sobota, 3 września 2011

Sabat

Ludziom kompletnie odbiło na punkcie tego spektaklu. Dawno nie byliśmy w teatrze. Wiecie, praca, dzieci... Nie jest łatwo znaleźć dwie godziny wieczorem w tygodniu, a w soboty jeszcze gorzej. To jedni znajomi wyprawiają przyjęcie, to drudzy. Latem grill, zimą projekcja wideo. W niedziele chrzciny albo komunia. Spotkania brydżowe z szefem i jego żoną.
Oto nasza rozrywka. Teatr? Cóż, zawsze można przeczytać w gazecie jakąś recenzję i powiedzieć znajomym, że się było na tym czy tamtym. Efekt jest taki sam. A poza tym - prawdę mówiąc - nigdy specjalnie nie lubiłem teatru. Trzeba założyć marynarkę i udawać zainteresowanie, nawet jak sztuka jest nudna. A coraz więcej jest nudnych sztuk, bo i autorom brakuje już inwencji i pomysłów. Wszystko już było.
Tak więc z teatrem pożegnaliśmy się na dobre naście lat temu.
A tu nagle wybucha teatralna bomba.
Gdziekolwiek się nie pojawisz, wszyscy mówią o jednej sztuce, która nazywa się Sabat i jest grana w teatrze Sabat. Podobno teatr powstał tylko po to, żeby wystawić jedną sztukę. Kiedy sztuka zejdzie z afiszów, teatr też zniknie. Tyle tylko, że są tacy, którzy twierdzą, że nigdy nie przestaną jej grać.
Tak, wszyscy ciągle tylko o tym mówią. Nawet szef, którego nigdy nie podejrzewałbym o zainteresowanie teatrem, pyta:
- Byliście już na Sabacie? – i unosi ze zdziwieniem brwi – Nie? To powinniście się koniecznie wybrać, jak najszybciej.
Idziemy na kolację do sąsiadów – i co? – króluje jeden temat. Sabat.
- Jeszcze nie byliście? – pyta zdziwiona sąsiadka – My byliśmy tydzień po premierze. Pierwszy raz. Potem jeszcze dwa razy i zamierzamy wybrać się we wtorek po raz czwarty.
- Nieprawdopodobna sztuka – kiwa głową sąsiad – Nigdy bym się nie spodziewał.
Przechadzamy się z dzieciakami po parku i przy każdej ławce słyszymy:
- Sabat, ach tak, byłam, byłam...
Wszyscy rozmawiają, ale nie mówią żadnych konkretów. Kiedy pytasz o czym jest ta sztuka, mówią:
- O wszystkim. O miłości, o tragedii... Samo życie.
- To komedia czy dramat?
- I komedia, i dramat. Jest romantyczna i przerażająca – kręcą głową z niedowierzaniem.
Poszukujemy recenzji w gazecie i znajdujemy tylko notki napisane w podobnym stylu, rekomendujące przedstawienie: „Nieprawdopodobne połączenie groteski i tragedii, sztuka sięgająca do źródeł zrozumienia, pełna zwrotów akcji, wolt i puent. Niesamowity mariaż wszelkich możliwych gatunków. Koniecznie”.
Cóż, nie ma wyjścia, następnego dnia ląduję w kolejce po bilety. Wszyscy są rozpaleni i podekscytowani, przebierają nogami, dyszą ci w ucho. W końcu wracam do domu z dwoma książeczkami koloru czerwono – czarnego. Teatr Sabat zaprasza! Na okładce kobieta z pejczem w stroju Ewy.
- To jakieś sado-macho – mówię do Róży.
- Wygląda jak ulotka agencji towarzyskiej.
- Co my najlepszego robimy?
Ale dwa dni później jesteśmy w teatrze na pół godziny przed rozpoczęciem spektaklu. Mam na sobie nowy garnitur i białą koszulę. Pod szyją żona zawiązała mi muszkę.
- Muszka jest bardziej dystyngowana – stwierdziła, odkładając na bok krawaty.
- Zawsze wydawało mi się, że muszka postarza.
- Skąd, popatrz na Jamesa Bonda.
- Czy ja wyglądam jak James Bond?
W teatrze częstują nas szampanem i cukierkami w szeleszczących papierkach. Jest tu całe mnóstwo kobiet o długich nogach. Jedna z nich prowadzi nas na miejsce. Rząd piąty, miejsce trzecie i czwarte. Uśmiecha się szeroko.
- Już mi się podoba – chwytam Różę za rękę.
- Nie wątpię.
No i zaczyna się. Z początku zwyczajnie, bez specjalnego entuzjazmu. Powoli, mozolnie... Gasną światła. Na scenie pojawia się kobieta i mężczyzna. Z tyłu za nimi wyświetlają czarno biały film. Raczej zlepek filmów. Narodziny, przedszkole, boisko szkolne, gra w piłkę, skakanie na gumie, droga za miastem, pole, motyle, chude dzieciaki, kochankowie.
- Kobieta – mówi nagle aktorka i daje krok do przodu. Reflektor punktowy skupia się na niej. Na filmie mamy zbliżenie kobiecej twarzy.
- Mężczyzna – teraz jego kolej. Z tyłu zbliżenie męskiej twarzy.
- On i ona – mówią jednocześnie.
Wszystko dzieje się szybciej. Coraz szybciej i szybciej. Rozpoczyna się na dobre. Na scenie przewijają się coraz to nowi aktorzy i statyści. Przechodzą, przebiegają, rzucają coś bez znaczenia w stronę publiczności. Kobieta i mężczyzna tańczą, całują się. Ciągle są w centrum, są głównymi bohaterami. Wkrótce pojawiają się w strojach ślubnych, znów się całują i tańczą. Światło przygasa.
- Zdrada!
Kto to powiedział? Zdaje się, że nikt nie chce się przyznać. Ale kobieta zamartwia się, gdy tylko mężczyzna ubiera się i wychodzi. Jest teraz sama. Śpiewa. Pięknie śpiewa. Podchodzi bliżej pierwszego rzędu.
- Kto? Z kim? – pyta.
- Marta, Anna, Małgorzata – pada z różnych stron.
Ktoś wstaje. Reflektor kieruje się na niego. To jakiś starszy facet. Niesamowite, to aktor. Starszy facet ględzi coś pod nosem kierując się w stronę sceny. Siada na podeście tyłem do głównych bohaterów i zapala papierosa.
- Podoba ci się? – nachylam się do Róży.
- Cii – upomina.
Coraz to nowi ludzie wstają i mówią swoją kwestię. Facet dwa rzędy dalej zdejmuje marynarkę. Jakaś kobieta rzuca się na swojego sąsiada i całuje go namiętnie. Ktoś krzyczy. Ktoś wyjmuje flaszkę wódki i pociąga zdrowego łyka. Inny staje na oparciu i pokazuje tyłek. Człowiek nagle przestaje skupiać uwagę na bohaterach.
Wątki poboczne stają się coraz bardziej interesujące.
W końcu zapominam o co tu chodzi. Nieźle, nieźle, warto było przyjść.
Nagle podnosi się nasza sąsiadka. Jest ubrana i uczesana jak mężczyzna. Ma gładko przylizane włosy. Reflektor kieruje się na nią oświetlając pokrytą mocno makijażem twarz. Czerwone usta. Kobieta patrzy na mnie. Czego chce, u licha? Czy ja ją znam?
Śmieje się. Wokoło tumult i gwar, prawdziwa paranoja. Ludzie przepychają się, jeden za drugim unoszą z miejsc, wszyscy są aktorami.
Co tu się dzieje?
I wtedy, kobieta-mężczyzna wyciąga dłoń w kierunku Róży. A moja żona chwyta ją i wstaje. Odwraca się w moim kierunku, ma zupełnie inny wyraz twarzy, niż wydawało mi się, że pamiętam. Inny od tego dobrze zakonserwowanego w pamięci obrazu. A przecież powinienem pamiętać. Cholera. Właściwie ledwie ją poznaję. Ledwie jestem w stanie skojarzyć jej głos. Czyżby... Tak. A więc ona też. Ona też jest aktorką.
Grała! Przez tyle lat. Cały czas grała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz