wtorek, 16 sierpnia 2011

Krok po kroku (opowiadanie)

O czym można rozmawiać z zupełnie obcą osobą?
Winda stanęła w pół piętra, światło zgasło, cicho szumiące silniczki wentylacji zamilkły. W środku byliśmy tylko ja i ona, zupełnie obcy sobie kobieta i mężczyzna. Na dodatek jest kobietą, a ja zawsze miałem problem w nawiązywaniu kontaktów z kobietami. Od dziecka byłem chorobliwie nieśmiały, kiedy zostawałem sam na sam w towarzystwie dziewczyny czułem przerażająco mocny ucisk na krtani, jakby dusił mnie jakiś pyton. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa, a jeśli nawet mi się to udało, wypadało przerażająco niemrawo i nieciekawie. Tak, to prawda, do dwudziestego roku życia pozostawałem prawiczkiem.
- Widzi pan coś? - kobieta przerywa milczenie, a ja czuję ten znajomy, prześladujący mnie od dziecka ucisk.
- Nie - odpowiadam chrypiącym głosem.
- Cholera, mam ważne spotkanie - mówi kobieta - Że też akurat mi i to teraz musiała się przytrafić taka heca.
- Niech pani się nie przejmuje, to moja wina. Zawsze miałem pecha. Gdybym nie wsiadł za panią, pewnie zepsułaby się następna winda.
- Proszę nie pleść bzdur. Niech pan lepiej poszuka alarmu.
Wyciągam rękę i natrafiam na coś miękkiego i wypukłego. Właściwie to twardego, ale za miękkiego, żeby było alarmem. Miękkość cofa się.
- To ja - mówi kobieta.
- Och, przepraszam.
- Nie szkodzi, proszę szukać dalej.
Odnajduję guziki i naciskam jeden po drugim. Nic.
- Chyba nie działa - mówię.
- Na pewno nacisnął pan właściwy?
- Próbowałem wszystkie.
Westchnęła.
- No to jesteśmy uziemieni.
Słyszę szum, jakby osuwała się po ściance windy na podłogę. Potem dwa ostre dźwięki i stukot butów uderzających o ścianę.
- Proszę mi wybaczyć, musiałam zdjąć buty. Strasznie uwierają - wyjaśniła - Nawet pan sobie nie wyobraża, jaka to męka chodzić w szpilkach.
- Zawsze podziwiałem kobiety, które potrafią poruszać się w butach na wysokich obcasach. Pani to robi z wielką gracją.
- Przyglądał się pan jak chodzę?
Chrząknąłem.
- Cóż, trudno było nie patrzeć.
Roześmiała się.
- Pewnie w innych okolicznościach... to miłe, co pan powiedział, dziękuję.
I milczymy. Mam wrażenie, że ta cieniutka nić porozumienia została zerwana. Wsłuchuję się w jej oddech. I niesamowite, nie czuję już ucisku pytona.
- Zabawne jak tu wszystko słychać. Każdy szmer - mówię.
- W ciemności zawsze lepiej słychać. Widzi pan coś?
- Nie, nic. Nawet swojej dłoni.
- Zawsze myślałam, że oczy w końcu przyzwyczajają się do ciemności i zaczynają widzieć. Wie pan, że zawsze bałam się ciemności. W dzieciństwie śniłam, że jestem zamknięta w jakiejś komórce i nikt nie chce mi otworzyć drzwi. Bałam się, że tak już będzie zawsze. Proszę sobie wyobrazić, że moja siostra jest niewidoma, pewnie dlatego miałam takie sny. To musi być straszne, nic nie widzieć przez całe życie.
- Jeszcze gorzej stracić wzrok później, w jakimś wypadku czy tak po prostu...
- Obudzić się i nic nie zobaczyć, tylko ciemność. Tak, pewnie dlatego tak się bałam. Budziłam się cała rozpalona... Gorąco tu!
- Tak - mruknąłem.
- Nie pogniewa się pan jak zdejmę żakiet?
- Proszę robić, co się pani podoba.
Chwila milczenia.
- Zdjęłam - powiedziała zadowolona - Rozepnę chyba bluzkę. Panu nie jest za ciepło?
- Tak - zdjąłem sweter. Miałem mokrą od potu podkoszulkę.
Zachichotała.
- Co panią tak bawi?
- Rozbieramy się - powiedziała wciąż się śmiejąc - Gdyby teraz nagle ktoś naprawił windę i drzwi otworzyłyby się przed dziesiątką oczekujących na nią ludzi, to mogliby sobie pomyśleć...
Znowu chwila milczenia.
- Muszę pani coś powiedzieć - szepnąłem.
- Tak?
- Cóż, to krępujące. Prawdę mówiąc, tak mi się pani spodobała... na zewnątrz, zanim jeszcze weszliśmy do tej windy, tak bardzo podobało mi się jak pani chodzi, że pobiegłem za panią. Chciałem zdążyć zanim zamkną się drzwi, dlatego jesteśmy tu razem - wyznałem.
Nic nie odpowiedziała. Przez chwilę myślałem, że czuje się obrażona.
- To naprawdę miłe, co pan mówi.
- Bałem się, że panią urażę.
- Skąd, kobiety lubią komplementy. Jestem tylko zła na siebie, że nie zwróciłam wcześniej na pana uwagi. Zupełnie nie wiem, jak pan wygląda. Jest pan przystojny?
- Niespecjalnie.
- Proszę tak nie mówić. Na pewno musi pan mieć coś w sobie. Nie, to ja zadaję głupie pytania, a tak naprawdę wcale nie interesują mnie na nie odpowiedzi. Właściwie to nie lubię przystojnych mężczyzn. Wolę przeciętnych, a nawet brzydkich. Tylko muszą mieć coś w sobie.
- Problem w tym, że chyba niczego takiego nie posiadam.
- Nieprawda - zaoponowała gwałtownie - Już wiem, że tak nie jest. Gdybym pana widziała, niczego by to nie zmieniło. Chyba że na lepsze...
Usłyszałem szmer, jakby zmieniała pozycję. Poczułem, że jest teraz bliżej.
- Mogę pana dotknąć? - zapytała - To znaczy pańskiej twarzy? Zawsze byłam ciekawa jak to jest poznawać ludzi przez dotyk, jak moja siostra - dodała wyjaśniająco.
- Proszę - jęknąłem. Muszę przyznać, że o niczym innym nie marzyłem.
Trwało chwilę zanim natrafiła na moją głowę. Jej palce przeczesały moje włosy, musnęły czoło, oczy, przejechały po nosie i delikatnie pogładziły usta.
- Ma pan twarz dobrego człowieka... i piękne usta. Chce pan też spróbować? Proszę mnie dotknąć!
Chwyciła moją dłoń i przyciągnęła ją do siebie. Ale tak, bym tylko mógł musnąć jej rysy.
- Podobam się panu? Niech pan zapomni jak wyglądam. Podobam się panu przez dotyk?
Cudowna, gładka skóra, piękne, równe rysy twarzy. I niewiarygodne, pociągnęła dłoń niżej, na szyję, łopatki, piersi.
- Muszę coś pani powiedzieć - syknąłem, gdy poczułem te wyszukane miękkości - Nie po raz pierwszy za panią idę. Zdarzało mi się to już nie raz, znam panią od wielu dni, lubię panią obserwować.
- Nie zna mnie pan - mocniej przycisnęła moją dłoń do piersi - Ja też muszę coś panu powiedzieć. Jechałam tą windą do kochanka. Zawsze nią do niego wjeżdżam. Ostatnio po to, żeby z nim skończyć raz na zawsze, ale za każdym razem nie potrafię i oddaję mu się. Mimo że już go nie kocham, że mam go dość, że nie mogę na siebie potem spojrzeć, oddaję mu się, bo mnie pociąga. Choć moja dusza go nienawidzi, moje ciało pożąda. To jest jak narkotyk, straszne...
I pociąga moją dłoń niżej. Ma zabawną fałdkę na brzuchu, jak zagubiona fala morza martwego. Jeszcze niżej i niżej...
- Chyba nie powinniśmy - protestuję nieśmiało, ale ona przyciąga mnie do siebie i sama zaczyna badać dokładniej, dogłębniej. Natrafia na wypukłość w moich spodniach, uwalnia ją z nich.
- Jest taki pulsujący, duży - mówi - Wylecz mnie, proszę. Wylecz mnie z tej cholernej choroby.
Co się dzieje dalej? Cóż, chciałbym, żeby przebiegło to gładko, romantycznie, ale podłoga w windzie jest za mała, niewygodna. Mimo starań, nie wychodzi to najlepiej.
- Podnieśmy się - proponuje moja towarzyszka.
Unosi się, opiera o ścianę, ściąga majtki i przyciąga mnie do siebie. Za chwilę zaczynamy dość swobodny, pozbawiony reguł taniec, przerywany od czasu do czasu jej komendami:
- Wolniej... o tak... szybciej, poczekaj!!!
Poczekaj, łatwo powiedzieć. Dla kobiet wszystko jest takie proste, nie muszą się tak stresować.
- Przepraszam - mówię - Cholerna winda, wiesz jak mnie to bierze. Nie mogłem się powstrzymać.
Wzdycha ciężko poprawiając ubranie.
- Cholera, poplamiłeś mi sukienkę, jak teraz pokażę się u mamy?
- Przepraszam - powtarzam.
- Zapal lepiej światło! - nakazuje, a potem - Do diabła, moje oczy.
I co, mój drogi agencie nieruchomości? Mówiłeś, że ta komórka do niczego się nie przyda. Dwa metry na dwa, można tu zrobić ewentualnie szafę na ubrania, ale nie policzymy państwu za to, ten kącik macie gratis.
Szafa, też mi pomysł.
Komórka okazała się idealnym miejscem na windę. Teraz przypomina najprawdziwszy dźwig osobowy nowoczesnego wieżowca. Ma guziki tam gdzie trzeba, ściany pomalowane na kolor stalowy, małe przyćmione światełka wyłączane jednym guzikiem, a nawet rozsuwane drzwi. Jest nawet lepsza od prawdziwych wind: tak łatwo ją zepsuć i naprawić. No i nikt nie wejdzie w nieodpowiednim momencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz