poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Dmuchana afera, procentowe żarty i jaja z przyzwoitości

Coś mnie ruszyło, żeby napisać o pewnej małej wojence i moich refleksjach na ten temat. Czyli o dziecinadzie, głupocie i braku przyzwoitości, co może zakończyć się niepotrzebnym śledztwem i sądowym wyrokiem. Ale po kolei.
Na stronie Rzeczpospolitej ukazały się ostatnio przeprosiny, w których gazeta kaja się, że 10 lipca napisała tekst o odwołaniu prezesa Ergo Hestii - Piotra Marii Śliwickiego, którego w rzeczywistości nie odwołano. Jednocześnie podaje kulisy sprawy, z których wnosimy, że kolejny raz ktoś się komuś dał nabrać i puścił newsa bez sprawdzenia (wcześniej był słynny wywiad z Chwedorukiem "Dziennika", po którym okazało się, że ktoś podszył się pod rozmówcę i nabrał dziennikarza).

"Tekst o odwołaniu prezesa Ergo Hestii powstał na podstawie informacji od osoby, która podszyła się pod Piotra Marię Śliwickiego. Pojawił się w serwisie rp.pl rano 10 lipca. Dwie godziny później, po zweryfikowaniu informacji, został zastąpiony sprostowaniem. Redakcja dysponuje nagraniem wypowiedzi, SMS-ami oraz numerem osoby, która udawała prezesa Ergo Hestii . Ustaliliśmy, że jest to z-ca redaktora naczelnego „Pulsu Biznesu".
No jaja totalne. Zastępca naczelnego konkurencyjnej gazety wpuszcza Rzepę w maliny. Ta prostuje, prawdopodobnie wywala z pracy tego, który dał się nabrać ("Autor tekstu od 11 lipca nie pracuje dla naszego wydawnictwa." - pisze rp.pl). Wszystko to dzieje się podczas jakiejś hucznej imprezy Hestii, w nocy z soboty na niedzielę, na której prawdopodobnie ktoś się upił i postanowił sobie zażartować z profesjonalizmu najważniejszej polskiej gazety. Wyszło średnio, bo ktoś stracił pracę, może nawet kolega? Bo jeśli nie kolega, to jeszcze gorzej, gdyż ten chłopak będzie nosił wtopę na karku przez następne miesiące a może lata. A może kulisy są jeszcze bardziej zabawne? Oczywiście ofiara sama jest sobie winna, bo kto jej kazał wierzyć na słowo, że osoba podszywająca się jest prezesem. Każdy z nas powinien wiedzieć, że po drugiej stronie linii może kryć się naczelny konkurencyjnej gazety, ksiądz proboszcz czy Bronek Komorowski. Sam, jak odbieram telefon, to pierwsze, co zakładam, że to moja własna żona. Nawet jeśli dzwoni mężczyzna i przedstawia się:
- Cześć, tu Bronek.
Wicenaczelny PB udowodnił, że Rzepie można wcisnąć kit, ale teraz może mieć całkiem poważne kłopoty, włącznie z prawnymi (za podszywanie się pod kogoś można iść do pudła). A ponieważ cała ta wojenka może być elementem znacznie większego starcia (po wcześniejszych tekstach PB sprawdzono jednego z dziennikarzy Parkietu, który należy do Rzeczpospolitej i teraz ten dziennikarz jest podejrzewany o manipulacje - http://wyborcza.pl/1,75478,9567778,Pisal_o_gieldzie__by_manipulowac_kursami_akcji.html). Czekam zatem na nieco bardziej otwartą wojnę bez podszczypywania za to z armatami, w której redakcje zaczną się napieprzać wyciągając brudy przeciwników. Może z tego wyjść całkiem niezły traktat. Coś jak o naprawie Rzeczypospolitej albo innych Szwedach w Warszawie. I jedni, i drudzy, mają z czym się kryć. Chciałbym więc krzyknąć: panowie redaktorzy, pióra w dłoń i do boju! Obawiam się jednak, że i tym razem wyjdzie jak zwykle: lepiej zamieść brudy pod dywan i szukać ich tam, gdzie przeciwnik nie może się odgryźć. I z traktatów nici.

Źródłowe przeprosiny na RP:
http://www.rp.pl/artykul/5,701404-OSWIADCZENIE--Ergo-Hestia.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz