środa, 24 sierpnia 2011

Dziecko Rosemary (opowiadanie)

Dzień był jakiś taki ponury, ludzie chodzili ze zwieszonymi głowami, patrzyli spode łba, przeklinali wszystko i wszystkich, gotowi byli zabić za jedno spojrzenie. W taki dzień, jak ten, nie chce się nikomu wychylić z domu nosa, a ponadto zdarzają się dziwne historie, takie jak ta.
Otóż rano zadzwonił do mnie stary przyjaciel, Tomasz, z którym nie widzieliśmy się już parę dobrych miesięcy. Od kiedy jego żona, Marta, zaszła w ciążę, ciągle nie ma czasu, umawia się, a potem o tym zapomina, nie bierze kieliszka do ręki, tłumacząc, że teraz musi cały swój czas poświęcić żonie.
- Kopę lat – mówię do słuchawki słysząc jego głos – Miło cię słyszeć.
Oczywiście tak naprawdę, nie cieszy mnie to ani trochę, bo w taki dzień wcale nie jest miło słyszeć kogokolwiek, a tym bardziej kumpla, którego skreśliło się już z listy towarzyskiej.

- Tak – mówi – Co u ciebie słychać?
Odpowiadam, że w porządku, chwilę rozmawiamy o niczym.
- Słuchaj – mówi nagle – Mogę ci zadać dziwne pytanie?
Od początku był jakiś nienaturalny, można było się domyślić, że dzwoni w nietypowej sprawie.
- Wal!
- Ale nie pytaj, dlaczego pytam – prosi – Czy dzwoniła do ciebie Marta?
- Marta? – dziwię się zapominając o jego prośbie – A dlaczego miałaby dzwonić?
Przyjaźniłem się również z nią, ale nie tak bardzo, żeby miała do mnie dzwonić ot tak, bez żadnego powodu.
- Więc nie dzwoniła?
- Nie, ale...
- Nic nie mów – podkreśla – To nie jest rozmowa na telefon, mogę do ciebie przyjechać?
- Tak – wymyka mi się – Tylko...
- Zaraz będę – ucina i odkłada słuchawkę.
Musiał dzwonić z budki gdzieś blisko, bo nie mija kwadrans a słyszę pukanie do drzwi.
- Cześć – życie małżeńskie musiało Tomaszowi służyć. Wygląda dobrze, przytył, twarz ma wypoczętą, tylko oczy są jakieś niespokojne – Uff, dobrze, że cię zastałem.
- Co się stało? – pytam zapraszając go do środka. Siadamy w pokoju, wyjmuję butelkę wódki – Napijesz się?
O dziwo nie odmawia, bez mrugnięcia wypija kieliszek. Wzdycha ciężko i wyznaje:
- Marcie odbiło! Całkowicie postradała zmysły. W żaden sposób nie mogę do niej trafić.
- Ale co się stało?
Kręci głową.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, żebyś sobie nie pomyślał... Słuchaj, oglądałeś Dziecko Rosemary?
- Wiele razy – przyznaję – Niesamowity film.
- Właśnie – przytaknął – Ja też byłem pod wrażeniem. Więc ostatnio, kiedy przeczytałem w programie, że będzie leciał w telewizji, namówiłem Martę na wspólny seans. Broniła się, że nie lubi horrorów, ja jej na to, że to nie jest typowy horror, że na pewno jej się spodoba, że pokocha go tak, jak ja go pokochałem.
No i namówił ją. Opowiada jak późnym wieczorem gaszą światło i przytuleni do siebie na łóżku wrzucają odpowiedni kanał. Zaczyna się film, oglądają z zapartym tchem.
- To jednak nie był dobry pomysł – kończy.
- Film się jej nie spodobał?
- Przeciwnie – kręci głową – Nawet bardzo się spodobał. Długo wpatrywała się w napisy końcowe, a potem powiedziała: "Boję się". Roześmiałem się, myślałem, że to taki zdrowy, pozytywny strach, jaki wywołuje dobry horror.
Marta jednak była nieswoja, nie wiedziała czym się zająć, chodziła między kuchnią a łazienką, nie chciała położyć się spać. Powtarzała, że się boi, potem chciała się kochać, ale nic z tego nie wyszło, całą noc kręciła się na łóżku, a kiedy Tomasz próbował ją objąć, przytulić, odpychała jego ramiona. Następnego dnia też była nie w sosie, i kolejnego. Trwa to już tydzień.
- No i wyobraź sobie, że kilka dni temu dzwoni do mnie Jakub i mówi, że właśnie przed chwilą rozmawiał z Martą.
Jakub był znacznie bliżej Marty niż ja.
- Co w tym dziwnego?
- Otóż powiedziała mu, że podejrzewa mnie o udział w jakiejś satanistycznej sekcie. Myśli, że podpisałem pakt z diabłem, żeby dostać awans w pracy, w zamian za jej dziecko, dasz wiarę?
- Dostałeś awans?
Wzrusza ramionami.
- Cóż, od dwóch miesięcy jestem szefem regionalnym – przyznaje – Ale należał mi się.
- Gratuluję, myślałem, że regionalnym ma zostać u was ten łysiejący... jak mu tam?
- Kwiatkowski – przytaknął – Miał wypadek na nartach, jest sparaliżowany. Słuchaj, nigdy go nie lubiłem, ale nie życzyłem mu tego wypadku. Szczerze mu współczuję. Po prostu traf tak chciał.
- Traf? – i żartuję – Wiesz co, ty jesteś nawet podobny do Cassavetesa!
- Cholera, nie drwij. Sprawa jest poważna, Marta naprawdę to sobie ubzdurała. Nie chce jeść niczego, co jej przygotuję, nie śpimy razem, próbowała nawet wyprowadzić się do rodziców, zmienić lekarza, na szczęście nikt jej nie wierzy.
- Jak Rosemarze!
Machnął ręką.
- Wymyśliła też sobie, że w spisku uczestniczą nasi sąsiedzi, bogu ducha winna para staruszków. Swoją drogą bardzo mili ludzie, przez te idiotyczne zagrania Marty, bardzo żeśmy się zżyli. Mają chyba z osiemdziesiąt lat, ale zachowują się jakby mieli dwadzieścia.
- Wszystko jak na filmie. Nie sprawdzałeś czasem, czy ten staruszek nie jest czarownikiem i nie ma jego zdjęcia w czarnej księdze sprzed wieku?
- No tak, rzeczywiście wygląda to zabawnie... Ale musiałem się komuś zwierzyć – mówi wstając – Pójdę już. Aha, mam do ciebie prośbę. Gdyby zadzwoniła do ciebie Marta, pewnie nie zadzwoni, ale gdyby, udawaj... że jej wierzysz.
- Jak to?
- Nie wyprowadzaj jej z błędu. Rozmawiałem z psychiatrą, podobno to może pomóc. Marta zaakceptuje całą sytuację i przejdzie ponad nią do porządku dziennego.
Musiał to przewidzieć. Nie mijają bowiem dwie godziny, a w słuchawce słyszę głos Marty. Ponieważ jestem przygotowany, nie dziwi mnie jej prośba o jak najszybsze spotkanie.
- Czy był już u ciebie Tomasz? – zapytała najpierw Marta.
Zaprzeczyłem, jednak mało przekonująco.
- No tak – kiwa głową – Do ciebie też zdążył przede mną. Co ci naopowiadał?
Zdecydowałem się nie brać udziału w grze Tomasza. Przecież nie będę udawał, że jej wierzę.
- Cóż, myślę, że nie powinnaś zbyt poważnie brać filmów – zaczynam – Dziecko Rosemary to tylko film, takie historie nie zdarzają się w życiu.
- Właśnie – uśmiecha się ubawiona – Tylko jak to wytłumaczyć Tomaszowi?
- Jak to?
- Wiem, naopowiadał ci pewnie, że oskarżam go o konszachty z diabłem – śmieje się – Czy ja wyglądam na taką histeryczkę?
- Więc to wszystko nieprawda?
Oczywiście już wcześniej zastanawiałem się, czy zbijają się ze mnie, ale dlaczego mieliby to robić, jeśli przez tyle miesięcy się nie odzywali?
- Niestety, nie wszystko – mówi Marta wzdychając ciężko – Tomasz sam siebie o to oskarża. Zacznijmy od początku. Kilka miesięcy temu, kiedy jeszcze nie mieliśmy dziecka w planach, Tomasz wrócił bardzo wzburzony z pracy. Powiedział, że na stanowisko szefa regionalnego nie wystawili jego kandydatury, tylko Kwiatkowskiego.
- Pamiętam – roześmiałem się, wtedy jeszcze dość często się kontaktowaliśmy – Zadzwonił do mnie i powiedział, że zamiast niego wybrali tego łysego chuja.
- Tak, nie przebierał w słowach. Tego wieczora wylał na Kwiatkowskiego kilka kubłów wyzwisk i przekleństw. Potem poszliśmy do łóżka i – może nie powinnam ci zdradzać takich szczegółów – ale kochając się, też nie potrafił o nim zapomnieć.
Doszło do tego – ciągnęła opowieść – że kochając się z żoną zaczął mówić różne przykre rzeczy, na przykład: "Kwiatkowski może być szefem, ale i tak nie będzie bzykał tak jak ja, prawda kochanie?"
- Znasz go, nie jest zły, ale czasem go ponosi – zakończyła – Kiedy leżał potem wpatrując się w sufit powiedział: "Sprzedałbym duszę, żeby tylko powinęła mu się noga". Kilka tygodni później dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
- A potem Kwiatkowski miał wypadek, a Tomasz zaczął tobie i sobie wmawiać, że to jego wina?
- Dokładnie. Powiedział nawet, że obiecał diabłu nasze dziecko, jeśli wysłucha jego prośby. Najgorsze jest jednak to, że wciągnął w całą sprawę parę staruszków, którzy mieszkają niżej. Ostatnio kobieta powiedziała mi, że jeśli Tomasz będzie dalej ich nachodził i wmawiał jej mężowi, że jest czarnoksiężnikiem, to doprowadzi go do zawału.
Takie buty.
I powiedzcie mi, komu mam wierzyć? Czy bardziej godna zaufania jest historia Marty, czy Tomasza, a może oboje robią sobie ze mnie jaja? Czy w ogóle cała historia warta jest zachodu? Czy ktoś uwierzy, że mogła wydarzyć się tu, nad Wisłą?
Nieważne, kończy się ten cholerny, niemiły dzień, a ja sobie myślę: w każdym z nas drzemią demony, więc Tomasz może mieć rację i może czuć się winny. A czy Marta nie powinna się obawiać? Przecież każdy dzieciak to mały diabełek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz