sobota, 24 września 2011

Wyobcowani

- Wiem, mam łupież - powiedział chłopiec, kiedy dziewczyna wplotła dłoń w jego pozornie doskonałe, lśniące i gęste włosy, a na marynarkę spadły białe płatki przypominające mikroskopijne okruszki z płatków kukurydzianych. Nie znosił płatków kukurydzianych. Ona też najwyraźniej nie przepadała za nimi, gdyż odwróciła głowę z niesmakiem. Chłopiec wydawał jej się dotąd doskonały.
- Przepraszam - rzekł - Powinienem wcześniej ci powiedzieć. Używam najlepszych szamponów, chodzę na kurację laserową, biorę hormony, wszystko na nic.
Popatrzyła na niego. W sumie wciąż był tak samo piękny jak wcześniej, łupież nie mógł tego zmienić. Przynajmniej nie tak szybko.
- To nic - powiedziała - Nic nie szkodzi, łupież to nic takiego.
- Ech - mruknął chłopiec nieco uspokojony - Dla mnie to prawdziwy problem. Nawet sobie nie wyobrażasz ile sprawia mi kłopotu. Wiesz, lubię ciemne marynarki, ale jak można chodzić w ciemnych marynarkach, gdy się ma łupież. Ani się obejrzysz i już cała marynarka świeci się od małych szkaradnych...
- Świństewek - dopowiedziała.
- Właśnie, świństewek. Najgorzej jak idę do jakiegoś nocnego klubu z jaskrawym oświetleniem, stroboskopami i tym podobnymi dziwactwami. Cały się świecę od... tych świństewek. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Dziewczyna uniosła się z kanapy, miała na wpół rozsunięty suwak sukni na plecach. Piękne, prężne plecy łani.
- Napiję się jeszcze szampana - dolała sobie z butelki - Masz ochotę?
- Nie - pokręcił głową - Nie mogę. Nie powinienem.
- Szkodzi na łupież?
Roześmiał się.
- Nie, mam kłopoty z prostatą. Lekarz zabronił mi - nagle zdał sobie sprawę, że powiedział coś głupiego - A niech tam, w końcu to nic poważnego.
Podszedł do barku i nalał sobie lampkę, którą wychylił bez mrugnięcia okiem. Potem ponownie napełnił kieliszek. Czyżby drżały mu dłonie? - wpatrywała się uważnie w chłopca. Prostata? Co to jest, u licha? Czy ma coś wspólnego z łupieżem? Nie, na pewno nie, brzmi zbyt obco. Łupież jest bardziej pospolity. Może to jakaś choroba wewnętrzna? Albo - ponownie zerknęła na niego - nos. Tak, coś nie tak jest z jego nosem, jakby był nieco opuchnięty. Dobrze mu z takim nieco większym nosem, ale może to nie jest normalne. Prostata to może być jakiś węzeł chłonny, coś jak zatoki, czy inne cholerstwo.
- Byłeś u lekarza?
- Normalnie, jak to na badaniach - wzruszył ramionami - Też przecież musisz chodzić na badania. Ale z tą prostatą to naprawdę nic poważnego. Czasem tylko trochę poboli, rano, albo po kilku dniach, kiedy nie mam okazji, no wiesz...
- Nie mówię o prostacie - więc to jednak nie nos, nie chciała wiedzieć nic więcej - Chodzi mi o łupież.
- Tak - mruknął - Pewnie, że byłem. Ale oni nic na to nie potrafią poradzić. Podobno mam jakieś zwyrodnienie skóry. Kazali mi smarować włosy zwierzęcą krwią, wyobrażasz sobie?
- Jak to zwierzęcą? Z jakiego zwierzęcia?
- Nie wiem. To się nazywa krew przemysłowa. Pojęcia nie mam w jaki sposób powstaje, ale w większości składa się z krwi z prawdziwych zwierząt, tylko pakują ją w buteleczki i sprzedają w aptekach.
- Niesamowite - jęknęła - Też kiedyś mnie tak załatwili. Przez cały miesiąc wisiałam ubabrana po uszy krwią i to na jednej z głównych ulic, gdzie nie było jak zejść nawet na kawę. Co prawda nie była to prawdziwa krew tylko farba, ale wyglądała cholernie naturalnie. Na dodatek nade mną stał facet z wielkim nożem, który ciągle szczerzył okropne zęby. Strasznie duże. Wydawały się równie duże jak ten ogromny nóż. Potworny z niego był nudziarz.
- To była reklama jakiegoś horroru?
- Ciemność - przytaknęła - Ciemność, albo Mroczność, czy jakoś podobnie. W każdym razie nic sympatycznego. Zupełnie nie rozumiem jak ludziom mogą podobać się takie rzeczy. Ja wcale nie lubię się bać.
Lubił horrory, ale niespecjalnie wiedział dlaczego. Nawet się ich nie bał, bardziej go śmieszyły. Może coś w tym było - lubi horrory, bo strach w nich jest udawany i śmieszny. Kiedy potem przychodzi się bać w prawdziwym życiu, jest zupełnie inaczej, ale człowiek oswojony ze strachem nie będzie krzyczał na cały głos z powodu jakiejś głupoty, będzie się bać po cichu.
- Próbowałeś? - zapytała.
- Co takiego?
- Smarować włosy krwią.
- Nie. Krew brzydko pachnie. Zapach mógłby pozostać na włosach. Już lepiej mieć łupież.
- Bzdura. Moim zdaniem powinieneś spróbować. Szampony przeciwłupieżowe też przecież brzydko pachną, potem wystarczy umyć włosy zwykłym mydłem i wszystko jest w porządku. Mnie na przykład kazali się kąpać w mleku. Mleko też brzydko pachnie. Śmierdzi. Ale wymoczona w mleku skóra jest miękka. Oczywiście nie po jednej kąpieli, tylko po kilku. Przypomina aksamit. Ale kiedy pociągniesz nosem... szkoda mówić.
- Kleopatra kąpała się w mleku.
- A Messalina we krwi i w mleku. Robiła sobie na przemian kąpiele z krwi i mleka. I była najbardziej pożądaną kobietą Rzymu.
- Tak, słyszałem.
- Nie powinieneś się tak opierać - roześmiała się - Boże, co ja mówię, przecież ten łupież wcale mi nie przeszkadza.
Butelka szampana była niemal pusta.
- Chyba się upiłam - ramiączko sukienki opadło poniżej barku odsłaniając małą, sprężystą pierś. Spojrzał na nią i pomyślał, że wszystko w dziewczynie jest doskonałe, pełne gracji, dostojne i piękne.
- A ty? - zapytał - Nie masz żadnych wad?
Zamknęła oczy i zawirowało jej w głowie.
- Nie, jestem doskonała - roześmiała się, w oczach wirowały jej brązowe kręgi na tle ciemności. W ciągu jednego wieczoru tylko raz wirowały takie kręgi po zamknięciu oczu. Potem, choćby nie wiem jak uciskała powieki, nigdy nie widziała brązowych kręgów. Kolory mieniły się, pływały, ale kręgów nie było. Tylko ten jeden, jedyny raz na samym początku.
Wydawało jej się, że upada, traci równowagę, dlatego wyciągnęła ramiona na boki szukając oparcia.
- Co robisz?
- Lewituję - otworzyła oczy. Stał przed nią tak blisko, gdzieś tuż za oczami roztaczały się jeszcze brązowe kręgi, opływały postać chłopca, wyjątkowo pięknego chłopca - Pocałuj mnie!
Zbliżył się do niej i oparł dłoń tuż pod ramieniem. Druga pogłaskała ją po policzku, a potem usta oparły się o jej usta. Miały zapach malinowy i leśny. Właściwie to malinowy smak i leśny powiew. Oddychała zapachem lasu. Niżej, szyja też miała zapach lasu, ale piersi pachniały już mlekiem. Pomyślał, że gdyby pachniały krwią, miałby to samo wrażenie mdłości i rozpaczliwego rozleniwienia, które ogarniało go na myśl przeciwłupieżowej kuracji. Dziewczyna pociągnęła jego głowę do góry i wpiła się w jego usta. Wepchnęła mu język tak głęboko, jak się dało, a potem opadli na podłogę.
Ponad nimi wznosiła się niezwykle gwiaździsta noc.
- Niesamowite - powiedziała po wszystkim - Miałam wrażenie, że mi się udało...
- Co takiego? - zapiął rozporek. Odczuwał zmęczenie, miał ochotę zamknąć oczy i zasnąć. Myślałby o tych gwiazdach, których było tak pełno na niebie i o komecie. Kometa płynąca pośród morza gwiazd jak na reklamie płatnej telewizji.
- Wydawało mi się, że poczułam... nie, nic takiego - machnęła ramieniem i podciągnęła sukienkę - Miałeś dużo kobiet?
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Sto, może tysiąc.
- Sto czy tysiąc? To duża różnica...
- Nie liczyłem, to bez znaczenia.
- Pewnie sypiasz z każdą, którą spotkasz?
- A co mamy robić?
- Racja - przytaknęła - Ja też sypiam prawie z każdym. Najbardziej nie lubię tych od kremów i innych kosmetyków. Są zniewieściali. Sportowcy mają dużo pomysłów, przyjemnie zaskakują młodzieńcy od gum do żucia, twardziele od motocykli i samochodów śmierdzą i nie mają poczucia humoru, ale czasem to miła odmiana. Poza tym szybko przechodzą do rzeczy, więc nie mam czasu się z nimi nudzić.
- Nudziłaś się ze mną?
- Nie - poczochrała go po głowie - Nawet nie zauważyłam jak zaczęliśmy TO robić.
- Powiedziałaś TO dużymi literami - też się uśmiechnął.
Wtuliła się w jego ciało i spojrzała w niebo.
- Było naprawdę miło. Nie zawsze jest mi dobrze, nie zawsze mam ochotę, rozumiesz, co chcę powiedzieć? Czasem mam wrażenie, że uprawiamy seks, bo nam się wydaje, że tak trzeba. Że trzeba wszystko robić tak jak ludzie.
Zamyśliła się. Miała zamglone oczy, wtedy była naprawdę piękna. Tak jak sobie wyobrażał to piękno.
- A ty, z kim najbardziej lubisz?
- Bo ja wiem. Podobają mi się łagodne dziewczyny, nie lubię wyzywających.
- Ja chyba jestem wyzywająca.
- Ale masz łagodne oczy. W oczach tkwi...
- Próbowałaś kiedyś wyobrazić sobie jak to by było z człowiekiem?
- Żartujesz. Nie, nie mogłabym. Przecież jesteśmy przynajmniej dwa razy więksi. Raz, kiedy wisiałam na ścianie dużego centrum handlowego, przypominałam King Konga. Ludzie wyglądali jak mrówki.
- Kiedy schodzimy na ziemię wyglądamy tak samo, mamy te same rozmiary.
- Ale wrażenie pozostaje. Cały czas mam wrażenie potwornej wielkości. Ludzie są mali i tak zapatrzeni w siebie, że nigdy mnie nie dostrzegają. Co innego w dzień, zerkają na nas i uśmiechają się, niektórzy kiwają do nas i machają rękami, ale w nocy nigdy nas nie widzą.
- Różnimy się od nich - przytaknął. - Nigdy nie będziemy tacy jak oni.
- Chciałbyś być taki jak oni? Popatrz na nas. Wszyscy jesteśmy piękni. A oni, co drugi to brzydal, zupełnie nieciekawy osobnik.
- Nie, ale czasem wydaje mi się, że dobrze byłoby, gdybyśmy... Gdybyśmy mieli nieco więcej uczuć.
- Tak - chciała poprosić go o zapięcie suwaka na plecach, ale w końcu stwierdziła, że sama da sobie radę - Brakuje nam emocji. Jesteśmy zupełnie pozbawieni emocji, jak duchy.
- Nie jesteśmy duchami.
- Ale niewiele nas od nich różni. Możemy udawać, że jest nam wspaniale, ale tak naprawdę nic nie czujemy. Kiedyś przed moją reklamą zatrzymał się pewien facet i onanizował się. Wydawało mi się to obmierzłe, brzydkie i takie cholernie smutne. Ale teraz myślę, że on miał dwa razy większą radość niż my nawet po najlepszym seksie.
- To był zboczeniec.
- Ale uczuciowy. Żebyś widział jego twarz.
- Ja pamiętam, jak wyszedłem się przejść i pewien facet stanął przed reklamą i przecierał ze zdumieniem oczy. Powiedział na głos, że był pewien, że zamiast cienia tkwi tam normalny facet. Powiedziałem - tu jestem, a on krzyknął i z jeszcze większym niedowierzaniem przetarł oczy. Ale dopiero kopara mu opadła, kiedy na jego oczach wlazłem na miejsce.
- Powinniśmy się zbierać, już widnieje - powiedział zakładając marynarkę - Cholerny łupież.
- Nie przejmuj się, mówiłam ci, że to nie ważne - strzepnęła parę płatków z poły marynarki i chwyciła go za rękę - Wiesz, ja też mam problem.
- Jaki? - zbiegali szybko po schodkach z dachu, na horyzoncie zaznaczył się już świt.
- Palce - powiedziała - Mam okropne palce u nóg, brzydzę się nimi.
- Nie zauważyłem.
- Na szczęście zawsze mogę być w butach.
Popatrzył na jej stopy ubrane w czarne czółenka.
- Nie sądzisz, że to nie fair? Ty widzisz mój łupież, a ja nie mogę zobaczyć twoich palców.
- Nie ma co oglądać.
Stanęli przed billboardem, słońce pokazało się na wschodzie.
- Musimy już iść - powiedział - A gdybyśmy tak uciekli?
- Co masz na myśli?
- Gdybyśmy sobie poszli. Zaczęli nowe życie.  Jak ludzie...
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.
- I co byśmy ze sobą poczęli - pocałowała go na pożegnanie i ruszyła szybkim krokiem w kierunku planszy na której zamiast osoby widniał ciemny kształt. Jak cień - Nie jesteśmy ludźmi, musisz się z tym pogodzić - krzyknęła - Może się jeszcze kiedyś spotkamy, do zobaczenia.
Po chwili wchodziła już...
- Tak, do zobaczenia - kopnął pustą puszkę po piwie i ruszył w stronę swojego billboardu.
Kołyszący się na boki, wysoki, smukły kształt z rękami w kieszeniach. Rano czekał go kolejny, ciężki dzień pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz