wtorek, 16 sierpnia 2011

Kto się na żartach nie zna, ten zbiera cięgi


Wychodzi na to, że w awanturze o prowokację pomiędzy Rzeczpospolitą a Pulsem Biznesu, na górze jednak będzie Puls. Poniżej oświadczenie Grzegorza Nawackiego, drobiazgowo opisujące całe zdarzenie (brawo! tak trzeba wyjaśniać podobne sytuacje). Czekamy, co powie Rzeczpospolita, bo jeśli nic nie powie, to straci w oczach opinii publicznej kolejne parę punktów. Insynuacje o prowokacji, pisanie "ustaliliśmy" że to wicenaczelny konkurenta, to zagranie znacznie bardziej poniżej pasa niż najgłupszy nawet żart.


Oświadczenie PB:

To żart, a nie prowokacja
W weekend na portalu rp.pl i parkiet.com ukazało się oświadczenie, w którym obie redakcje przepraszają za publikację dotyczącą odwołania prezesa STU Ergo Hestii. Mowa jest w nim o tym, że tekst powstał na podstawie informacji uzyskanej od osoby, która „podszyła się pod prezesa”, a redakcje „ustaliły, że tą osobą był zastępca redaktora naczelnego”. Wywołany do tablicy, wyjaśniam, jak było, bo cała historia była żartem, a nie prowokacją ze strony konkurencji, jak uważają niektórzy.
W nocy z 9 na 10 lipca dziennikarze ubezpieczeniowi byli na jubileuszowej imprezie STU Ergo Hestii. Po oficjalnej części przenieśliśmy się do klubu w Sopocie. Wspominaliśmy głośne wpadki branżowych dziennikarzy. Głównym bohaterem rozmowy był Piotr Rosik, dziennikarz „Parkietu” i „Rzeczpospolitej”. 15 lutego w tekście — opartym na „jego informacjach” — napisał, że Paweł Dangel, prezes Allianza, i Piotr Śliwicki, prezes Ergo Hestii, mogą pożegnać się ze stanowiskiem, a następcy prezesa szukają też Generali i AXA Życie. Po publikacji przedstawiciele firm napisali listy m.in. do redaktora naczelnego „Parkietu”, w których wytykali brak profesjonalizmu dziennikarza. Miesiąc później ten sam dziennikarz wśród kandydatów w konkursie na prezesa PZU wymienił m.in. Jarosława Mastalerza, członka zarządu BRE Banku. Później okazało się, że w konkursie startował wprawdzie Mastalerz, ale... Krzysztof. Pan Jarosław nie miał jednak miłego dnia w banku.
Wcześniej Piotr Rosik napisał, że PZU ubezpieczyło portfel złych kredytów Banku Millennium. Odpowiedzi PZU, które temu zaprzeczyło, nie zamieścił. Innym razem zacytował prezesa PZU — w tekście o tym, że polski gigant jest zainteresowany akwizycjami na Wschodzie. Firma zdementowała informację, bo prezes z nią na ten temat nie rozmawiał.
Tekstów, które kończyły się sprostowaniami lub wyjaśnieniami, było więcej.
Jak widać — było co wspominać. Dlatego postanowiliśmy zadzwonić do Piotra Rosika, który został w hotelu. Pomysł na żart narodził się wspólnie, ale zrealizowałem go ja. Piotr nie odebrał, nagrałem się na pocztę głosową. Powiedziałem mniej więcej tak: „Kilka miesięcy temu, pisząc o moim odwołaniu, miałeś rację. Zostałem odwołany, pozdrawiam, Piotr Śliwicki”. Nie spodziewałem się ani ja, ani moi koledzy, wśród których byli dziennikarze o różnym stażu, że ten żart może zaowocować publikacją. Nie wiem i nie rozumiem, dlaczego Piotr Rosik nie podjął żadnej, nawet najmniejszej, próby zweryfikowania informacji uzyskanej w nocy z numeru telefonu, którego nie znał. Nie odezwał się do firmy, mimo że jej przedstawiciel miał pokój obok. Nie wiem, dlaczego nie rozpoznał mojego głosu ani mojego służbowego numeru telefonu. Nie wiem, dlaczego Piotr Rosik uwierzył, że właśnie do niego zadzwoni prezes Ergo Hestii w środku nocy, w trakcie obchodów dwudziestolecia firmy, i pochwali się, że stracił pracę. Kto zna prezesa Śliwickiego, wie, że mediów unika on jak ognia, a jak mówi rzecznik Ergo Hestii „o istnieniu Piotra Rosika nawet nie wie”.
Nie wiem, dlaczego redakcji portalu nie zapaliła się lampka alarmowa po wcześniejszych wpadkach dziennikarza i nie spróbowała zweryfikować tekstu.
W oświadczeniu redakcje „Rz” i „P” piszą, że ustaliły, iż numer należy do mnie. Nie musieli nic ustalać, bo o tym, że to ja dzwoniłem, poinformowałem tego samego dnia w Sopocie zainteresowanych, a po powrocie spotkałem się z Krzysztofem Jedlakiem, redaktorem naczelnym „Parkietu”, i wyjaśniłem sprawę. Był to żart, który, niestety, wymknął się spod kontroli. Podobne „informacje” trafiają do wielu redakcji każdego dnia, ale nikt nie publikuje ich bez weryfikacji.
Za całe zamieszanie przepraszam prezesa Piotra Śliwickiego i STU Ergo Hestia. Przepraszam też redakcje „Rzeczpospolitej” i „Parkietu”. Cała historia była niczym innym, jak żartem, a nie „wredną prowokacją konkurencji”, jak niektórzy sugerują.

Z poważaniem

Grzegorz Nawacki, zastępca redaktora naczelnego "Pulsu Biznesu"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz