piątek, 2 września 2011

Ratunku!

Jeszcze jak była małą dziewczynką, Marcie tłumaczono, że w razie niebezpieczeństwa zamiast wzywać pomocy, powinna krzyczeć, że się pali. Dziadkowie zdawali sobie sprawę z postępującej społecznej znieczulicy i mieli nadzieję, że pożar kogoś przestraszy.
- Ze strachu człowiek potrafi nawet komuś pomóc - zauważył dziadek.
Babcia nie zwykła mu się sprzeciwiać.
Przez długie lata Marta nie miała okazji wykorzystać rady dziadka. Ciągle jednak o niej pamiętała. Wyszła za mąż za dobrego człowieka, urodziła piękną, dorodną córeczkę, zdobyła atrakcyjną pracę, była szczęśliwa.
Któregoś dnia wracała do domu z pracy późną nocą i nagle zdała sobie sprawę, że przeżyła połowę życia bez żadnej przygody.
- Mam trzydzieści lat i ani jednego żywego wspomnienia - powiedziała do siebie - Cała moja przeszłość to cmentarzysko, po którym nie biegają nawet upiory.
Owszem, była nieco wstawiona, wypiła trzy lampki wina, czuła zachwiania równowagi, stateczne zwykle kształty pływały jej przed oczami. Ale, do cholery, myślała całkiem trzeźwo.
No i zbuntowała się.
Krzyknęła najpierw nieśmiało, potem nieco głośniej. Nie usłyszała jednak żadnych pośpiesznych kroków, żadnych skrzypnięć otwieranych okien. Tylko w jednej chwili zgasły wszystkie palące się światła w budynkach. Ludzie postanowili udawać, że śpią. Poza tym przy zgaszonych światłach mogli bezpiecznie podglądać, co dzieje się na ulicy.
Ostatkiem sił Marta wezwała pomocy pełną piersią, ale w odpowiedzi usłyszała tylko odbijające się od ścian echo.
- Pożar - ryknęła wreszcie zrozpaczona na cały głos - Pali się!
Nie minęła chwila, a pojawił się przed nią wóz strażacki, wyjąc przeraźliwie syreną. Zatrzymał się z piskiem opon i wylał na nią cały zapas lodowatej wody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz