niedziela, 14 sierpnia 2011

Powrót - opowiadanie o... miłości

W końcu udało mu się dotrzeć do domu. Uszczęśliwiony oparł się o drzwi i nacisnął dzwonek. Z głośnika dobiegł go dźwięk Marsylianki, którą jego żona wgrała przed tygodniem do automatu, uważając, że to zabawne witać gości tak radośnie przyjacielską pieśnią.
Drzwi otworzyły się. Jak się okazało, jego żona wcale nie była tak szczęśliwa jak on. Pociągnęła go za płaszcz do środka z miną kwaśną, złowróżbną.
- Nareszcie - rzekła - Cholerny pijak.
Pomogła mu zdjąć buty i chwyciła za płaszcz.
- Puść - starała się oderwać jego dłonie od brzucha, lecz przytrzymywał je kurczowo - No co ty robisz, puszczaj?
Pociągnęła nosem.
- Ależ ty śmierdzisz. Zsikałeś się, czy co?
Był w stanie tylko wybełkotać coś bez ładu i składu.
- Lepiej nic nie mów. Dawaj ten cholerny płaszcz.
Na siłę zerwała go z jego ramion. Krew bryznęła na wszystkie strony.

- Jezu - chwyciła się za głowę - Jak mogłeś, nowa koszula.
Koszula błyskawicznie nasiąkała krwią, która ciekła teraz strumieniem także na dywan.
- I dywan...
Był do wyrzucenia.
- To nie moja wina - rzucił ostatkiem sił - Czekało na mnie takich dwóch, przed barem. Pchnęli mnie nożem.
- No i jak to wygląda? - pokręciła głową, ręce jej opadły, westchnęła - Jak małe dziecko. Na brzuchu to nawet nie da się zacerować. Będzie widać.
- Ten nóż... był strasznie duży.
- Przecież widzę, dziura jak cholera. Dobrze, że założyłeś ciemną koszulę. Inaczej nadawałaby się tylko na śmieci. Zdejmuj!
Bez koszuli wygląda to naprawdę źle. Z brzucha wylatują mu całe hektolitry krwi, kiszki prą do przodu, do światła. Musi przytrzymywać wnętrzności, by nie wywaliły się na nowo polakierowany parkiet. Żona szybko namacza koszulę w łazience.
- No, może jeszcze coś z niej będzie - mówi patrząc na materiał pod światło.
Wyjmuje maszynę do szycia i zerka na niego.
Zrobił się trupioblady, już niemal cała krew wypłynęła.
- Przestań w końcu się mazgaić - nakazuje - Widzicie go, małe draśnięcie i już się rozczula nad sobą. Może jeszcze mam cię przytulić i pogłaskać po główce, co? Bądź mężczyzną. Spokój, natychmiast!
Krew przestaje płynąć, wnętrzności cofają się z powrotem. Żona ma dużą siłę przekonywania.
- Już my sobie jutro porozmawiamy! - obiecuje.
Jak zawsze mówi wykrzyknikami. Nie znoszą sprzeciwu, tłumią wszelkie głosy protestu. A taki był szczęśliwy, że go napadli i dźgnęli tym ogromnym nożem, tak pełen optymizmu wracał tym razem do domu. Wymówka nic jednak nie dała - jest tak samo zła jak zawsze, a nawet jeszcze bardziej. Jutro znowu nie da mu żyć. Och, jakże chciałby nie doczekać jutra.
- Spać!
Bez słowa staje na baczność i w ponurym nastroju rusza do sypialni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz