niedziela, 14 sierpnia 2011

W czym problem? - opowiadanie o... innej miłości

Tak sobie myślę: jak to jest być dymanym w dupę? Taki Albert - miły z niego człowiek - ale co może czuć, gdy jakiś koleś pakuje mu członka w tyłek. Przecież to okropne. No dobra, może dla niego jest to przyjemne, niemniej jednak musi zdawać sobie sprawę, że brzmi nieciekawie. I do tego jeszcze pewnie go podnieca.
Albert jest moim sąsiadem, ma dar łatwego nawiązywania znajomości. Przychodzi mu bez trudu zamiana zupełnie obcego człowieka w przyjaciela i to w ciągu zaledwie paru minut.
Pierwszego dnia, kiedy się wprowadziłem, pomógł mi otworzyć drzwi, których zamek zardzewiał. Opowiedział mi połowę swojego życia i bez skrępowania wyjawił, że jest pedałem.

- Ale nie obawiaj się, nie zamierzam cię podrywać?
- Nie sypiasz z sąsiadami? - zażartowałem.
- Nie, po prostu nie jesteś w moim typie!
Mimo to, polubiłem go. Fajny z niego koleś i całkiem zabawny. Ale ten członek w tyłku...
Któregoś dnia zdecydowałem się z nim porozmawiać na ten temat. Cóż, nie powiem, było to lekko krępujące, ale w końcu zapytałem:
- Słuchaj Albert, jak to z wami jest? Czy chodzi o to, że podnieca cię sam stosunek, czy robicie to, bo wam się wydaje, że tak trzeba?
Roześmiał się.
- Dokładnie tak, jak z kobietami - odparł.
- Czyli podniecacie się normalnie? Lubisz to?
- Jeszcze jak!
I śmieje się. A mi ciągle chodzi po głowie ten członek w tyłku.
Z czasem zacieśniamy kontakty, nawet nazywam go swoim przyjacielem. Jest doskonałym kompanem. Nie podrywa moich dziewczyn, nie stara się ze mną rywalizować, pokazać się z lepszej strony. Na basenie grzecznie zostaje w tyle, a potem mówi: "wspaniale pływasz". Słucha, kiedy mówię, nie sprawiając wrażenia, że tylko czeka na swoją kolej, żeby samemu coś powiedzieć. Przedstawiłem go kilku znajomym i też go polubili. Mówię do nich:
- To jest Albert, mój przyjaciel.
Ostatnio zamieszkaliśmy razem. Nie zrozumcie mnie źle, tak po prostu jest taniej. Po co mamy wynajmować każdy z osobna mieszkanie za tysiąc, skoro możemy podzielić czynsz po połowie i czuć się tak samo dobrze, jakbyśmy mieli kąt tylko dla siebie. Kiedy sprowadzam sobie dziewczynę, nie czuję się skrępowany. Kiedy on przyprowadza chłopaka, dyskretnie ulatniam się do swojego pokoju. Czasami rankiem siadamy w trójkę (ja, on, jego chłopak lub moja dziewczyna), jemy śniadanie, opowiadamy sobie dowcipy, obrzucamy twarożkiem. Jest miło i zabawnie.
W chwilach samotności możemy na siebie liczyć. Potrafimy przesiedzieć pięć godzin przy butelce wina i rozmawiać o byle czym. Możemy na sobie polegać, szukać wsparcia jeden u drugiego.
Zauważyłem, że nawet członek w tyłku przestał mi przeszkadzać. Owszem, wciąż tkwi tam w głowie, ale nie w ten jednoznaczny pełen pogardy, wulgarny sposób.
To przecież naturalne, że oni też muszą rozładowywać napięcie. Tak czy inaczej. Czego wy w ogóle chcecie od członka w tyłku? Może to całkiem miłe uczucie?
Nie mówcie zanim nie spróbujecie.

1 komentarz: