sobota, 24 września 2011

Wyobcowani

- Wiem, mam łupież - powiedział chłopiec, kiedy dziewczyna wplotła dłoń w jego pozornie doskonałe, lśniące i gęste włosy, a na marynarkę spadły białe płatki przypominające mikroskopijne okruszki z płatków kukurydzianych. Nie znosił płatków kukurydzianych. Ona też najwyraźniej nie przepadała za nimi, gdyż odwróciła głowę z niesmakiem. Chłopiec wydawał jej się dotąd doskonały.
- Przepraszam - rzekł - Powinienem wcześniej ci powiedzieć. Używam najlepszych szamponów, chodzę na kurację laserową, biorę hormony, wszystko na nic.
Popatrzyła na niego. W sumie wciąż był tak samo piękny jak wcześniej, łupież nie mógł tego zmienić. Przynajmniej nie tak szybko.
- To nic - powiedziała - Nic nie szkodzi, łupież to nic takiego.

czwartek, 15 września 2011

Takie czasy

Co wy na to? Budzę się pewnego dnia i nic nie pamiętam. Głowa mi pęka, musiałem nieźle zalać pałę wczorajszego wieczora. Oczywiście nie jestem u siebie w łóżku, pewnie ktoś musiał mnie przygarnąć. Jak się dużo pije, można znaleźć wielu przyjaciół. Rozglądam się, miła sypialnia, olbrzymie łóżko, na nim czysta pościel. Dalej przyciemniane światło, duże okno zasłaniane kotarą sterowaną przez elektryczny mechanizm. Na podłodze mięciutki, gruby dywan. O, chyba jestem u jakiegoś nadzianego gościa! Całkiem nieźle.
Na ścianie wisi telewizor, taki płaski, wielki ekran - chyba nazywa się to plazmowy, czy jakoś tak, w każdym razie kosztuje kupę forsy.
W chwili, gdy włączam go pilotem, słyszę pukanie do drzwi.
- Proszę - mówię.
Do pokoju wchodzi kelner. Autentyczny, chudy i wysoki kelner w czerwonej kamizelce, pod muchą. Trzyma tacę, na której stoi wielki talerz nakryty mosiężną pokrywką, dwa czajniczki i dzbanek z mlekiem. Przyszło śniadanko, nieźle.

środa, 7 września 2011

Geniusz

- Narysuj koło – poprosiła mama. Ojciec z napięciem wpatrywał się w trzyletniego brzdąca, który dłubał w nosie ołówkiem. Maluch siedział na wysokim stołku, tak, żeby wygodnie mógł nachylić się nad szarą kartką papieru. Zamiast rysować, stroił sobie jednak wesołe minki, prukał i robił paluszkami trele-fere. Albo – tak jak teraz – dłubał w nosie. Każdy bachor to potrafi.
- No narysuj – dodał ojciec. Ale nie zabrzmiało to przekonująco. Był wyraźnie zniechęcony zachowaniem brzdąca i najwyraźniej pozbawiony wszelkich złudzeń. Machnął ręką i powiedział:
- Chyba nic z tego. Zrobili nas w konia!
- Nie mów tak, może jeszcze nie nadszedł czas. Może z czasem...
- Z czasem, z czasem – powtórzył ojciec nerwowo – Miał zacząć biegać po roczku, po dwóch latach czytać książki, a teraz powinien grać ze mną w szachy. Tymczasem nie potrafi narysować głupiego koła.
Tak, ładny mi geniusz. Myśleli, że może za dużo od niego wymagają i stąd ten pomysł z rysunkiem koła, ale nie, nawet tego nie był w stanie zrobić. Nie tylko nie czytał i nie grał w szachy, ale też nie potrafił powiedzieć ani be ani me, zamiast chodzić raczkował i wciąż sikał w pieluchy. Ojciec nie chciał mówić tego głośno, w końcu to żona zmieniała pościel i pampersy; po co wywoływać niepotrzebne kłótnie; a sytuacja była i tak napięta.
Spojrzał na żonę – była wysoką, atrakcyjną blondynką z dużym biustem, wielkimi błękitnymi oczami i szalenie namiętnymi ustami. Dobrze chociaż, że po dziecku nie straciła figury.

sobota, 3 września 2011

Sabat

Ludziom kompletnie odbiło na punkcie tego spektaklu. Dawno nie byliśmy w teatrze. Wiecie, praca, dzieci... Nie jest łatwo znaleźć dwie godziny wieczorem w tygodniu, a w soboty jeszcze gorzej. To jedni znajomi wyprawiają przyjęcie, to drudzy. Latem grill, zimą projekcja wideo. W niedziele chrzciny albo komunia. Spotkania brydżowe z szefem i jego żoną.
Oto nasza rozrywka. Teatr? Cóż, zawsze można przeczytać w gazecie jakąś recenzję i powiedzieć znajomym, że się było na tym czy tamtym. Efekt jest taki sam. A poza tym - prawdę mówiąc - nigdy specjalnie nie lubiłem teatru. Trzeba założyć marynarkę i udawać zainteresowanie, nawet jak sztuka jest nudna. A coraz więcej jest nudnych sztuk, bo i autorom brakuje już inwencji i pomysłów. Wszystko już było.

piątek, 2 września 2011

Ratunku!

Jeszcze jak była małą dziewczynką, Marcie tłumaczono, że w razie niebezpieczeństwa zamiast wzywać pomocy, powinna krzyczeć, że się pali. Dziadkowie zdawali sobie sprawę z postępującej społecznej znieczulicy i mieli nadzieję, że pożar kogoś przestraszy.
- Ze strachu człowiek potrafi nawet komuś pomóc - zauważył dziadek.
Babcia nie zwykła mu się sprzeciwiać.
Przez długie lata Marta nie miała okazji wykorzystać rady dziadka. Ciągle jednak o niej pamiętała. Wyszła za mąż za dobrego człowieka, urodziła piękną, dorodną córeczkę, zdobyła atrakcyjną pracę, była szczęśliwa.

czwartek, 1 września 2011

Scenariusz

No więc ze scenariuszami w naszym kinie jest prawdziwy problem. Zekranizowano już wielokrotnie wszystkie poczytne dzieła literackie, oryginalnych pomysłów brakuje, a te, z których można by coś zrobić, są zupełnie oderwane od rzeczywistości.
Teraz mam właśnie taki problem – scenariusz jest nawet nieźle zbudowany, jednak sam pomysł, nie mówiąc o puencie, powoduje, że nie pozostawiasz na nim suchej nitki.
- Dlaczego odrzucił pan mój scenariusz? – pyta pewien znany reżyser, uważany za zdolnego.
Ja, skromny pracownik agencji scenariuszowej nie mogę się z nim równać ani wiedzą, ani osiągnięciami. A jednak mam nad nim władzę i ta władza pozwala mi odpowiedzieć po prostu:
- Nie nadaje się!