wtorek, 11 października 2011

Gdzie jest Anna

Widzieliście gdzieś Annę?
Od rana do wieczora chodzę tak i pytam wszystkich, a oni tylko wzruszają ramionami, kręcą przecząco głowami, rozkładają bezradnie ręce. Trwa to już kilka dni, niewiele brakuje a wyrwę sobie włosy z głowy.
W barze Zachęta spotykam jednego ze wspólnych znajomych, starego dobrego kumpla.
- Witaj Tomaszu, widziałeś gdzieś Annę?
Kręci głową i proponuje wódkę. Siadamy w rogu sali, opowiadam mu o cierpieniu ostatnich dni. Anna zaginęła, nie ma jej.
- Dobrze cię rozumiem - mówi po trzecim kieliszku - Sam niejeden raz to przeżywałem.
Nie, to nieprawda. Anna nie mogła mnie opuścić, to do niej niepodobne, on nie ma racji!
Ten głupi uśmieszek przyklejony do twarzy, te współczujące poklepywania po ramieniu. Jak on w ogóle śmie? Jak może przypuszczać, że Anna byłaby zdolna do czegoś podobnego?
Błąkam się po ulicach skąpanych w nocy, odbijam jak piłka od baru do baru, poszukiwania nie przynoszą jednak rezultatu.
Tylko współczujące spojrzenia zbłąkanych przechodniów, tylko rechot pijaków i obmierzłych kurew wystających na rogatkach wąskich uliczek. Teraz to słyszę. Wszyscy oni są przeciwko mnie.
Rankiem płaczę przeglądając wspólne zdjęcia. Załamuję ręce nad wspomnieniami. Widzę jej delikatną buzię, łagodne łuki brwi, doskonały owal twarzy, pełne przepysznych smaków usta.
Może jednak to prawda? Może mnie opuściła? Może ma już kogoś innego i ja jej nie obchodzę? Może te spojrzenia, te szepty za plecami, to wytykanie palcami nie są pozbawione słuszności?
- A mówiłam, żebyś nie wiązał się z modelką - powraca głos matki.
Nie, mylicie się!
Zamykam się w domu, czekam, nasłuchuję szmeru kroków z korytarza, wyczekuję telefonicznego dzwonka.
W końcu, po miesiącu, drzwi otwierają się z hukiem, do pokoju wpada kilkoro przyjaciół. Obezwładniają mnie i przytrzymują na łóżku.
- Musisz się w końcu z tym pogodzić - mówi ktoś.
- Nie zadręczaj się - dodaje inny głos.
Podtykają mi pod nos fotografie Anny.
- Widzisz, to zdjęcie sprzed roku. A to sprzed miesiąca. Niczego nie dostrzegasz?
Cóż, na pierwszym Anna jest może nieco pełniejsza, może bardziej majestatyczna, może bardziej rumiana. Kolejne zdjęcie przedstawia Annę bledszą, jakby zagubioną, ze ściśle opiętą na kościach policzkowych skórą. Ale to wciąż ta sama, moja piękna Anna.
- Nie pamiętasz, jak kazali jej schudnąć dwadzieścia kilo? A potem czterdzieści - krzyczą głosy. - Nie pamiętasz, jak chudła i chudła nie potrafiąc przestać? Zrozum wreszcie, twoja Anna doszła do stanu doskonałości, schudła tak, że całkiem pozbyła się ciała!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz