.<br />
- Ależ ty śmierdzisz. Zsikałeś się, czy co?<br />
Był w stanie tylko wybełkotać coś bez ładu i składu.<br />
- Lepiej nic nie mów. Dawaj ten cholerny płaszcz.<br />
Na siłę zerwała go z jego ramion. Krew bryznęła na wszystkie strony.<br />
<br />
<a name='more'></a>- Jezu - chwyciła się za głowę - Jak mogłeś, nowa koszula.<br />
Koszula błyskawicznie nasiąkała krwią, która ciekła teraz strumieniem także na dywan.<br />
- I dywan...<br />
Był do wyrzucenia.<br />
- To nie moja wina - rzucił ostatkiem sił - Czekało na mnie takich dwóch, przed barem. Pchnęli mnie nożem.<br />
- No i jak to wygląda? - pokręciła głową, ręce jej opadły, westchnęła - Jak małe dziecko. Na brzuchu to nawet nie da się zacerować. Będzie widać.<br />
- Ten nóż... był strasznie duży.<br />
- Przecież widzę, dziura jak cholera. Dobrze, że założyłeś ciemną koszulę. Inaczej nadawałaby się tylko na śmieci. Zdejmuj!<br />
Bez koszuli wygląda to naprawdę źle. Z brzucha wylatują mu całe hektolitry krwi, kiszki prą do przodu, do światła. Musi przytrzymywać wnętrzności, by nie wywaliły się na nowo polakierowany parkiet. Żona szybko namacza koszulę w łazience.<br />
- No, może jeszcze coś z niej będzie - mówi patrząc na materiał pod światło.<br />
Wyjmuje maszynę do szycia i zerka na niego. <br />
Zrobił się trupioblady, już niemal cała krew wypłynęła.<br />
- Przestań w końcu się mazgaić - nakazuje - Widzicie go, małe draśnięcie i już się rozczula nad sobą. Może jeszcze mam cię przytulić i pogłaskać po główce, co? Bądź mężczyzną. Spokój, natychmiast!<br />
Krew przestaje płynąć, wnętrzności cofają się z powrotem. Żona ma dużą siłę przekonywania.<br />
- Już my sobie jutro porozmawiamy! - obiecuje.<br />
Jak zawsze mówi wykrzyknikami. Nie znoszą sprzeciwu, tłumią wszelkie głosy protestu. A taki był szczęśliwy, że go napadli i dźgnęli tym ogromnym nożem, tak pełen optymizmu wracał tym razem do domu. Wymówka nic jednak nie dała - jest tak samo zła jak zawsze, a nawet jeszcze bardziej. Jutro znowu nie da mu żyć. Och, jakże chciałby nie doczekać jutra.<br />
- Spać!<br />
Bez słowa staje na baczność i w ponurym nastroju rusza do sypialnimanitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3054859490129280237.post-63248934792830879832011-08-14T12:18:00.000-07:002011-08-14T12:18:59.101-07:00No i zostałem blogerem...Długo zastanawiałem się, czy jest mi potrzebne kolejne miejsce do pisania. Skoro jednak to piszę... Moje teksty można też znaleźć na <a href="http://www.ngi24.pl/">www.ngi24.pl</a>, <a href="http://www.wyrok.eu/">www.wyrok.eu</a>, oraz na fb (<a href="http://www.facebook.com/mariusz.zielke">http://www.facebook.com/mariusz.zielke</a>). Na tym blogu będę publikował wcześniejsze opowiadania, nowe próbki, recenzje innych książek. Zapraszam do polemik i komentarzy.<br />
<br />
manitooohttp://www.blogger.com/profile/12470033170438837150noreply@blogger.com0